Kryzys migracyjny w Europie a dyktatura dzikiego tłumu

John O’Sullivan, redaktor „National Review”, w artykule pt. On Europe’s Migration Crisis, the Global-Governance Crowd Dictates Wildly Unrealistic Policies komentuje współczesny kryzys europejski spowodowany dwoma czynnikami – projektowaniem wspólnej polityki migracyjnej oraz zawirowaniami w strefie euro.

 

O ile problemy związane z Grecją, polityką wyrzeczeń, twardym stanowiskiem Niemiec, były już opisywane wielokrotnie, to napływ emigrantów nie tylko drogą morską, ale także lądową, jest czymś zupełnie nowym. Zdaniem dziennikarza, dopiero wydarzenia, które mogliśmy obserwować na Węgrzech, uświadomiły nam rozmiar chaosu w tej dziedzinie. Dlaczego? Ponieważ winowajcą został Viktor Orbán, próbujący ściśle realizować europejskie prawo, mówiące m. in. o rejestracji przybyszów. Nie zmienia to jednak faktu, że litera tegoż prawa pozostaje dziś właściwie martwa.

 

O’Sullivan wyraźnie akcentuje globalny charakter problemu. Kolejne konflikty wybuchające na terenie Afryki i Bliskiego Wschodu powodują, że potencjalnych emigrantów można zacząć liczyć w miliardach, co oczywiście nie oznacza, że wszyscy zdecydują się na przyjazd do Europy. Natomiast można już wyobrazić miliony ludzi uciekających przed głodem, wojną czy po prostu z myślą o lepszym życiu w zamożnych państwach Unii Europejskiej.

 

Zdaniem dziennikarza, Unia Europejska popełniła trzy zasadnicze błędy w zakresie polityki ochrony granic. Po pierwsze, ich zniesienie w obrębie państw wspólnoty nie pociągnęło za sobą wzmocnienia ochrony granic zewnętrznych, przez co emigranci, uchodźcy czy terroryści przypływając do Włoch lub przedostając się do Węgier drogą lądową, bardzo łatwo mogą przemieszczać się z państwa do państwa, pozostając niemal poza kontrolą. Po drugie, nie istnieje szybka ścieżka prawna do wydalenia ze wspólnoty UE tych ludzi, którzy stanowią wyraźne zagrożenie lub w oczywisty sposób można określić ich mianem emigrantów ekonomicznych. O’Sullivan podaje przykład zablokowania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka włoskiego projektu deportacyjnego, co sprawia, że pod naporem tysięcy ludzi możliwość ta właściwie nie istnieje. Wreszcie, obligatoryjny kwotowy system przyjmowania przybyszów. Składa się na to kilka powodów, począwszy od niezgodności z przepisami strefy Schengen, aż po zasadę swobodnego przepływu pracowników w ramach Unii Europejskiej (innymi słowy, w świetle prawa nie można ich zmuszać do pozostania na terenie danego państwa). Z drugiej strony, takie rozwiązanie stanowi wyraźną zachętę dla osób, które dopiero zdecydują się na ciężką przeprawę przez Morze Śródziemne czy próbę pokonania Bałkanów. Z tego wynika, pisze dziennikarz, że intensyfikacja exodususpowoduje ponadto wzrost liczby przemytników, tonących łodzi, ofiar.

 

Kolejnym problemem jest kwestia prawnego obowiązku pomocy emigrantom. Jak pisze: „Europejczycy mają taki obowiązek, na podstawie konwencji ONZ z roku 1951 wobec uchodźców uciekających przed wojną i uciskiem. Ale większość migrantów zmierzających dzisiaj w kierunku Europy, w tym ujęciu, nie jest uchodźcami wymagającymi ratunku”. Ostrożne szacunki mówią, że takich przypadków wśród osób napływających do Europy jest tylko 38%. Po drugie, dziennikarz uważa, że pomoc w ucieczce przed wojną nie jest równoznaczna z pomysłem zapewnienia im pracy, mieszkania i większego komfortu. Dlatego warunkiem sine qua nonpowodzenia całej akcji jest ścisłe odróżnienie emigrantów zarobkowych od uchodźców. Dalej, wszyscy sygnatariusze konwencji są w podobnym stopniu zobligowani do pomocy uchodźcom, nie tylko członkowie Unii Europejskiej. Dlatego rozsądnym pomysłem byłoby, zdaniem dziennikarza, powiększenie puli państw, które mogły by przyjąć przybyszów z terenów ogarniętych wojną.

 

O’Sullivan wskazuje, że rozwiązanie obecnego kryzysu nie będzie możliwe bez zaangażowanej postawy Stanów Zjednoczonych, które brały już udział w podobnej sytuacji w drugiej połowie lat siedemdziesiątych – wówczas „boat people” przypływali z terenów Azji Południowo-Wschodniej. Co ważne, nie na zasadzie deklaracji o przyjęciu określonej liczby emigrantów, lecz objęcie patronatu nad konferencją ONZ, czuwając nad sprawiedliwym podziałem kwot. Ten koncept wymaga jednak ściśle określonego planu, włącznie ze wspomnianą wcześniej koniecznością podziału ludzi na emigrantów ekonomicznych oraz uchodźców. Dla dziennikarza ten pomysł wydaje się lepszy ze względu na lepsze umocowanie prawne oraz większą liczbę zaangażowanych państw, co sprawiłoby, że rządy mogłyby dobrowolnie określić liczbę przyjmowanych przybyszów. Po drugie, można byłoby stworzyć specjalne centra w rejonie Afryki i Bliskiego Wschodu, które już na miejscu dokonywałyby oceny, którzy ludzie wymagają niezbędnej pomocy, a którzy poszukują tylko lepszego życia. Kolejną ważną rzeczą jest to, że wedle prof. Paula Colliera, prawdziwi uchodźcy zakładają w dalszej perspektywie powrót do kraju po zakończeniu działań wojennych. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby przygotowanie dla nich miejsc pracy w sąsiednich państwach, wzmacniając tym samym lokalne struktury społeczne i ekonomiczne.

 

W podsumowaniu O’Sullivan stwierdza, że koniecznym warunkiem długoterminowego rozwiązania kryzysu państw demokratycznych jest zmniejszenie roli ponadnarodowych ośrodków decyzyjnych (głuchych na wieloletnią krytykę ekspertów, publicystów, wreszcie samych polityków), niemających legitymizacji suwerena oraz większa odpowiedzialność partii politycznych w przyjmowaniu kosztów i braniu pod uwagę zdania społeczeństwa.

 

Źródło: http://www.nationalreview.com/article/423729/europe-migration-crisis-global-governance-democracy

 

22.09.2015