Konserwatywna polityka w UE wobec destabilizacji europejskiej sceny politycznej

Kacper Kita

Ostatnie kilkanaście lat przyniosły w Unii Europejskiej cztery ważne, wzajemnie zależne zjawiska. Po pierwsze, zdecydowanie osłabły dwa wielkie obozy polityczne definiujące długo politykę w Europie – chadecja i socjaldemokracja. Po drugie, wyraźnie wzrosło poparcie dla ugrupowań kontestujących główny nurt unijnej polityki w imię suwerenności państw narodowych, obrony narodowych tożsamości i kultury oraz ograniczenia pozaeuropejskiej imigracji. Po trzecie, partie te, przez lata nazywane „skrajnie prawicowymi”, w zdecydowanej większości przeszły z pozycji antyunijnych na eurosceptyczne, głosząc potrzebę zmiany UE od środka zamiast wyjścia z niej. Doprowadziło to do zacierania się różnic między partiami wyjściowo nacjonalistycznymi czy wręcz narodowo-radykalnymi a konserwatywnymi siłami wywodzącymi się z polityczno-kulturowego głównego nurtu. Po czwarte, mimo wzrostu poparcia dla tego rodzaju partii i partycypacji części z nich we władzy jak dotąd żaden rząd państwa członkowskiego nie zdecydował się na otwartą konfrontację z instytucjami UE, wybierając drogę negocjacji i próby wypracowywania modus vivendi.

Dekompozycja europejskiej sceny politycznej

 

Po II wojnie światowej w krajach europejskich rządzących w sposób demokratyczny spór polityczny najczęściej był zorganizowany wokół dwóch wielkich partii odwołujących się do centroprawicy (chadecji, konserwatyzmu) i centrolewicy (socjalizmu, socjaldemokracji). Tak było w Niemczech, we Francji, w Wielkiej Brytanii, w Hiszpanii (po śmierci generała Franco) oraz większości mniejszych państw. Ugrupowania należące do „duopoli” często otrzymywały w wyborach parlamentarnych łącznie po 60-80% wszystkich głosów. Pewnym wyjątkiem były tu Włochy, rządzone nieprzerwanie w latach 1946-1992 przez Chrześcijańską Demokrację w różnych wariantach koalicyjnych – nad Tybrem rolę wielkiej partii lewicy a contra do chadecji odgrywali komuniści, z racji na trwającą zimną wojnę mimo wielu prób „historycznego pojednania” trzymani jednak poza tzw. „łukiem konstytucyjnym”. Był to jednak wyjątek czyniący państwo tym bardziej stabilnym pod względem strategicznego kursu. Obie wielkie rodziny polityczne, z których wyewoluowały dzisiejsze Europejska Partia Ludowa oraz Partia Europejskich Socjalistów, co do zasady zgodnie popierały integrację europejską. W latach 90. ten sam model próbowano replikować w krajach byłego bloku wschodniego, z mniejszymi lub większymi sukcesami, ale również utrzymując konsensus w sprawie konieczności zacieśniania współpracy kontynentalnej, od 1993 r. pod nazwą Unii Europejskiej.

Obecnie możemy jednak zaobserwować wyraźnie postępujące dekompozycję i rozchwianie scen politycznych w największych krajach UE oraz osłabienie „duopolu” chadeków i socjalistów. Niemcy po 1949 r. są nieprzerwanie rządzone naprzemiennie przez CDU/CSU i SPD, a siłą Berlina była przez dekady nie tylko ludność i potęga gospodarki, ale także stabilność sceny politycznej. W zjednoczonych Niemczech w 1990 r. CDU/CSU i SPD otrzymały łącznie 77,3% głosów do Bundestagu, co i tak było wynikiem poniżej rekordów z czasów odrębności RFN i NRD. Dekadę temu w 2013 r. zsumowany wynik obu wielkich formacji wyniósł 67,2%. W ostatnich wyborach do Bundestagu we wrześniu 2021 r. było to już tylko 49,8%, a obecnie sondaże dają chadecji i socjaldemokratom ok. 44-47%. Co więcej, rządzące SPD ma dziś w badaniach opinii wyraźnie niższe poparcie od nacjonalistycznego AfD, które dziesięć lat temu nie miało miejsc w Bundestagu i nie przekroczyło jeszcze progu nawet w żadnych wyborach landowych.

Także Francja po ustanowieniu w 1958 r. V Republiki była powszechnie uznawana za kraj politycznie stabilny – rządzili naprzemiennie prezydenci wywodzący się z obozów (post)gaullistowskiego oraz socjalistycznego. W wyborach z 1988 r. kandydaci partii należących na poziomie europejskim do chadecji lub socjalistów otrzymali w I turze 70,59% głosów. W 2012 r. było to 55,81% – wówczas po raz kolejny (jak się okazało ostatni) to kandydaci dwóch tradycyjnych wielkich sił weszli do II tury. W ostatnich wyborach z kwietnia 2022 r. postgaullistka oraz socjalistka otrzymały łącznie zaledwie 6,52% wskazań, zajmując odpowiednio piąte i dziesiąte miejsce w stawce, przegrywając z dwojgiem kandydatów „skrajnej prawicy” i jednym „skrajnej prawicy”. Po raz pierwszy w historii V Republiki większość wyborców zagłosowała na kandydatów reprezentujących nurty określane od lat w mediach głównego nurtu jako skrajne.

 

Włochy, jak już wspomniano, były przypadkiem szczególnym. Mimo lokalnej specyfiki także tam obserwujemy jednak to samo zjawisko. W 2008 r. w szczycie bipolarismo tuż przed wielkim kryzysem finansowym dwa główne ugrupowania, Lud Wolności Silvio Berlusconiego oraz Partia Demokratyczna, należące oczywiście do EPL i PES, otrzymały 70,56% głosów. W ostatnich wyborach we wrześniu 2022 r. było to już ledwie 27,15%, a dwa dawniej hegemoniczne ugrupowania zajęły drugie i piąte miejsce. Relatywnie najsilniejszy spośród czterech wielkich państw UE „duopol” jest w Hiszpanii, ale również tam obserwujemy tendencję spadkową. W 2008 r. PSOE i PP mogły liczyć razem na aż 83,8% głosów, ale w lipcu 2023 r. otrzymały już 64,8%. O ile w latach 1976-2020 wszystkie rządy były jednopartyjne, tworzone albo przez PSOE albo przez PP, o tyle dziś niemożliwością jest sformowanie w Kortezach większości innej niż oparta na chwiejnej, wielopartyjnej koalicji.

 

Beneficjenci destabilizacji

 

Na słabnięciu dwóch głównych obozów polityki europejskiej skorzystali poniekąd konkurenci funkcjonujący w ramach tego samego paradygmatu demokratyczno-liberalnego i euroentuzjastycznego, tacy jak progresywni liberałowie skupieni w grupie ALDE. Największym sukcesem tych ostatnich jest oczywiście objęcie prezydentury we Francji przez Emmanuela Macrona. Ten zdolny polityk zdominował establishmentową część sceny politycznej poprzez wyssanie poparcia i działaczy zarówno socjalistom jak postgaullistom. Warto jednak pamiętać także o aż trzynastu latach koalicyjnych rządów Marka Ruttego w Holandii (2010-2023). Odnotować należy również wzrost znaczenia ruchów regionalnych (Liga Północna we Włoszech, separatyści katalońscy i baskijscy w Hiszpanii) oraz eklektycznych ideologicznie ruchów obywatelskich i „antysystemowych” (z których najsilniejszym okazał się włoski Ruch Pięciu Gwiazd, współrządzący krajem w latach 2018-22, w szczytowym momencie notujący poparciem rzędu 33%, do dziś wspierany przez 15-20% Włochów).

Ostatnie dekady przyniosły także kontestację głównego, socjaldemokratycznego nurtu polityki lewicowej w Europie, przez środowiska oczekujące bardziej zdecydowanych czy wręcz radykalnych działań na polu gospodarki, kultury lub ochrony klimatu. W wielu państwach istotną rolę odgrywają Zieloni, szczególnie silni zwłaszcza w Niemczech i Austrii, którymi współrządzą (w Berlinie wicekanclerzem i ministrem gospodarki jest Robert Habeck, a ministrem spraw zagranicznych Annalena Baerbock, natomiast w Wiedniu prezydentem jest Alexander van der Bellen, a wicekanclerzem Werner Kogler). Co ciekawe, mimo skrajnie lewicowych korzeni ruchu po wejściu na pierwszy plan okazali się oni elastyczni – zdolni do wchodzenia w koalicje nie tylko z socjaldemokratami, ale także z chadekami.

Nurt twardej, wyrazistej ideologicznie lewicy reprezentują ruchy takie jak Francja Niepokorna Jean-Luca Mélenchona (trzecie miejsce w wyborach prezydenckich z 19,58% 2017 r. oraz 21,95% w 2022 r.) czy hiszpański Sumar (który współrządzi w Madrycie od 2020 r. i ma szansę robić to do 2027 r.), stawiające jednocześnie na socjalistyczną politykę gospodarczą, afirmację masowej pozaeuropejskiej imigracji jako narzędzia osłabiania europejskich narodów oraz agendę kulturową bliską ruchowi woke. W koalicjach tego rodzaju znajdziemy otwartych komunistów czy marksistów. Warto pamiętać, że można się w niektórych tego rodzaju środowiskach spotkać także z krytyką Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie, postrzeganą jako instytucja reprezentująca interesy wielkiego kapitału lub Niemiec, narzucająca krajom członkowskim politykę zaciskania pasa (słynne austerity).

Częstym punktem odniesienia jest tu casus Grecji z 2016 r., rządzonej przez twardo lewicową Syrizę, ale ostatecznie zmuszoną do podporządkowania się w swojej polityce gospodarczej Angeli Merkel. Mélenchon był w stanie w przeszłości określać się mianem „suwerenisty”, a w 2005 r. wraz z dużą częścią bardziej radykalnej lewicy francuskiej opowiadał się przeciwko traktatowi ustanawiającemu konstytucję dla Europy (skutecznie – 55% Francuzów zagłosowało w referendum na „nie”, głosami kontestujących establishment tak prawicy jak lewicy). Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej przywódca Francji Niepokornej głosił programowo „obronę suwerenności ludowej” przeciwko Komisji Europejskiej „która uniemożliwia postęp ekologiczny i społeczny”, „zerwanie z istniejącymi traktatami europejskimi” w nadziei, że „za Francją pójdą inne ludy”, a w razie braku zgody innych państw na ich renegocjację „wprowadzanie w życie naszego programu, biorąc na siebie konfrontację z instytucjami unijnymi”.

Największymi beneficjentami osłabienia chadecji i socjaldemokracji stały się jednak ruchy narodowo-populistyczne. Precyzyjna kategoryzacja partii wpisujących się w to zjawisko nie jest łatwa – widać jednak gołym okiem wzrost poparcia i znaczenia partii kontestujących główny nurt polityczny w imię obrony tożsamości i podmiotowości narodów zachodnioeuropejskich, przeciwstawiających dobry lud złym międzynarodowym elitom. Pokazują to także twarde dane dla czterech największych państw Unii Europejskiej. W 2013 r. w izbach niższych ich parlamentów zasiadało 23 posłów wywodzących się z partii wpisujących się jakkolwiek w ten paradygmat, z czego aż 21 we Włoszech (12 miała Liga Północna i 9 Bracia Włosi) oraz symbolicznie 2 we Francji (Marion Maréchal-Le Pen reprezentująca wówczas Front Narodowy oraz niezrzeszony Jacques Bompard). W Niemczech i w Hiszpanii nie było żadnych posłów sytuujących się na umowne prawo od CDU/CSU i Partido Popular. Łącznie składało się to zatem na marginalne 1,05% liczby posłów.

Po dziesięciu latach sytuacja jest zgoła odmienna. Liczba posłów ugrupowań tego nurtu w czterech wielkich krajach UE wzrosła z 23 do 389 oraz z 1,05% do 18,9% – aż siedemnastokrotnie. Lawinowy przyrost reprezentacji parlamentarnej ugrupowań sytuujących się na umowne prawo od Europejskiej Partii Ludowej nastąpił we wszystkich wspomnianych państwach. AfD mimo porażki w pierwszych wyborach do Bundestagu, w jakich partia ta brała udział, jest dziś pełnoprawnym uczestnikiem niemieckiej sceny politycznej, ciesząc się wsparciem około 20% Niemców. W 2023 r. politycy AfD po raz pierwszy wygrali wybory na poziomie lokalnym, obejmując stanowiska burmistrza i starosty. We wrześniu 2024 r. ugrupowanie to będzie miało szansę przejąć po raz pierwszy władzę na poziomie landowym w związku z wyborami do landtagów w Turyngii i Saksonii, gdzie może według sondaży liczyć obecnie na poparcie rzędu 32-35%.

O zdecydowanym progresie można mówić także w przypadku Marine Le Pen. Największym sukcesem jej ojca było 17,79% w II turze wyborów prezydenckich w 2002 r. Gdy obecna szefowa klubu Zjednoczenia Narodowego przejmowała partię z rąk swojego Jean-Marie’ego, nie miała ona ani jednego posła. W 2012 r. uzyskała 17,9% w I turze wyborów prezydenckich i jeden mandat poselski. W 2017 r. – 33,9% w II turze oraz 8 mandatów. W 2022 r. – 41,5% w II turze i aż 89 mandatów. Wraz z „dediabolizacją” Marine wyrósł także bardziej wyrazisty programowo i retorycznie, nacjonalistyczno-konserwatywny konkurent w postaci pisarza Érica Zemmoura, który stworzył ruch Rekonkwista i zajął czwarte miejsce w wyborach z 7,07% poparcia. Dziś w obu wiodących państwach Unii Europejskiej partie rządzące (SPD Olafa Scholza i Odrodzenie Emmanuela Macrona) mają niższe (i to wyraźnie) poparcie od partii „skrajnie prawicowych”/nacjonalistycznych – odpowiednio Alternatywy dla Niemiec i Zjednoczenia Narodowego. Wydaje się to jednym z czynników pchających rządzących w Berlinie i Paryżu do przyspieszenia procesu wyprowadzania kompetencji z poziomu państw narodowych do instytucji unijnych.

Włochy w latach 90. były w awangardzie normalizacji „skrajnej prawicy”, gdy wywodzący się wprost ze środowisk faszystowskich Włoski Ruch Społeczny (MSI) po programowym przejściu na pozycje narodowo-konserwatywne stał się częścią pierwszego gabinetu Silvio Berlusconiego. Także obecnie Italia jest o krok dalej niż reszta Europy – kontynuująca dziedzictwo MSI partia Bracia Włosi (FdI) w październiku 2022 r. przejęła władzę w kraju, stając się główną siłą w ramach koalicji z Ligą Matteo Salviniego oraz Naprzód Włochy Berlusconiego (po śmierci zastąpionym przez Antonio Tajaniego). Szansę na współrządzenie swoim krajem miał także pokrewny FdI hiszpański Vox, który w dwóch kolejnych wyborach parlamentarnych (z 2019 r. i 2023 r.) zajął trzecie miejsce, a także utworzył wspólne gabinety z Partido Popular w pięciu regionach kraju. Koalicji PP i Vox zabrakło jednak czterech mandatów do większości w Kortezach, a socjalista Pedro Sanchez sformował rząd z poparciem katalońskich separatystów. Zasadnicza konkluzja jest jednak oczywista. W ciągu ostatniej dekady tam, gdzie partie (post)nacjonalistyczne miały długą tradycję (Włochy i Francja), poparcie dla nich wyraźnie wzrosło. Tam, gdzie wcześniej nie istniały lub były ruchami marginalnymi, tego rodzaju partie powstały i zaczęły regularnie uzyskiwać dwucyfrowe poparcie (Niemcy, Hiszpania).

 

Czy możliwy jest wielki sojusz europejskich patriotów i konserwatystów?

 

Oznacza to poważne dylematy dla liczących się już wcześniej partii konserwatywnych i patriotycznych. Przez lata jedynymi ugrupowaniami w UE na umowne prawo od Europejskiej Partii Ludowej mającymi szansę objąć władzę w swoich krajach były polski PiS i czeski ODS (pomijając tu Wielką Brytanię, która opuściła UE – poza tym brytyjski konserwatyzm miał zawsze swoją specyfikę). Nie ma bowiem oczywistych kryteriów akceptowalności współpracy – które partie są naprawdę „skrajnie prawicowe” czy „ekstremistyczne”, a które określane tak na wyrost przez część swoich przeciwników? Pełen proces „normalizacji” od grupy postfaszystów dosłownie odwołujących się do Benito Mussoliniego do siły akceptowanej jako partia rządząca we własnym kraju i na arenie międzynarodowej przeszło na przestrzeni ponad 70 lat środowisko MSI, dziś reprezentowane przez Braci Włochów. Co charakterystyczne, w Polsce zarzucano PiSowi podjęcie współpracy z będącą wówczas w opozycji Giorgią Meloni jako „faszystką”, ale równolegle we Włoszech to Meloni musiała się wielokrotnie tłumaczyć ze współdziałania z Jarosławem Kaczyńskim, określanym nie tylko jako „skrajnie prawicowy”, ale także np. jako „klerykalny nacjonalista” stojący na czele „ultratradycjonalistycznego” PiSu. Stygmatyzacja działa w dwie strony, a w społeczeństwach czerpiących wiedzę głównie z anglojęzycznych mediów o przechyle liberalno-lewicowym łatwo o efekt głuchego telefonu.

Izolację przełamała do pewnego stopnia także mająca również długą historię i kontrowersyjne korzenie austriacka FPÖ, która już czterokrotnie wchodziła do rządu (pierwszy raz w 1983 r., ostatnio w latach 2017-19), a obecnie prowadzi w sondażach z poparciem ok. 29-32%, co byłoby dla tej formacji najlepszym wynikiem w historii (dotychczasowy rekord to drugie miejsce i 26,9%). Podobnie jest w przypadku Ligi (dawniej Ligi Północnej) i jej kontrowersyjnego przywódcy Matteo Salviniego, który od października 2022 r. już po raz drugi jest wicepremierem Włoch, współpracując od lat z partią Naprzód Włochy należącą do EPL. Pewną „dediabolizację” przeprowadziła również Marine Le Pen, która w 2021 r. pierwszy raz została przyjęta przez premiera państwa UE (najpierw Mateusza Morawieckiego, a potem Viktora Orbana). Le Pen od czerwca 2022 r. dzięki bardzo dobremu wynikowi swojej partii w wyborach do Zgromadzenia Narodowego może oficjalnie występować jako szefowa opozycji parlamentarnej i jest już w swoim kraju bez porównania mniej izolowana przez media i polityków innych opcji niż jeszcze 10 lat temu (nie mówiąc o jej ojcu). Ma to związek także z radykalizacją Francji Niepokornej wspomnianego wyżej Mélenchona. Najbardziej izolowana i „radioaktywna” wydaje się AfD – będąca jednak częścią grupy Tożsamość i Demokracja, razem z FPÖ, Ligą i lepenistami.

Do konserwatyzmu wprost odwołuje się grupa EKR, do której oprócz PiSu i ODS należą m. in. także wspomniani już Bracia Włosi i Vox, jak również Szwedzcy Demokraci czy Partia Finów. Te dwa ostatnie ugrupowania były w swoich krajach przez lata izolowane jako „skrajnie prawicowe” i (post)nacjonalistyczne, ale odpowiednio jesienią 2022 r. i latem 2023 r. weszły w skład koalicji rządzących obu państw skandynawskich. Warto przy tym zwrócić uwagę, że w pięciu na sześć powyższych przypadków partii członkowskich EKR sprawujących władzę w swoich krajach lub mających na to realne szanse drogą do tejże partycypacji był sojusz z miejscowym ugrupowaniem należącym do Europejskiej Partii Ludowej. Partie „chadeckie” brały tu często na siebie rolę „normalizatora” partii narodowo-konserwatywnych, wprowadzającego je na salony. Działania szwedzkiej Umiarkowanej Partii Koalicyjnej, hiszpańskiej Partii Ludowej czy Berlusconiego nie wynikały oczywiście z miłości wobec bardziej wyrazistych ideowo partnerów, ale uznania konieczności takiego kroku jeśli dojście do władzy ma być dla nich możliwe. Przypomina to sytuację socjalistów i socjaldemokratów, którzy w wielu krajach wobec dekompozycji dwubiegunowego podziału często musieli zawierać sojusze z zielonymi czy komunistami, żeby sformować większość. W dalszej kolejności znaczenie może mieć także chęć odróżnienia się od lewicy w oczach potencjalnie rozczarowanych wyborców. Na tym tle wyraźnie wyróżnia się Polska, gdzie sytuacja jest dokładnie odmienna – scena polityczna od dekad zorganizowana jest wokół niezwykle ostrego sporu między partiami należącymi do EKR i EPL.

Współpraca z Europejską Partią Ludową i odciąganie jej od socjalistów jest uznawane za jedyną drogę znalezienia się w większości przez partie takie jak FdI czy Vox. Politycy partii Meloni wielokrotnie artykułowali, że optymalnym scenariuszem byłoby dla nich powtórzenie na poziomie europejskim ich własnej koalicji, tworzonej przez ugrupowania z Tożsamości i Demokracji, EKR i EPL. Oznaczałoby to również przejście przez ten sam schemat, co kiedyś na poziomie krajowym – najpierw budowa liczącego się poparcia, potem uzyskanie statusu akceptowalnego partnera większej i bardziej „umiarkowanej” siły, wreszcie walka z nim o przywództwo w koalicji. Alternatywny format – EPL, EKR i liberałowie z Renew Europe – proponuje wicepremier i minister spraw zagranicznych Antonio Tajani. Taka właśnie większość wybrała onegdaj Tajaniego na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, a Ursulę von der Leyen na szefową Komisję Europejskiej. Tajani dopuszcza jedynie współudział Ligi Salviniego, ale chce trzymać na dystans Le Pen, AfD i resztę grupy ID. Propozycja wywołuje jednak umiarkowany entuzjazm samych liberałów – odgrywający kluczową rolę w Renew Emmanuel Macron obawia się pełnej normalizacji Giorgii Meloni, która mogłaby wytyczyć ścieżkę dla Marine Le Pen, a także umocnienia się EKR z nią na czele jako trzeciej siły w europejskiej polityce – kosztem właśnie Renew.

Członkowie EPL z Włoch, Hiszpanii, Szwecji, Finlandii i Czech niż współpracują z EKR. Przesunięcie na poziomie programowym widzimy jednak także w dwóch „wiodących” krajach Unii, gdzie partie chadeckie dokonały kroku na umowne prawo w swoim przekazie. Ostatecznym następcą Angeli Merkel na czele CDU po porażce z 2021 r. został Friedrich Merz, a przywódcą Republikanów Éric Ciotti. Obaj reprezentują prawe skrzydło swoich formacji, a wcześniej przez lata byli w niej trzymani raczej na marginesie. Merz publicznie flirtował z ideą współpracy z AfD na poziomie lokalnym – choć pod presją wycofał się ze swoich słów. Ciotti deklarował w przeszłości, że od Frontu Narodowego jego partię różni „możliwość rządzenia” bardziej niż program, a od przejęcia postgaullistów stawia na wyrazisty przekaz antyimigracyjny i tożsamościowy.

Sam szef EPL Manfred Weber utrzymuje dobre relacje z premier Meloni, ale wydaje się, że jego celem jest raczej rozbicie EKR niż współpraca z nim. Trzeba przy tym pamiętać, że o ile formalna koalicja EPL z EKR czy tym bardziej ID jest perspektywą surrealistyczną, o tyle stopniowe zwiększanie się poziomu akceptacji członków tych dwóch eurogrup oraz częstsze wspólne głosowania są możliwe bez niej. W lipcu 2023 r. mieliśmy do czynienia z sytuacją tego rodzaju, gdy Weber mocno zaangażował się w zwalczanie projektu ustawy o odtwarzaniu przyrody. Przeciw niemu zagłosowali europosłowie Tożsamości i Demokracji oraz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ale także lwia większość EPL (147 deputowanych za odrzuceniem, 15 przeciw, 3 wstrzymało się) i część liberałów z ALDE (27 za odrzuceniem, 63 przeciw, 7 wstrzymało się). Ustawa przeszła 324 głosami do 312, niemniej niewykluczone, że w kolejnej kadencji Parlamentu Europejskiego hipotetyczne połączenie sił EPL, EKR i ID dawałoby większość blokującą.

Sceptyczna wobec współpracy z eurochadekami jest za to Marine Le Pen – co naturalne, w końcu akurat ona wywołuje dystans nie tylko EPL, ale także części EKR. Szefowa Zjednoczenia Narodowego w sierpniu 2023 r. wzywała premier Meloni we włoskiej prasie do zejścia z drogi rozmów z EPL i budowy zamiast tego „wielkiego obozu patriotów”. Dopiero wtedy, z pozycji siły, po połączeniu ID i EKR, Le Pen proponuje negocjacje z „bardziej zdrową częścią” EPL.

Ważnym elementem „dediabolizacji” umożliwiającym jakąkolwiek współpracę stało się dla wielu wyżej wymienionych formacji złagodzenie przekazu odnośnie Unii Europejskiej. Meloni, Salvini, Le Pen nie postulują wyjścia z UE ani nawet opuszczenia strefy euro, co było w przeszłości częste dla ich środowisk. Nawet AfD nie zajmuje w tej sprawie jednoznacznego stanowiska. Na przestrzeni ostatnich kilku lat nastąpiła swojego rodzaju konwergencja – postępujący krytycyzm wobec UE partii takich jak PiS oraz przyjęcie paradygmatu „zmiany UE od środka” także przez m. in. Zjednoczenie Narodowe. Bez tego nie byłyby możliwe podpisanie przez te partie wspólnej deklaracji w lipcu 2021 r. ani kolejne spotkania Le Pen z Mateuszem Morawieckim i Jarosławem Kaczyńskim.

 

Nieuchronność centralizacji?

 

Widoczne jest także, że jak dotąd żadna partia dochodząca do władzy w państwie UE – niezależnie od stopnia przeszłego krytycyzmu wobec Unii – nie zdecydowała się na otwartą konfrontację z jej instytucjami. Przeciwnie – wszystkie wzbraniają się przed zarzutem dążenia do wyjścia z UE. Dotyczy to rządów PiS w Polsce, ale nawet Viktora Orbana. Drogą wypracowywania modus vivendi z UE wyraźnie poszli także Petr Fiala i Giorgia Meloni. Trzeba przy tym oczywiście pamiętać, że ich rządy są koalicyjne. W przypadku Włoch nasuwa się też pytanie o ewentualne zaostrzenie kursu i bardziej asertywną politykę w razie sukcesu projektu zmiany konstytucji, ogłoszonego przez Meloni jesienią 2023 r. Przeforsowanie drogą referendum wzmocnienia pozycji premiera uniemożliwiałoby obalenie go w trakcie kadencji, co spotkało Berlusconiego w 1995 r. i w 2011 r. – w tym drugim przypadku z jednoznacznym zaangażowaniem Niemiec i Francji.

Działania obecnego rządu Włoch przyniosą odpowiedź na pytanie, na ile w istniejących ramach UE da się przeforsować konserwatywne czy narodowe postulaty. Priorytetem Meloni od objęcia władzy jest kwestia imigracji i zaangażowanie UE oraz innych państw członkowskich w jej powstrzymywanie. Włochy są państwem bardzo dużym, a do tego gołym okiem widać, że polityka migracyjna oparta na akceptacji i relokacji nie ma prawa działać wobec rozmiarów presji demograficznej z Afryki. Jak dotąd działania Rzymu na tym polu przyniosły jednak ograniczone rezultaty, choć z drugiej strony widoczna jest powolna zmiana retoryki wśród polityków niemieckich i francuskich. Meloni liczy, że swoją rolę odegrają tu także kalkulacje wewnętrzne i presja związana z wysokim poparciem dla Zjednoczenia Narodowego oraz AfD. Bardziej konserwatywne działania w polityce wewnętrznej często spotykały się z oporem instytucji UE w przypadku Polski i Węgier – krajów jednak mniejszych i będących w UE nieporównywalnie krócej od Włoch.

Mimo wzrostu poparcia dla partii krytycznych wobec głównego nurtu UE presja na centralizację Unii Europejskiej bynajmniej nie zmalała. Przeciwnie – może właśnie dlatego wzrosła. Wydaje się, że wielu zwolenników reformy traktatów chce wyprowadzić jak najwięcej kompetencji na poziom unijny zanim opór w państwach narodowych stanie się nie do przeskoczenia, zwłaszcza wobec rosnącego ryzyka „utraty” Francji lub Niemiec. Opór już dziś jednak bardzo wysoki. Pokazało to głosowanie w Parlamencie Europejskim 22 listopada 2023 r. Przeciw rewolucyjnej reformie traktatów likwidującej prawo do prowadzenia odrębnej polityki przez państwa członkowskie w każdej sprawie, pozostawiając prawo weta jedynie w sprawie decyzji o przyjmowaniu nowych członków do Wspólnoty, opowiedzieli się europosłowie partii rządzących aż 11 z 27 państw – Polski (tak PiS jak PO), Czech, Włoch, Węgier, Szwecji, Rumunii, Austrii, Irlandii, Danii (socjaldemokracja!), Chorwacji, Łotwy. Przeciw głosowali wszyscy przedstawiciele Tożsamości i Demokracji oraz EKR, ale także większość europosłów Europejskiej Partii Ludowej – w tym choćby francuscy postgaulliści, a hiszpańska Partido Popular wstrzymała się. Opór wobec centralizacyjnego determinizmu jest więc silniejszy niż kiedykolwiek – to nie są już tylko dwaj konserwatywni starsi panowie prezydenci Vaclav Klaus i Lech Kaczyński, którzy ostatecznie podpisują traktat lizboński. Podczas negocjacji będzie jednak z pewnością wywierana silna presja na rządy poszczególnych państw, by zgodziły się na „kompromis” w postaci częściowego oddania kolejnych kompetencji. To duże zagrożenie dla przestrzeni do prowadzenia konserwatywnej polityki w państwach UE – te „kompromisy” idą bowiem zawsze tylko w jednym kierunku.

 

Inna Unia Europejska, ale jaka?

 

Nawet w razie skutecznego blokowania projektów centralizacyjnych problemem pozostaje pozytywny program alternatywny. Pewną cenną próbą było tu przemówienie premiera Morawieckiego wygłoszone na Uniwersytecie w Heidelbergu w marcu 2023 r. Zasadnicze pytania pozostają jednak bez odpowiedzi. Czy należy dążyć do innej reformy traktatów UE, zachowania status quo, oddania części kompetencji z powrotem na poziom państw członkowskich? Czy w razie rozwoju negatywnych tendencji wewnątrz UE należy dopuszczać wyjście z niej? Między ugrupowaniami konserwatywnymi, narodowo-populistycznymi i niechętnymi UE występują także zasadnicze różnice ideowe i programowe na polu polityk wewnętrznych. Marine Le Pen świadomie nie określa się jako konserwatystka, unika też pojęcia prawicy, preferując hasła narodu, „walki patriotów i globalistów” czy „starcia ludu i elity”. Geert Wilders zdecydowanie nie jest konserwatystą ani chrześcijaninem, nie jest też raczej świeckim nacjonalistą przywiązanym do holenderskich tradycji i kultury – podstawowym celem jego partii, jak sama nazwa wskazuje, jest walka o liberalnie rozumianą „wolność”. Zagrożeniem dla tej wolności i specyficznie rozumianej holenderskiej tożsamości, obejmującej także świecki i permisywny styl życia, feminizm, aborcję, „prawa społeczności LGBT” etc., jest islam.

Ruchy te podzielone są także w sprawie polityki zagranicznej, stosunku do USA, Chin i Rosji. Pewne pozytywne skutki ma na tym polu paradoksalnie rosyjska agresja na Ukrainę z 24 lutego 2022 r., po której wielu polityków dotąd pozytywnie wyrażających się o Rosji Władimira Putina lub głoszących konieczność znoszenia unijnych sankcji na Rosję zmieniło lub złagodziło stanowisko – oskarżenie o prorosyjskość stało się znacznie bardziej obciążające. W styczniu 2022 r. podobne poparcie w perspektywie nadchodzących wyborów w swoich krajach mieli Giorgia Meloni i Matteo Salvini oraz Marine Le Pen i Éric Zemmour. Po 24 lutego poparcie stracili ci w obu parach, którzy byli odbierani jako bardziej proputinowscy, a do władzy jako jedyna doszła Meloni, która jako jedyna przyjęła jednoznacznie antyrosyjskie stanowisko, wspierając w pełni pomoc militarną dla Ukrainy. Z punktu widzenia partii konserwatywnych i antyrosyjskich nabieranie dystansu wobec Rosji przez dane ugrupowanie jest naturalnym warunkiem legitymizacji poprzez nawiązywanie bliższej współpracy.

Jeśli szukać najmniejszego wspólnego mianownika, łączącego wszystkie wspomniane ruchy kontestatorskie, są to sprzeciw wobec dalszego odbierania kompetencji państwom narodowym przez instytucje UE, ograniczania wpływu obywateli na procesy decyzyjne w ramach UE oraz masowej imigracji do Europy z obcych kręgów kulturowych. Wspólnym polem może być także uwzględnianie interesów pracowników oraz firm w poszczególnych krajach w ramach polityki klimatycznej zamiast realizacji odgórnie narzuconych celów ideologicznych. Z punktu widzenia polityki konserwatywnej – rozumianej zarówno jako przywiązanie do tradycyjnych wartości jak przyjęcie zasady realizmu i świadomość ograniczonych możliwości ludzkiego wpływu na świat – wskazana jest budowa kanałów komunikacji ze wszystkimi liczącymi się partiami politycznymi. Zarówno tymi narodowo-populistycznymi i „antysystemowymi” jak wszystkimi ugrupowaniami w ramach „głównego nurtu”, z którymi można znaleźć punkty wspólne w konkretnych kwestiach i nawiązać sektorową współpracę. Tworzenie koalicji ad hoc jest bardziej prawdopodobne niż stworzenie wielkiego obozu ponad podziałami.

Zdecydowanie należy też bronić zasady subsydiarności – UE powinna zajmować się jedynie tymi kwestiami. To też konstatacja stricte realistyczna i konserwatywna – zasada cuius regio eius religio jest łatwiejsza do przyjęcia niż przeforsowanie jednej, alternatywnej wizji łączącej różne środowiska polityczne kontestujące status quo. Wielkość cywilizacji europejskiej została zresztą zbudowana na różnorodności europejskich narodów. Należy przy tym brać pod uwagę, że zewnętrzne czynniki destabilizujące Europę – agresywne działania Rosji, rywalizacja amerykańsko-chińska, presja demograficzna na Europę z Afryki i Bliskiego Wschodu, ruchy politycznego islamu – nie tylko nie znikną, ale mogą się w nadchodzących latach intensyfikować.

 

Tekst powstał w ramach projektu Ośrodka Myśli Politycznej pt. Jaka polityka, jakie idee? Polska i Czechy wobec wyzwań współczesności.

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Forum Polsko-Czeskie 2023”. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.