Trump, NATO i obrona Europy

Wszystko byłoby takie proste, gdyby 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych została Hilary Clinton. Jako postać będąca od 30 lat częścią amerykańskiego umeblowania instytucjonalnego, bez problemu wślizgnęłaby się w globalny porządek strategiczny. Jednak Clinton nie została wybrana na prezydenta, co zdaniem Roberta Fry’a, eksperta „Prospect Magazine”, oznacza, że wkraczamy na zupełnie nieznane terytorium.

 

Robert Fry przyjrzał się wszystkim informacjom, które możemy uznać za wiadome. Jeżeli chodzi o obronę Europy, mierzymy się obecnie z czynnościami odwetowymi ze strony Rosji. Rosji, która jak dotąd zaanektowała Krym, zdestabilizowała Ukrainę oraz interweniowała na własną rękę w Syrii. Zdaniem autora, bliższa analiza tych działań pokazuje nam, że każde z nich było precyzyjnie nakierowane na przetestowanie reakcji Zachodu, w tym przede wszystkim Stanów Zjednoczonych.

 

Według autora, aneksja Krymu była swego rodzaju powrotem do status quo ante, zaś działania podjęte przez Rosję w Syrii były wystarczające, by pokazać, że zmiana w tym regionie jest możliwa, ale nie na tyle, by zawrzeć tam trwałe porozumienie. Operacje na Ukrainie nasunęły więc najbardziej pouczające spostrzeżenia. Miały bowiem na celu bardziej zdezorientowanie legalnie wybranego rządu, aniżeli stworzenie bezpośredniego zagrożenia militarnego. Rosja, unikając bezpośredniej konfrontacji z państwami Zachodu, przybliżyła światu pojęcie wojny hybrydowej.

 

Tak długo, jak długo Ameryka oferuje swoje wsparcie Europie za pośrednictwem NATO, Rosja może jedynie głośno szczekać, jednak, ze względu na swoją obecną sytuację gospodarczą nie wejdzie na drogę konwencjonalnego konfliktu z Zachodem, gdyż taka decyzja pogrążyłaby ją całkowicie. W całej swej przebiegłości, wojna hybrydowa jest doktryną wywłaszczonych i nie jest w stanie mierzyć się ze strategiczną pewnością amerykańskiej potęgi.

 

Tyle z tego, co zdaniem Fry’a wiemy. Jeżeli chodzi zaś o niewiadome, czyli przede wszystkim o Trumpa i jego politykę zagraniczną, wiemy, że prezydent elekt nie lubi samowolnie przybywających do USA cudzoziemców. Z książki Gideona Rachmana wiemy także, że w 2000 roku 50 procent wydatków NATO stanowił wkład Stanów Zjednoczonych, zaś w roku 2012 aż 70 procent. Jeżeli zatem przewijające się przez całą kampanię Trumpa hasła dotyczące nacjonalizmu, protekcjonizmu i miłosierdzia nie znajdą odzwierciedlenia w amerykańskiej polityce zagranicznej, wówczas nadejdzie czas, w którym dekadenccy i beztroscy Europejczycy będą musieli stanąć sami w swojej obronie albo też zmierzyć się z konsekwencjami swojej bezczynności.

 

Robert Fry podsumowuje, że w wielu aspektach Konstytucja Stanów Zjednoczonych wydaje się być napisana wprost dla Donalda Trumpa. Na chwilę obecną Europa powinna więc bardziej obawiać się polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych aniżeli Rosji.

 

Opracowanie: Agata Supińska

 

Źródło:http://www.prospectmagazine.co.uk/world/trump-nato-and-the-defence-of-europe

 

9.11.2016