Brexit – a więc się stało (i dalej dziać będzie)

Nie ma co gloryfikować polityki brytyjskiej – i to nie przez wspomnienie XIX w. czy II wojny światowej, co, drodzy ‚realiści’, niewiele teraz wnosi – ale z Wielką Brytanią w UE było jednak trochę raźniej: silne państwo, które mogło czasem wstrzymywać walec unijnego ‚głównego nurtu’. Lepsi torysi ze wszystkimi swoimi wadami (choćby i tą, że ich pragmatyzm jest często boleśnie niekonserwatywny czy antykonserwatywny) niż większość post-chadecji, nie mówiąc już o liberałach, socjaldemokratach i różnego typu liberalno-lewicowych nurtach.

Chęć ucieczki wielu Brytyjczyków z UE jest zrozumiała, choć oczywiście ryzykowna. Skoro mogą odpowiadać i płacić tylko za swoje błędy i zaniechania, to po co mają jeszcze dokładać sobie te, które produkuje z uporem ‚główny nurt’ unijny. Choć też oczywiście: Wielka Brytania to Wielka Brytania. Jej specyfika jest nieprzekładalna na sytuację Polski. U nas próg wytrzymałości na niemądre idee i działania ‚głównego nurtu’ musi być znacznie wyższy, a rachunek zysków i strat sporządza się na innym schemacie.

Położenie, stan zasobów i powiązań – i tym podobne oczywistości, wśród których trzeba też wymienić stanowisko w tej sprawie (niezależnie od motywów i stopnia jego przemyślenia) większości Polaków.

Skoro ‚bycie w’ jest wciąż podstawową, wynikającą z sytuacji, opcją, tym bardziej szkoda, że znika z UE państwo, które czasem mogło owo ‚bycie w’ nieco przynajmniej ułatwić, a na pewno zwiększało pole manewru. Ten ostatni walor brytyjski tym bardziej warto było doceniać (choć nie przeceniać), gdy się zważy, że różne inne ‚czynniki wzrostu pola manewru’ miały i mają poważne słabe strony – bądź są znacznie mniej znaczące, dysponując dużo mniejszą mocą sprawczą, bądź, np., są zarazem elementem rosyjskiego pola manewru. A – idąc tropem tych dość wyświechtanych określeń – zwiększanie pola manewru nie powinno być celem samym w sobie, skoro te manewry stają się niebezpieczne.

Brytyjczycy byli w tych grach partnerem dość bezpiecznym – miewali, co oczywiste, inne interesy, ale ich przewidywalność ułatwiała rachuby z ich udziałem. Rzecz jasna nie znikają z polityki międzynarodowej, ale pustki, które uczynili w UE tym wszystkim, których nie zadowala rola doczepki do ‚mainstreamu’, a którym zarazem dalekie są przywary i wady części prawicowych alternatyw dla niego (zwłaszcza prorosyjska orientacja), są dotkliwe. ‚Główny nurt’ z pewnością szybko przypomni o tego konsekwencjach…

W każdym razie nowe okoliczności i nowe problemy w polityce, to także nowe okazje zarówno do ich rozwiązywania, jak i popełniania błędów. Z pewnością będzie ciekawie. I w Wielkiej Brytanii, i w UE – i pomiędzy nimi.

JK