Wielkim problemem Wołodymyra Zełenskiego od samego początku była bardzo niekonkretna kampania wyborcza pełna krytyki obecnych elit, której brakowało jednak bardziej wyrazistej wizji przyszłości. Na tę dolegliwość chronicznie cierpią jednak praktycznie wszystkie siły polityczne na Ukrainie. Ze względu na jego obietnice wyborcy często widzieli w Zełeńskim swoje wyobrażenia, nieraz bardzo naiwne, nierzadko również przeczące sobie nawzajem. Sam Zełenski chciał wprowadzić do polityki nowych ludzi, którzy mogliby zmienić tamtejszą scenę. Świeżo założona partia Sługa Narodu nie miała jednak żadnych głębokich korzeni, nie była też w żaden sposób zamocowana ideologicznie. Ponadto szybko pojawiły się informacje, że przyspieszonej rekrutacji ludzi przed wyborami towarzyszyło kupowanie miejsc na listach wyborczych. Nie jest więc zaskoczeniem, że Sługa Narodu nawiązuje do wieloletniej ukraińskiej tradycji niestabilnych partii politycznych o niejasno sformułowanym programie, które jednoczy wyłącznie postać lidera. W ramach zgromadzenia szybko więc powstało kilka frakcji, jego klub poselski opuścił już szereg członków, a zdecydowanie nie wszyscy przedstawiciele partii prezydenta za każdym razem wspierają jej własne propozycje.
Problemy nowej obsady politycznej jasno ilustruje rząd utworzony po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych. Jego członkami zostali w zdecydowanej większości stosunkowo młodzi specjaliści spoza świata polityki. Na czele gabinetu zaś stanął najmłodszy w historii premier kraju, którym do niedawna był trzydziestopięcioletni prawnik Ołeksij Honczaruk. Dość szybko jednak okazało się, że nawet ten technokratyczny skład nie jest w stanie wprowadzić szybkich, przełomowych zmian, a jego rząd upadł po zaledwie sześciu miesiącach. Zastąpił go obecny rząd Denysa Szmyhala. Charakterystyczne dla obu gabinetów „Zełenskiego” jest to, że funkcję ministerstwa spraw wewnętrznych pełni nadal – od poprzedniej kadencji – kontrowersyjny Arsen Awakow, który może w znacznym stopniu być uznany za symbol ciągłości problematycznej części dziedzictwa poprzedniej obsady politycznej.
W ostatnim czasie uwagę przyciągnął angaż byłego premiera Gruzji Michaiła Saakaszwilego, którego Zełenski mianował szefem Komitetu ds. Reform. Jednocześnie natomiast w swojej rodzinnej Gruzji Saakaszwili od dawna jest politykiem zdyskredytowanym, który co prawda wsławił się efektywnymi reformami po Rewolucji Róż w 2003 roku, ale jednocześnie był krytykowany za swoje tendencje autorytarne, mierzył się również z oskarżeniami o szereg przestępstw. Dodatkowo nie był specjalnie przekonujący w okresie swojego zaangażowania politycznego na Ukrainie po 2014 roku, kiedy to np. bez powodzenia pełnił funkcję gubernatora obwodu odeskiego. A więc i za Zełenskiego w ukraińskiej polityce pozostają czy też wracają do niej problematyczne postaci z przeszłości.
Nierozwiązany konflikt
Według badań opinii publicznej do najpoważniejszych problemów, z którymi zmagają się Ukraińcy, należy wojna w Donbasie. Dlatego Zełenski w swojej kampanii wyborczej dość naiwnie obiecał jej szybkie zakończenie. W związku z tym przede wszystkim wśród zwolenników byłego prezydenta Petra Poroszenki szerzyły się obawy, że jego następca będzie próbować wynegocjować pokój za wszelką cenę i zgodzi się na zbyt duże ustępstwa na rzecz Rosji. W rzeczywistości jednak Zełenski dość szybko zorientował się w sytuacji, a choć nadal twierdzi, że uda mu się doprowadzić do zakończenia wojny do końca kadencji, nie idzie na ustępstwa w kwestiach kluczowych, robi też znacznie bardziej asertywne wrażenie niż w czasie kampanii wyborczej.
Jeśli chodzi o konkretne kroki, w pierwszym roku kadencji Zełenskiemu udało się po trzech latach wznowić negocjacje w tak zwanym formacie normandzkim, w którego skład wchodzą Ukraina, Rosja, Francja i Niemcy. Choć do tej pory nie udało się zapewnić skutecznego, funkcjonalnego rozejmu, wznowienie rozmów jest istotne z perspektywy symbolicznej jako sygnał dla zachodnich partnerów Ukrainy. Zełenski pokazuje w ten sposób dobrą wolę i daje znać, że to nie jego państwo blokuje proces pokojowy. Poza tym udało mu się również wynegocjować wymianę jeńców na dużą skalę. W tej kwestii pojawiły się co prawda pewne kontrowersje, między innymi związane z przekazaniem Rosji mężczyzny podejrzanego o udział w zestrzeleniu malezyjskiego samolotu MH17 w 2014 roku, ale z drugiej strony na Ukrainę wróciło kilka niezwykle ważnych postaci, jak choćby krymski reżyser Ołeh Sencow czy dziennikarz Roman Suszczenko, którzy są dziś na Ukrainie uważani niemal za bohaterów narodowych i symbol rosyjskiej samowoli.
Na poziomie polityki zagranicznej nie doszło natomiast w porównaniu z poprzednią kadencją do żadnych wyraźnych zmian. Potwierdziło to również mianowanie dwóch zupełnie bezproblemowych członków rządu: Wadyma Prystajki na stanowisko ministra spraw zagranicznych i Dmytra Kuleby na pozycję wicepremiera ds. integracji europejskiej (po zmianie rządu zamienili się pozycjami). Ani jednego z nich nie można podejrzewać o żadne sympatie do putinowskiej Rosji. Zełenski trochę pechowo i nie z własnej winy wplątał się w życie polityczne Stanów Zjednoczonych, kiedy jego rozmowa telefoniczna z Donaldem Trumpem stała się iskrą zapalną dla próby o impeachment, na którą jego amerykański odpowiednik zasłużył sobie za usiłowanie o kompromitację własnego rywala politycznego Joego Bidena.
Prokuratura po staremu
Jeśli chodzi o scenę polityki krajowej, Zełenski obiecał, że będzie walczyć z korupcją i że już w pierwszym roku swojej kadencji rozpocznie lawinę reform. Właśnie walka z korupcją była jednym z największych wyzwań dla świeżo upieczonego prezydenta, bo w czasie jego kariery politycznej był łączony z kontrowersyjnym oligarchą Ihorem Kołomojskim, na którego kanałach telewizyjnych występował. Sam Kołomojski chętnie cofnąłby decyzję z ery Petra Poroszenki, kiedy został mu zabrany największy ukraiński bank Privat, o który w znacznym stopniu opierał się wpływ oligarchy. Ostatecznie jednak po długiej mitrędze parlament uchwalił w połowie maja tak zwaną „ustawę antykołomojskiego”, która powinna definitywnie zakończyć wszelkie spekulacje związane ze zwrotem skonfiskowanego banku.
Kontrowersje wzbudziła natomiast nominacja prokuratora generalnego. Problematycznego Jurija Łucenkę zastąpił najpierw wiarygodny Rusłan Rjaboszapka, który jesienią rozpoczął reformę prokuratory, a jego pozostania na stanowisku życzyli sobie także zachodni partnerzy Ukrainy. Jednak na początku marca ludzie związani z oligarchami Kołomojskim i Wiktorem Medwedczukem, który ma bliskie powiązania bezpośrednio z Władimirem Putinem (rodzicami chrzestnymi jego córki jest sam Putin i żona byłego prezydenta Rosji Dimitrija Medwiediewa), rozpoczęli w parlamencie wotum nieufności dla Rjaboszapki. Samo głosowanie umożliwili przede wszystkim, poza posłami Sługi Narodu, przede wszystkim formalnie niezależni posłowie oraz członkowie klubu parlamentarnego Platforma Opozycyjna – Za Życie łączona właśnie z Miedwiedczukiem.
Na miejsce Rjaboszapki mianowano bliską Zelenskiemu Irynę Wenediktową, która niedługo po nominacji zaczęła prowadzić śledztwo w sprawie byłego prezydenta Poroszenki oraz byłej posłanki, dziennikarki i aktywistki Tetiany Czornowoł, którą najbardziej „rozsławił” brutalny atak, którego ofiarą stała się podczas protestów na Majdanie w grudniu 2013 roku. To właśnie fakt, że Rjaboszapka bronił się przed rozpoczęciem śledztwa w sprawie Poroszenki, na które naciskał przede wszystkim były doradca zbiegłego prezydenta Wiktora Janukowycza Andrij Portnow, miał być jedną z przyczyn jego odwołania. Wydaje się więc, że prokuratura, która mimo pewnych problemów (bardzo krytykowane było m.in upublicznienie nazwisk osób podejrzanych o zabójstwo dziennikarza Pawła Szaramieta z 2016 roku) ruszyła po wyborach z miejsca, wraca na stare tory.
Bez jasnej strategii
Mimo wszystko zdecydowanie nie można twierdzić, że nie doszło do żadnych pozytywnych zmian. Choć poniekąd problematyczne usiłowanie o reformy rozpoczęte po 2014 roku nadal się utrzymuje, do przodu posunęły się również prace nad reformami, które blokowała poprzednia siła polityczna. Zdecydowanie największym sukcesem jest zniesienie moratorium na sprzedaż ziemi rolnej i praktycznie stworzenie jej rynku, na które długo naciskały instytucje międzynarodowe na czele z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz Unią Europejską. To posunięcie jest swoją drogą niezwykle ważne także dlatego, że sprzeciwia się opinii publicznej, która była zdecydowanie przeciwna otwarciu rynku handlu ziemią. Widać, że Wołodymyr Zełenski nie jest czystym populistą, który robi wyłącznie to, co przynosi mu punkty polityczne. W tym roku powinno również dojść do finalizacji kluczowej reformy decentralizacyjnej, która przebiega stopniowo od 2014 roku. W jej ramach powinno dojść do reorganizacji jednostek administracyjnych, wzmocnienia ich kompetencji i niezależności finansowej.
Zdecydowanie największym wyzwaniem jest jednak dla Zełenskiego i jego zespołu globalna epidemia koronawirusa. Co prawda Ukraina dość szybko wprowadziła ograniczenia podobne do tych w całej Europie, a pandemia nie osiągnęła rozmiarów przypominających te w sąsiedniej Rosji czy na Białorusi, ale skutki dla wciąż jeszcze kruchej ukraińskiej gospodarki będą niewątpliwie znaczące. Zdecydowane rozpędzenie wzrostu gospodarczego to jednocześnie rzecz, która nie udaje się Ukrainie od ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego z lat 2008–2009, a bez której kraj nie może ulec istotnym przemianom.
Po pierwszym roku Wołodymyra Zełenskiego jasne jest, że na Ukrainie nie doszło do żadnej katastrofy, której obawiali się zwolennicy byłego prezydenta Poroszenki. Ukraina nie skapitulowała przed Rosją, w niektórych sferach zaniedbanych przez poprzedni rząd doszło do pozytywnych zmian, ale jednocześnie nie miał też miejsca żaden zasadniczy przełom, który zmieniłby cały kraj od podstaw. Parlament nie stał się maszyną do głosowania, która efektywnie przyjmowałaby reformy, a kluczowe głosowania muszą być nadzorowane przez prezydenta.
Uogólniając, można powiedzieć, że głównym problemem Wołodymyra Zełeńskiego jest znaczący brak koncepcji. Choć doszło do pewnych pozytywnych zmian, współczesna polityka ukraińska w wielu aspektach nawiązuje do negatywnych wątków, które długotrwale jej towarzyszą. Brakuje jasnej strategii, którą kierowałby się prezydent i jego zespół. Przez cały czas więc obowiązuje to, że Ukraina od rewolucyjnego 2014 roku idzie ewolucyjnie do przodu, ale wciąż nie jest w stanie w pełni ożywić gospodarki, obciąża ją wiele patologicznych zjawisk z przeszłości, a do upragnionej UE wciąż bardzo jej daleko. Sam Zełenski natomiast wciąż jeszcze stoi przed największym z aktualnych wyzwań w postaci opanowania skutków pandemii COVID-19.
Artykuł po raz pierwszy ukazał się 5 czerwca 2020 r. w czasopiśmie „Demokratický střed”.
Z czeskiego przetłumaczyła Zofia Bałdyga.
Artykuł wsparty przez Forum Czesko-Polskie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Czeskiej. Powstał on w ramach projektu realizowanego przez czeski think-tank AMO (Asociace pro mezinárodní otázky) przy współpracy Ośrodka Myśli Politycznej.