Prezydencka agenda. Nadchodząca prezydentura Gitanasa Nausėdy na Litwie

Andrius Kubilius

Andrius Kubilius

Od 2019 r. europoseł, członek grupy Europejskiej Partii Ludowej. Wcześniej poseł na Sejm Republiki Litewskiej (1992-2019), premier Litwy w latach 1999-2000 i 2008-2012. Członek – od początku jej istnienia – litewskiej partii konserwatywnej, obecnie funkcjonującej pod nazwą Związek Ojczyźniany – Litewska Chadecja, przez wiele lat jej przywódca. 

Andrius Kubilius – dwukrotnie premier Litwy (1999-2000 i 2008-2012), ostatnio – przywódca prawicowej partii Związek Ojczyźniany – Chadecja Litwy (po polsku przejęło się niepoprawne tłumaczenie „Związek Ojczyzny”), w tym roku wybrany na posła do Parlamentu Europejskiego, jest członkiem grupy Europejskiej Partii Ludowej. Poniższy tekst Andriusa Kubiliusa ukazał się 26 czerwca 2019 r. na portalu delfi.lt (https://www.delfi.lt/news/ringas/politics/andrius-kubilius-prezidento-darbotvarke.d?id=81553613). Autor, z pozycji doświadczonego polityka, określa w nim najważniejsze zadania i wyzwania, jakie nowo wybrany prezydent – Gitanas Nausėda, powinien podjąć, by zapewnić swojemu krajowi rozwój i dobrą pozycję międzynarodową. To jednocześnie tekst-analiza sytuacji politycznej Litwy. Jest ważny, bo stanowi swoistą odpowiedź na postawę prezydenta-elekta, który ani w kampanii wyborczej, ani po zwycięstwie nie dookreślił swojej wizji i celów, pozostawiając ekspertów i obserwatorów na długo w sytuacji wyczekiwania i spekulacji. Tekst, nieznacznie skrócony, publikujemy za zgodą redakcji portalu delfi.lt i autora.

Andrius Kubilius

Od 2019 r. europoseł, członek grupy Europejskiej Partii Ludowej. Wcześniej poseł na Sejm Republiki Litewskiej (1992-2019), premier Litwy w latach 1999-2000 i 2008-2012. Członek – od początku jej istnienia – litewskiej partii konserwatywnej, obecnie funkcjonującej pod nazwą Związek Ojczyźniany – Litewska Chadecja, przez wiele lat jej przywódca. 

Każdy z prezydentów Republiki Litewskiej w innym stylu pełnił swoją funkcję: Vytautas Landsbergis, Algirdas Brazauskas, Valdas Adamkus, Dalia Grybauskaitė – każdy z nich miał swą niepowtarzalną wyrazistość. Wyjątkiem był może Rolandas Paksas, którego wyrazistość przejawiła się tylko podczas procedury jego odwołania. Litwa nie miała jeszcze prezydenta bez wyrazu, ale to się może zmienić.

Co powoduje, że prezydent staje się wyrazisty? Najważniejsze osiągnięcia i działania, jakie są wiązane właśnie z jego czy jej prezydenturą. Landsbergis kojarzy się z datą 11 marca – z restytucją litewskiej niepodległości, uzyskaniem dla niej międzynarodowego uznania i upadkiem imperium sowieckiego. Algirdas Brazauskas – z przełamaniem nostalgii do niedawnej przeszłości i początkiem integracji euroatlantyckiej. Valdas Adamkus – z formalną integracją z Zachodem: negocjacjami i przystąpieniem do Unii Europejskiej. Dalia Grybauskatė – ze sprzeciwem wobec agresji rosyjskiej na Ukrainie i umocnieniem obecności NATO na Litwie.

Jaka jest perspektywa prezydenta Gitanasa Nausėdy? Wielu oczekuje, że w porównaniu ze swoją poprzedniczką będzie on łagodniejszy i bardziej otwarty, bo Grybauskaitė była „twarda” i celowo budowała taki swój wizerunek. Ale to nie „twardość” czy „łagodność” stanowi o wyrazistości prezydenta, a nadmiar łagodności może być wręcz szkodliwy, gdy okaże się, że czyni ona prezydenta podatnym na naciski grup interesów. Bycie wyrazistym prezydentem może się okazać dla Gitanasa Nausėdy niełatwym wyzwaniem, szczególnie gdy jego kadencja przypadnie na okres niezbyt kolorowy, czy to w sprawach wewnętrznych, czy zagranicznych. Prawdopodobne jest, że w najbliższych latach w Unii Europejskiej, a więc i na Litwie, wyraziste będą głównie cechy stagnacji gospodarczej i politycznej. Szczególnie – na Litwie. Tymczasem sytuacja międzynarodowa może nie dać nowemu prezydentowi szansy na zaznaczenie swej wyrazistości, a w domu wyrazisty będzie tylko wtedy, gdy stworzy dla siebie czytelną agendę, gdy będzie ona miała charakter programowy i gdy prezydent nie będzie działał w politycznym osamotnieniu. Jeśli się na to nie zdobędzie, pozostanie tylko prezydentem protokolarnym do uświetniania wszelkich obchodów i ceremonii, do odbywania podniosłych, ale zwykle ubogich w treść wizyt zagranicznych. Prezydent może być oczywiście popularny w społeczeństwie, nie odgrywając jednak ważnej roli w życiu państwa.

„Agenda prezydencka” to wyrażenie, które zapożyczyłem od Heritage Foundation, jednego z najbardziej znanych amerykańskich think-tanków. Po każdych wyborach HF ogłasza tekst programowy o takim właśnie ambitnym tytule Presidential Agenda. Przedstawia w nim kluczowe działania, które – zdaniem ekspertów Fundacji – nowy prezydent powinien podjąć podczas swej prezydentury.

Dlaczego warto mówić o agendzie prezydenta Gitanasa Nausėdy? Bo ani w czasie kampanii wyborczej, ani po wyborach jego koncepcja programowa nie została sformułowana. Dotychczasowe hasła o „europejskim dobrobycie” czy „przełamywaniu biedy i wykluczenia społecznego” były fragmentaryczne, brakowało im całościowego ujęcia, a czasem wypowiedzi te przypominały dywagacje, godne ministra od którejś z dziedzin czy dyrektora departamentu. Tymczasem od prezydenta wyborcy oczekują jednak czegoś innego: sygnałów na lepszą przyszłość, na całe kolejne dziesięciolecie, sformułowania swoistej filozofii państwa i przekonania, że ta filozofia pozwoli określić perspektywę rozwoju, a nie będzie się tylko skupiać na technicznych detalach, np. co by tu na Litwie opodatkować.

Jeszcze ważniejsze wydaje się uchronienie prezydenta w najbliższym czasie przed wkręceniem w karuzelę zmian na stanowiskach ministerialnych i układaniem koalicyjnych puzzli. Taka aktywność może się wydawać niezwykle ważna, próba sił politycznych między rozpadającą się koalicją Ramūnasa Karbauskisa a nowo wybranym prezydentem może być nawet ekscytująca, jednak wszystkie te litewskie „gry o tron” nie generują żadnej politycznej wartości dodanej. Więcej jeszcze, tego rodzaju układanki mogą się wydać społeczeństwu brudnymi, partykularnymi gierkami, a prezydent będzie zagrożony popadnięciem w to bagienko. Właśnie podobne gierki będą stanowić tło początku prezydentury, dlatego bardzo ważne jest jak najszybsze wykrystalizowanie „agendy prezydenckiej” tak, by niosła ona treść i stała się pierwszorzędnym przedmiotem dyskusji publicznych, podczas gdy personalne gry o władzę powinny pozostać na drugim planie.

Wykluczenie społeczne i ekonomiczne na Litwie, o którym tak chętnie mówił prezydent, wskazując na znaczenie tego problemu, jest wskazywane jako poważne także w ocenie wielu ekspertów i polityków, jednak nie zostanie rozwiązane poprzez inne niż dotychczasowe rozkrawanie razowego chleba narodowej biedy. W sytuacji, gdy tort wzrostu ekonomicznego w kraju jest cienki i skromny, nie da się wycisnąć z niego „europejskiego dobrobytu”, choćby się go nie wiem jak dzieliło. Na Zachodzie jego kawałki po prostu są grubsze, bo jest większy – i tyle. Oznacza to, że na Litwie należy podnosić nie tyle kwestię nierówności społecznych (niewątpliwie ważną), ile wzrostu ekonomicznego. Należy dążyć do jego osiągnięcia tak, by był on szybszy niż w „starej Europie”, jeżeli chcemy, by choć nasze dzieci odczuły europejski dobrobyt we własnym kraju. Bez tego wzrostu tort będzie ciągle za mały, nie będzie więc dobrobytu. Tymczasem wydaje się, że o czynniku wzrostu gospodarczego właściwie zapomnieliśmy.

Pomijając szczegóły, uważam, że agenda prezydencka 2030 (przy założeniu, że w 2024 Nausėda zostanie wybrany na kolejną kadencję) powinna się składać z trzech części strategicznych. 1. Agenda wzrostu 2. Agenda sprawiedliwości społecznej. 3. Agenda skutecznej polityki zagranicznej.

Zarysuję krótko każdą z nich.

 

Agenda wzrostu

 

  1. Skupienie się na osiągnięciu sukcesu

Zbliża się okres długotrwałej stagnacji gospodarczej na Litwie. W przyszłości będzie nam tym trudniej dorównać do poziomu rozwoju ekonomicznego i społecznego „starej Europy”, jeżeli w istotny sposób nie zmienimy struktury ekonomicznej w naszym kraju. Nie dokonując tej zasadniczej zmiany, znajdziemy się w pułapce średniego rozwoju i staniemy się podobni do Grecji czy Portugalii, które trwale zatrzymały się na poziomie 80 proc. średniej unijnej. Co to będzie oznaczało dla obywateli?

Będzie to znaczyło, że realizację aspiracji, byśmy żyli w dostatku podobnym do niemieckiego czy szwedzkiego, trzeba będzie na długo odłożyć, zaś deklaracje litewskich polityków o budowaniu powszechnego czy europejskiego dobrobytu w kraju będą miały tylko wartość obietnic bez pokrycia, bo bez przyspieszenia wzrostu gospodarczego, bez zwiększenia rozmiarów gospodarczego tortu do podziału, w kraju nie będzie „z czego” tego dobrobytu stworzyć. Czego zatem potrzebujemy, by ze ścieżki (jak się zdaje) nieuniknionej stagnacji przeskoczyć na ścieżkę wzrostu? Potrzebujemy mądrości politycznej i ugruntowanej w wiedzy woli politycznej, by iść w ślady Irlandii. Dlaczego akurat Irlandii? Bo to bodaj jedyny przypadek w skali całej UE, gdy kraj ubogi i agrarny, po długim okresie uwięzienia w pułapce średniego rozwoju, w roku 1987 zdobył się na porozumienie największych partii politycznych i najważniejszych partnerów społecznych, by podjąć wyzwanie zasadniczego przekształcenia struktury gospodarczej. W kolejnych piętnastu latach Irlandia przestała być zacofaną gospodarką rolną, by rozwinąć się w gospodarkę zaawansowanych technologii, o szybkim wzroście.  […] Jak mówią sami Irlandczycy, dokonała się modernisation by invitation: modernizacja na zaproszenie, z pomocą ściągniętych do kraju, dużych inwestycji. Modernizacja objęła też ważne dla rozwoju gospodarczego dziedziny: oświatę, szkolnictwo wyższe, badania naukowe, innowacyjność, administrację państwową.

Co powinniśmy zrobić na Litwie? Skupić zasoby na rozwoju nowoczesnych technologii, w tych dziedzinach, gdzie już nam się to udaje: technologie informatyczne i finansowe, biotechnologia, lasery i fotonika – to te dziedziny, gdzie mamy już jakieś osiągnięcia i trzeba je tylko rozwijać. A co to znaczy rozwijać? To oznacza, że państwo powinno poświęcić im znacznie więcej uwagi i środków niż innym dziedzinom. By się dalej rozwijały, konieczne jest przyciągnięcie jeszcze liczniejszych zagranicznych firm i inwestorów. A by się zjawili, trzeba ich przekonać, że w tych właśnie dziedzinach nasz kraj jest wyjątkowo atrakcyjny: że jesteśmy w stanie zapewnić mocną bazę w postaci badań naukowych i studiów, że naszych licencjatów i magistrów wysyłamy na staże na najlepsze światowe uczelnie, że nie tylko potrafimy przekonać do powrotu do kraju najlepszych naukowców, ale jeszcze ściągnąć z zagranicy najlepszych profesorów i najbardziej obiecujące talenty, że mamy bazę kapitałową zabezpieczającą potencjalne ryzyko, by rozwijać liczne startupy i że zapewniamy możliwości ich realizacji aż do etapu produkcji, że nowi inwestorzy na Litwie zostaną przywitani znacznymi subsydiami „na zagospodarowanie”.

Niestety, w tym momencie nie dysponujemy takimi warunkami. Zatem musimy je stworzyć jak najszybciej, najlepiej – natychmiast. […] Mogłaby to być inicjatywa nowego prezydenta, bo to jedyna droga do koniecznego przekształcenia strukturalnego litewskiej gospodarki. Jeśli ona nie nastąpi, będziemy skazani na długotrwałą stagnację gospodarczą. Taki właśnie zastój może być dominującą cechą litewskiej rzeczywistości w najbliższej dekadzie, a więc także – najwyraźniejszym rysem prezydentur(y) Gitanasa Nausėdy. Gdyby jednak udało się zrealizować taką strategię transformacji, można mieć nadzieję, że pod koniec najbliższej dekady Litwa zacznie powracać na tor szybszego rozwoju gospodarczego.

  1. Skupienie się na rozwoju ośrodków regionalnych

Od dawna wiadomo, że jeżeli chodzi o rozwój gospodarczy, to regiony coraz bardziej pozostają w tyle za Wilnem oraz goniącymi je – Kownem i Kłajpedą. To sytuacja, powiedzielibyśmy, obiektywna, ale wynikająca także z braku jakiejkolwiek racjonalnej strategii przywabienia do kraju inwestycji i ich rozmieszczenia w regionach, by tam także powstawały nowe, w miarę atrakcyjne miejsca pracy. Tymczasem regiony coraz dłużej i głębiej przekształcają się w prowincję, ubożejąc nie tylko ekonomicznie, ale także intelektualnie, bo młodzi profesjonaliści nie widzą dla siebie żadnej perspektywy w miejscu, z którego się wywodzą i zwyczajnie wyjeżdżają. Regiony ubożeją także pod względem politycznym, by stać się łatwym celem dla wszelkich populistycznych manipulacji, polegających na nadużywaniu gromadzącego się w mieszkańcach poczucia rozczarowania i frustracji. Co z tym zrobić?

Zasada jest wciąż ta sama: różnice można zmniejszyć nie tylko przy pomocy zmiany zasad redystrybucji, ale także poprzez celową politykę koncentracji zasobów w centrach regionów, obliczoną na ich sukces ekonomiczny, by wesprzeć je w przyciąganiu inwestycji, które z kolei przełożą się na miejsca pracy. By się to stało, przede wszystkim liderzy samorządu muszą być tym zainteresowani, ale niezbędna jest też wykwalifikowana siła robocza i lepsze warunki życia, by młodzi i wykształceni chcieli zostawać na miejscu i tu budować swoją przyszłość. By to osiągnąć, znowu niezbędne jest strategiczne działanie państwa w celu ściągnięcia inwestycji: kapitałowych jak i tradycyjnej produkcji, i stworzenie sprzyjających warunków do rozwijania przedsiębiorstw. Jak to osiągnąć?

Trzeba jak najszybciej przejść od mocno teoretycznej strategii rozwoju regionalnego do rozwijania 10-12 tradycyjnych centrów przemysłowych. Został przygotowany projekt ustawy, który stworzyłby możliwości, by państwo skoncentrowało się na użyciu różnych zasobów i narzędzi wsparcia, obliczonych na skuteczny rozwój takich ośrodków gospodarczych. Celem tego projektu było też zapewnienie, że potencjał ekonomiczny regionalnego rozwoju, jak i jego owoce, zostaną jak najbardziej równomiernie rozprowadzone na całej Litwie. Jednak racjonalna dyskusja nad takim projektem i jego realizacja, poprzez uchwalenie odpowiedniej ustawy, wymaga skupienia woli politycznej i zasobów intelektualnych, co mogłoby stanowić kolejny punkt prezydenckiej agendy.

  1. Skupienie się na stworzeniu oświaty na światowym poziomie oraz na zbudowaniu w kraju uniwersytetów o światowym formacie

Gołym okiem widać, że w celu realizacji agendy wzrostu priorytetowo należy zająć się zapewnieniem wysokiej jakości kształcenia. Można się spierać, że równie ważna jest kwestia ochrony zdrowia czy wykluczenia społecznego oraz pomocy społecznej, jednak to właśnie oświata na wysokim poziomie jest warunkiem koniecznym wzrostu. Nie chodzi o to, by generalnie pochylić się nad kwestią kształcenia, ale o zapewnienie wykształcenia odpowiadającego najwyższym światowym standardom. Dyskutujemy o tym na Litwie już od dekady, ale sprawy nie ruszyły dotąd z miejsca. Dlaczego? Brakuje nam kapitału intelektualnego i politycznego, nie mamy dostatecznie silnego przywództwa eksperckiego – zasobów, które można by skoncentrować w celu przeprowadzenia strategicznych zmian, nieograniczających się do wydłużania lub skracania szkolnych wakacji. Zacznijmy więc od wygenerowania i skupienia takiego przywództwa eksperckiego. Odtwórzmy albo stwórzmy od podstaw akademicki ośrodek badań nad problemami oświaty, mający potencjał badania i wdrażania dobrych praktyk nie tylko osiągniętych na Litwie, ale i na całym świecie. Zlećmy temu ośrodkowi na początek odpowiedź na proste pytanie: jak to jest, że Estończycy potrafią w dziedzinie oświaty zająć jedno z najwyższych miejsc w Europie (jak wynika z międzynarodowych badań), a my coraz bardziej pogrążamy się w zastoju edukacyjnym.

Zanim badacze znajdą odpowiedź, można już ją przedstawić: jest tak dlatego, że Estończycy wdrożyli najlepsze, fińskie praktyki, zaś dobre fińskie doświadczenie, gromadzone od dekad pokazuje, że można każdemu dziecku zapewnić najlepsze wykształcenie tylko wtedy, gdy znacznie bardziej zindywidualizuje się proces nauczania; jeżeli zabiorą się za to wykwalifikowani nauczyciele, a rządowi biurokraci nie będą im poprzez swoje nieustanne kontrole przeszkadzać w przyjęciu większej osobistej odpowiedzialności za każdego ucznia. Na Litwie potrzebna jest nowa koncepcja oświatowa, która wyczerpująco określiłaby zasady tej odpowiedzialności, zaś jej przygotowanie mogłoby być jednym z ważniejszych zadań na agendzie prezydenta Nausėdy.

Do realizacji agendy wzrostu nie mniej konieczna jest też czytelna strategia państwa, której celem byłoby rozwinięcie co najmniej dwóch uczelni na Litwie (po jednej w Wilnie i Kownie) do poziomu światowego. O taki rozwój dba skutecznie wiele krajów: Chiny, Niemcy, Polska, Finlandia. Zabiegają o to rządy licznych państw, bo stworzenie w kraju kilku uznanych w świecie uniwersytetów pozwala na sukces w globalnej konkurencji wabienia najzdolniejszych, najlepszych studentów, we współzawodnictwie w innowacjach i odkryciach. Dążenie do takiego celu wymaga zainwestowania dużych, publicznych środków w udanych rozwój takich uczelni. Jednocześnie udany rozwój społeczny w kraju, jego sukces ekonomiczny nie jest możliwy bez powodzenia w rozwoju takich uniwersytetów. Sukces nie przychodzi jednak bez ambitnych zamierzeń i czas najwyższy, by społeczeństwo litewskie odzyskało zdolność formułowania i realizowania takich ambicji. Musimy znowu nabrać odwagi, by mieć aspiracje i marzenia, a nie tylko narzekać. Punktem oparcia dla tej odwagi powinna być właśnie prezydencka agenda.

 

Agenda sprawiedliwości społecznej

 

Sprawiedliwość społeczna to zbiór wielu problemów, z których każdy jest niezwykle ważny. Pod pojęciem sprawiedliwości społecznej rozumiane jest wyrównywanie dochodów, przeciwdziałanie biedzie i jej pokoleniowemu przekazywaniu, przeciwdziałanie przemocy w rodzinie, szczególnie wobec dzieci, łagodzenie ciężaru starości i trudów codzienności, które dotykają przede wszystkim kobiet. Problemy można by wymieniać dalej, kluczowe jest jednak, że obywatel Litwy mieszkający w odległej wsi, z tego tylko powodu ma znacznie gorsze warunki społeczne. W mieście usługi publiczne są szeroko dostępne i można wybierać ich wykonawcę, zaś na wsi ich jakość i dostępność stale się pogarsza. To jest równie ważny przejaw niesprawiedliwości społecznej. Zapewnienie podobnej, wysokiej jakości tych usług wszędzie, bez względu na położenie geograficzne, powinno się stać najważniejszą troską państwa, bo tylko w ten sposób można zapewnić równość szans i możliwości. A tylko ona gwarantuje rzeczywistą sprawiedliwość społeczną.

Nie może być tak, że dba o to tylko samorząd lub zainteresowani mieszkańcy: obowiązkiem państwa jest zapewnienie komunikacji, oświaty, ochrony zdrowia, pomocy społecznej na odpowiednim poziomie. Obywatel ma prawo wiedzieć, że standardu tych usług może oczekiwać nie od mera pobliskiego miasteczka (który nie ma na to środków), nie od dyrektora miejscowej szkoły czy szpitala (którzy ledwo wiążą koniec z końcem), ale od państwa, od rządu. Dopiero takie gwarancje jakości usług publicznych, dostępnych bez względu na miejsce zamieszkania, pozwolą mieć nadzieję, że ludzie przestaną uciekać z prowincji i że wzrost demograficzny i ekonomiczny odnotujemy nie tylko w Wilnie i Kownie. Realizacja takiej sprawiedliwości społecznej to podstawa społecznej i politycznej zgody w społeczeństwie, to grunt wzajemnego zaufania. Dojście do porozumienia w sprawie takiego standardu na poziomie ogólnonarodowym powinno stać się jednym z dużych punktów prezydenckiej agendy. Realna perspektywa wzrostu gospodarczego i porozumienia społecznego jest w stanie jako jedyna zatrzymać pełzającą erozję instytucji państwowych. Ma ona miejsce obecnie, bo niezadowolenie wobec konieczności życia bez nadziei na lepsze jutro, na to, że dzieciom będzie powodzić się lepiej niż rodzicom, bez perspektywy, że może być inaczej, bo frustracja, że nie mamy „litewskiego marzenia” na wzór amerykańskiego (American dream) stają się w końcu powszechne w społeczeństwie, generują złość, ta zaś rozlewa się w postaci coraz to nowych fal populizmu, które z kolei hamują realizację agendy wzrostu.

III. Agenda skutecznej polityki zagranicznej

Polityka zagraniczna to ta dziedzina, w której od prezydenta Litwy najbardziej oczekiwana jest wyrazista obecność. To udawało się poprzednim prezydentom: Dalii Grybauskaitė, Valdasowi Adamkusowi, na początku niepodległości – Vytautasowi Landsbergisowi. Złożyły się na tę wyrazistość cechy osobowości tych polityków, jak i okoliczności geopolityczne, na wyzwania których trzeba było odpowiedzieć. Trzeba też pamiętać, że Konstytucja przewiduje dla prezydenta wyjątkową i zindywidualizowaną rolę w kształtowaniu i realizacji polityki zagranicznej kraju, tym samym nakładając na jego ramiona ogromną odpowiedzialność.

Trudną do odparcia pokusą jest rezygnacja ze skutecznej polityki zagranicznej na rzecz sekwencji wizyt państwowych i przyjmowania prominentnych gości. Jeżeli nie wskaże się na początku konkretnych celów geopolitycznych, taka działalność może mieć pozory aktywności, jest jednak w gruncie rzeczy politycznym ADHD, za którym kryje się niemoc polityki zagranicznej, nieefektywnej i nieskutecznej. Podróże prezydenckie ze świtą biznesmenów do Indonezji czy Argentyny to ciekawy sposób na spędzenie czasu, doświadczenie dobrych kontaktów z tymi dalekimi krajami, ale nic poza tym. Skuteczna polityka zagraniczna jest możliwa tylko wtedy, gdy prezydent ma czytelny, ambitny i dalekowzroczny cel, do którego konsekwentnie dąży. Tak właśnie było, gdy Litwa zabiegała o uznanie swojej niepodległości, tak było po rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, gdy zabiegaliśmy o obecność żołnierzy NATO na litewskiej ziemi. Wskazywanie takich celów i zdolność ich realizacji czyniły prezydentów politycznie ważnymi. W imię tych właśnie celów wchodzili oni w partnerski dialog z przywódcami innych państw, odwiedzając ich i zapraszając ich do nas. To właśnie stanowiło o ich skuteczności.

Jaki cel o podobnej wadze Litwa powinna mieć dzisiaj? Takim czytelnym, ambitnym i dalekowzrocznym celem litewskiej polityki zagranicznej na najbliższe dziesięciolecie może być tylko integracja Ukrainy, Gruzji i Mołdowy (państw trio) ze strukturami euroatlantyckimi. W latach dziewięćdziesiątych nas w dziele tej integracji wspomagały przede wszystkim państwa nordyckie. Pokazały nam, jak wprowadzić najważniejsze reformy i budowały europejską koalicję, która popierałaby nasze dążenia integracyjne. Teraz to my taką rolę odgrywamy wobec Ukrainy i pozostałych „państw trio”. Na gruncie doświadczenia w realizacji naszej inicjatywy „Europejski plan dla Ukrainy” mogę śmiało powiedzieć, że Litwa jest jednym z niewielu krajów, które biorą tak daleko idącą odpowiedzialność i podejmują działanie, by wesprzeć Ukrainę.

Prezydent Gitanas Nausėda ma szansę realizacji litewskiej polityki zagranicznej z prawdziwego zdarzenia. By ją wykorzystać, powinien podczas swej kadencji (i ewentualnej następnej) dążyć do realizacji bardzo praktycznego celu: już teraz rozpocząć przygotowania do przewodniczenia Litwy w Unii Europejskiej w 2027 roku. Podstawowym zadaniem naszego przewodnictwa powinno być doprowadzenie do tego, by w tym czasie Ukraina, Gruzja i Mołdowa uzyskały status kandydatów do Unii Europejskiej. Urzeczywistnienie tego celu byłoby ogromnym, geopolitycznym krokiem naprzód zważywszy, jak mocny jest opór w niektórych stolicach „starej Europy” przed takimi decyzjami. By cel był osiągalny, należy zabrać się za montowanie na Zachodzie koalicji krajów, popierających taki projekt, szczególnie z udziałem tych, które powinny być zainteresowane stabilizacją w naszym regionie i które przed rokiem 2027, czyli przed nami, będą przewodniczyć UE. Może się udać stworzenie poważnej, skutecznej koalicji: przed Litwą, w 2025 roku, przewodniczyć będzie Polska, w 2023 roku – Szwecja, w 2022 – Francja i Czechy, a w 2020 – Niemcy, które będą wtedy w szczególnej sytuacji, bo będzie to na pewno ostatnie przewodniczenie Niemiec pod przywództwem Angeli Merkel.

Gdyby Litwie udało się stworzenie takiej koalicji, mogłaby ona konsekwentnie podążać po śladach Unii, gdy ta przed 15 laty rozpoczęła proces integracji Bałkanów Zachodnich. W takim przypadku byłoby ważne, by członkowie koalicji w swoim gronie ustalili, jakie cele cząstkowe powinny być osiągnięte podczas przewodnictwa każdego z jej członków. Z drugiej strony musiałaby też podjąć wytężoną pracę i wysiłek, by w „państwach trio” dalej były wprowadzane i zintensyfikowane proeuropejskie reformy, bo tylko w ten sposób kraje te będą mogły skorzystać z szansy, którą Litwa będzie się starała dla nich stworzyć wraz z partnerami koalicyjnymi w ramach strategii „Ukraina, Gruzja, Mołdowa 2027”.

Skuteczne prowadzenie takiej polityki zagranicznej nadałoby autentycznej politycznej wyrazistości prezydentowi Nausėdzie. To byłby jego werset, wdrukowany mocną czcionką w historię bezpieczeństwa geopolitycznego naszego regionu. „Kraje trio” i ich udana integracja do Unii Europejskiej z czasem pozytywnie oddziałałaby na procesy rosyjskie i prowadziła do pozytywnych zmian w samej Rosji. To jest właśnie ambitny cel, wart starań i wysiłków, a uzyskanie pożądanych wyników naprawdę jest możliwe. Jednak czy będą one osiągnięte – to najbardziej zależy od osobistych decyzji i zaangażowania nowego prezydenta. W naszym systemie konstytucyjnym skuteczna polityka zagraniczna, inaczej niż polityka wewnętrzna, jest odpowiedzialnością prezydenta, i tylko jego. Za jej nieskuteczność, zmarnowane czy niewykorzystane szanse on osobiście będzie obarczony odpowiedzialnością jako prezydent. Efektywna polityka zagraniczna, oparta na strategii „Ukraina, Gruzja, Mołdowa 2027”, może stać się najwięcej znaczącym i najlepiej wykonanym punktem agendy prezydenckiej Gitanasa Nausėdy. To w odniesieniu do niej i skuteczności jej realizacji będzie on w przyszłości oceniany. Jest bardzo ważne, by w powodzenie takiego planu zaangażowane zostały wszystkie zasoby prezydenta, tak osobiste, jak i instytucjonalne.

 

Realizacja agendy prezydenckiej – koncentracja na projektach sukcesu

 

Przedstawiłem powyżej zarys agendy prezydenckiej: pięć rozległych, ambitnych projektów precyzyjnie sformułowanych, w miarę możliwości szczegółowych, ze wskazaniem narzędzi ich realizacji. W dziedzinie polityki zagranicznej prezydent samodzielnie musi przyjąć największą odpowiedzialność za jej ewentualną realizację. W kraju prezydent może odegrać szczególną, kluczową rolę jako lider ponad podziałami, jednoczący wspólnotę polityczną i obywatelską w celu realizacji tych projektów. To on powinien stawiać przed rządem konkretne cele cząstkowe, prowadzące do realizacji tych projektów, i starać się wyegzekwować ich realizację.

By było to możliwe, potrzebujemy odpowiedniego rządu. Na razie prezydent, z dobrodziejstwem inwentarza, dostał mało obiecującą koalicję i rząd, od którego trudno oczekiwać realizacji tak ambitnych zamierzeń. Ta niekorzystna sytuacja może się zmienić po wyborach do sejmu w przyszłym roku. Prezydent Nausėda powinien być zainteresowany zmianami w tym względzie, bo jego znaczenie polityczne w kraju zależy tylko od tego, czy rząd zdoła podjąć i wcielać w życie omówione już projekty prezydenckiej agendy. Jednak już teraz wiadomo, że zmiana rządu w wyniku wyborów w 2020 roku nie wystarczy do ich realizacji.

Służba publiczna, tak jak cały sektor publiczny, po długich latach ograniczeń finansowych drastycznie zubożała także pod względem intelektualnym – na tyle, że byłoby naiwnością liczyć na jej wydolność w realizacji tak trudnych projektów. Co z tym zrobić? Po pierwsze, trzeba odwołać się do doświadczeń roku 2013, kiedy Litwa z powodzeniem przeszła pierwszą poważną próbę – przewodniczenie UE. By tamten projekt naszemu państwu udało się zrealizować, zatrudniono na kilka lat około dwóch setek młodych, wykształconych profesjonalistów, dysponujących odpowiednim, europejskim doświadczeniem. Pracowali we wszystkich ministerstwach, otrzymali porządne uposażenia i kosztowali budżet dobrych kilka milionów, ale dzięki nim udało się zrealizować wytyczone zadanie. Czego trzeba nam dzisiaj? Przedsięwzięcia takich samych środków, by z udziałem młodych profesjonalistów zrealizować założenia nie tylko jednego przewodnictwa, ale także pięć najważniejszych punktów agendy prezydenckiej. Udało się nam przygotować do roku 2013, może nam się udać i teraz.

To jednak będzie kosztowało, i to sporo. Koszty są nieuniknione, lepiej i rozsądniej jest jednak zainwestować w udany rozwój kraju, niż dalej nic nie robić i biernie przyglądać się własnemu staczaniu w recesyjną dziurę. Takich projektów nie da się wcielać w życie przy ograniczonym budżecie państwa. Pieniądze publiczne, zainwestowane w udany rozwój, poszerzają go, zwracając się z nadwyżką. By taki efekt uzyskać, konieczne jest osiągnięcie co najmniej krytycznej, minimalnej wartości inwestycji, bo jeśli się takiego krytycznego poziomu inwestycyjnego nie osiągnie, zainwestowane niedostatecznie duże środki staną się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto. By skoncentrować taką masę krytyczną zasobów finansowych, nie można się bać podwyższania podatków. Jest to uzasadnione tylko o tyle, o ile wyższe podatki stanowiłyby inwestycję w lepszą przyszłość nas samych. Za sukces zawsze trzeba zapłacić, bo się on po prostu opłaca.

Tak właśnie mogłaby wyglądać agenda nowego prezydenta. Agenda dla wzrostu i sprawiedliwości społecznej. Agenda skutecznej polityki zagranicznej. Czytelna i wyrazista. Czy tego rodzaju ambitna agenda doczeka się realizacji – to zależy tylko od samego prezydenta Republiki. Zdecydowanie i osobowość Gitanasa Nausėdy będą stanowić o tym, czy Litwa będzie miała jeszcze jednego wyrazistego prezydenta. To Litwie potrzebna jest czytelna i skuteczna agenda prezydencka. Litwie – czyli nam wszystkim.

 

Z języka litewskiego przełożyła Katarzyna Korzeniewska

 

Tekst przetłumaczony w ramach prac Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Krakowie (zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej 2019-2021).