Natura i świat zależą od naszych decyzji. Rozmowa z Alexandrem Vondrą

O konserwatywnym podejściu do ekologii, ale także o  polityce europejskiej rozmawialiśmy z Alexandrem Vondrą, dysydentem, politykiem Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS), a obecnie europosłem.

Przyrodę kocham odkąd pamiętam. W dzieciństwie pochłaniałem książki E. T. Setona, poznawałem zwyczaje zwierząt i spędzałem czas na łonie natury. Studiowałem geografię, a moja praca dyplomowa dotyczyła geomorfologii erozyjnej. Obecnie wszyscy mowią o klimacie, ale ja studiowałem te zagadnienia na Uniwersytecie Karola pod kierunkiem profesora Letošníka. Oczywiście, przez komuchów całkowicie porzuciłem karierę zawodową naukowca. Poświęciłem się działalnośći opozycyjnej w Karcie 77, a po rewolucji, u boku Václava Havla, dyplomacji i polityce publicznej. Przez trzydzieści lat zajmowałem się przede wszystkim polityką zagraniczną, bezpieczeństwa i polityką obronną. Negocjowałem z Niemcami, wzmacniałem stosunki z USA, naciskałem na przystąpienie do NATO i zajmowałem się kwestiami związanymi z UE. Przez sześć lat byłem ministrem w trzech różnych rządach. Następnie, pod koniec 2012 roku, podjąłem decyzję o rezygnacji ze stanowiska ministra obrony. Chciałem złapać trochę tlenu, odpocząć od polityki. I kontakt z naturą mi w tym pomógł. Dużo czasu spędzałem na wsi, w wolnych chwilach zajmując się amatorsko ornitologią. Moja żona zajęła się pszczelarstwem. Kiedy w 2019 roku zostałem wybrany do Parlamentu Europejskiego, zastanawiałem się, co będę tam robić. Kwestie polityki zagranicznej i obronnej nie wydawały mi się szczególnie atrakcyjne, bo kompetencje UE w tym zakresie są niewielkie. Z drugiej strony, na horyzoncie rysował się Zielony Ład i było jasne, że związane z nim ambicje wpłyną na życie wszystkich pokoleń. Z jednej strony, zawsze czułem się związany z ekologią i ochroną przyrody,  i chciałem zrobić tu coś konkretnego. A z drugiej – także dzięki doświadczeniu totalitaryzmu i świadomości, że wolność człowieka jest wartością, o którą zawsze musimy walczyć – obawiałem się, czy święty entuzjazm dla walki ze zmianami klimatu nie przerodzi się w nowy totalitaryzm. Krótko mówiąc, wydawało się to  ważnym politycznym polem bitwy, na którym nie powinno mnie zabraknąć…

 

Czy konserwatyzm da się pogodzić z troską o środowisko? Mogłoby się wydawać, że to raczej lewicowy temat.

To temat, który prawica – niestety, także ODS – pozwoliła sobie ukraść radykalnej lewicy. Radykalna lewica wypełniła próżnię pozostawioną przez prawicę, po tym, jak w dwudziestym wieku przegrała wszystkie wcześniejsze starcia- militarne, klasowe i narodowe. Nie było adnej dobrej rewolucji; wszystkie lewicowe eksperymenty obiecujące raj na ziemi skończyły się ekonomicznym piekłem dla wszystkich.  Po tej fatalnej klęsce lewica skierowała swoje wysiłki na sferę kulturową i społeczną, co doprowadziło nas do dzisiejszych bezsensownych wojen kulturowych, które dzielą i osłabiają zachodnie społeczeństwa. Teraz, w swojej najnowszej kampanii, lewica skupiła się na zielonej rewolucji. Po raz kolejny chce zmienić ludzką naturę i obiecuje zbawienie, tym razem od ocieplenia klimatu, pal licho jakim kosztem. Nadszedł zatem czas, aby konserwatywna prawica zajęła się kwestią, którą naturalnie, sama z siebie powinna się zajmować. W końcu angielskie słowo oznaczające ochronę to conservation. Już Edmund Burke, twórca nowoczesnego konserwatyzmu, pisał, że nie jesteśmy właścicielami ziemi, ale tylko jej zarządcami, i że naszym obowiązkiem jest przekazanie jej przyszłym pokoleniom w lepszym, a nie gorszym stanie. Co więcej, stwierdzenie, że środowisko jest tematem lewicowym, jest jak stwierdzenie, że jest tematem nazistowskim, ponieważ związek człowieka z ziemią był jednym z filarów ideologii narodowo-socjalistycznej. Nie ma sensu spierać się o to, czy to temt lewicowy, czy prawicowy, ponieważ dotyczy on nas wszystkich. Tym, co nas różni, to obrane środki. Lewica ponownie naciska na rewolucyjne rozwiązania, konserwatyści chcą racjonalnej ewolucji.

 

Czy możliwe jest przekonanie młodych ludzi, znajdujących się pod wpływem aktywizmu ruchów takich jak Extinction Rebellion, że istnieje alternatywne podejście?

Uważam za całkowicie naganne stresowanie młodych ludzi, którzy i tak mają już delikatniejszą strukturę psychiczną niż za moich czasów, wizją zbliżającego się końca świata. Chociaż wykazano, że takie straszenie prowadzi do lęków, depresji, a nawet samobójstw, niektórzy politycy uważają, że dobrym pomysłem jest ogłoszenie, że wszyscy spalimy się żywcem, jeśli natychmiast nie zastosujemy się do ich pomysłów. Przerażeni postawą nieodpowiedzialnych polityków, młodzi przyklejają się do jezdni, niszczą obrazy w galeriach, a nawet odrzucają rodzicielstwo i macierzyństwo. Często podejmują nieodwracalne decyzje, które mogą okrutnie zaważyć na ich przyszłości. Z drugiej strony nie generalizowałbym. Generalizacja pokoleniowa to kolejny zły nawyk. W Stanach Zjednoczonych istnieją współczesne badania dotyczące pokolenia hipisów, które pokazują, że większość młodych ludzi w latach 60. nie uprawiała nieskrępowanego seksu ani nie brała narkotyków; wręcz przeciwnie, nie różnili się zbytnio poglądami i zachowaniem od pokolenia swoich rodziców. Ten mit został stworzony przez stosunkowo niewielką, ale niezwykle głośną i promowaną w mediach mniejszość, zwykle będącą potomkami elit. Myślę, że dziś jest podobnie. Większość młodych ludzi jest rozsądna, nie przykleja się do jezdni, nie profanuje dzieł sztuki, ale zakłada rodziny i, na przykład, wyrzuca mniej żywności, czy dba o segregację śmieci – temu nie da się nic zarzucić.

 

W czasach, gdy takie sformułowania nie cieszyły się popularnością w czeskich kręgach konserwatywnych, powiedział pan, że „zrównoważony rozwój nie jest brzydkim słowem”. Ale czy przypadkiem nasze pojmowanie zrównoważonego rozwoju nie popadło w skrajność?

Problem polega na tym, że nieco zapomnieliśmy o tym, co głosiła Organizacja Narodów Zjednoczonych. Że koncepcja zrównoważonego rozwoju oznacza równowagę w wyimaginowanym trójkącie o trzech wierzchołkach. Z jednej strony ochrona przyrody, z drugiej możliwości gospodarcze, a z trzeciej zrównoważony rozwój społeczny. W ostatnich latach w Europie tylko aspekt środowiskowy był stawiany na piedestale, często z pominięciem kwestii gospodarczych i społecznych. Musimy zatem przywrócić równowagę. W centrum musi być człowiek, a nie jakaś wyidealizowana „Matka Ziemia”. W przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że ludzie wpadną w gniew i zaczną głosować na ekstremistów. Może to podkopać demokrację. 

Czy znamy jakiś pozytywny przykład wdrożenia konserwatywnej zielonej polityki?

Z pewnością jest do czego nawiązywać. Pierwsze parki narodowe w Stanach Zjednoczonych zostały utworzone przez prezydenta Theodore’a Roosevelta, pierwsze przepisy dotyczące ochrony środowiska w USA przepchnął przez Kongres republikanin Richard Nixon, a energię jądrową przeforsowała jako alternatywę dla węgla premier Margaret Thatcher. To ona pobudziła zainteresowanie ekologizmem w Wielkiej Brytanii, a nawet była pierwszą ważną polityczką, która przedstawiła perspektywę międzynarodowego ustawodawstwa w tym zakresie. Lewica oddaje jej sprawiedliwość z niechęcią, ponieważ Thatcher odrzucała jednocześnie apokaliptyczne prognozy rozpropagowane przez Ala Gore’a i innych. Konserwatyzm anglosaski nigdy nie stronił od kwestii ekologii – wystarczy przypomnieć sobie pisma Rogera Scrutona, w których wyjaśnia on, dlaczego ochrona przyrody jest jednym z podstawowych zadań konserwatysty.

 

Zielony Ład jest faktem, którego nie można już zmienić. Można jednak zminimalizować ryzyka i zmaksymalizować szanse, jakie się z nim wiążą. Czy możesz podać kilka przykładów największych zagrożeń i znaczących szans?

UE powinna zrobić sobie przerwę od tworzenia przepisów dotyczących dekarbonizacji. Największym ryzykiem, jakie widzę, jest zbyt pochopna interwencja w sektorze energetycznym na wzór niemieckiej Energiewende, czyli pozbycie się rentownych i stabilnych źródeł energii bez odpowiedniej rekompensaty i tylko w imię szybkiego przejścia na niestabilne odnawialne źródła energii. Innym problemem jest zbyt wiele zakazów i nakazów w dziedzinie mieszkalnictwa i transportu, które ograniczają konkurencję, wolność wyboru i ostatecznie mogą podważyć zaufanie do demokracji. Nie tylko narażamy na szwank naszą konkurencyjność i bezpieczeństwo, ale także sprawiamy, że życie staję droższe dla wszystkich, choć nie przekłada się to w żaden namacalny sposób na klimat, ponieważ to, co Europa oszczędza kosztem własnego poświęcenia, Chiny, Indie, Rosja i inne kraje pozaeuropejskie nadrabiają emisjami. Jako szansę postrzegam natomiast możliwość przyczynienia się do ochrony różnorodności biologicznej, wody i krajobrazu lub zmniejszenia obciążenia środowiskowego rolnictwa. Opowiadam się również za rozsądnym podejściem do oszczędzania energii i gospodarki o obiegu zamkniętym. Oszczędzanie ograniczonych zasobów ma sens.

 

Jaka powinna być tu rola Republiki Czeskiej? Co powinno być dla nas priorytetami i co czeska reprezentacja w Parlamencie Europejskim może w praktyce osiągnąć dla ich realizacji?

Reagując na zmiany klimatyczne, Republika Czeska powinna zawsze upewniać się, że wymagane działania są możliwe do realizacji i nie stanowią nadmiernego obciążenia dla naszych obywateli i przedsiębiorstw. Struktura naszej gospodarki i położenie geograficzne ograniczają nas obiektywnie pod wieloma względami, o czym zieloni ideolodzy lubią zapominać. W praktyce musimy dążyć do jak największej neutralności technologicznej proponowanych rozwiązań, tj. nie możemy wykorzystywać regulacji do torowania drogi tylko wybranym lobbystom, jak dzieje się to na przykład w przypadku ochrony elektromobilności; w dziedzinie energii nie możemy z kolei zaniedbywać bezemisyjnej energii jądrowej, czy to w postaci konwencjonalnych elektrowni, czy – w przyszłości – małych reaktorów modułowych. Tylko w ten sposób będziemy w stanie pogodzić walkę ze zmianami klimatu ze specyfiką poszczególnych państw członkowskich.

 

W jakich kwestiach i w jaki sposób powinniśmy współpracować z Polską? Czy łączą nas interesy, w realizacji których moglibyśmy się się wspierać?

 Po pierwsze, Polacy to nasi sąsiedzi; zawsze powinniśmy dążyć do przyjaznych stosunków sąsiedzkich, to nie jest nagroda za dobre zachowanie czy stuprocentową zgodność poglądów. Jednak z Polską łączy nas również szereg wspólnych poglądów, nasze dwudziestowieczne losy splatały się, czego konsekwencją jest także zbieżna perspektywa geopolityczna.  Polacy mogą być dla nas inspiracją pod wieloma względami; to niezwykle odważni, ciężko pracujący ludzie, którzy w ostatnich latach dokonali ogromnego postępu gospodarczego i technologicznego. Jeśli spojrzymy na rozwój polskiej infrastruktury w jakimkolwiek obszarze, widzimy, że możemy się od nich wiele nauczyć. Polacy są też w zdrowy sposób pewni siebie, nie boją się wyrażać swoich poglądów, idą swoją własną drogą, Nie próbują desperacko naśladować zagranicznych wzorców. Jako kraj rozwinięty przemysłowo są naszym partnerem w prowadzeniu polityki, która nie zuboży naszego kraju, a dla nas, konserwatystów, są również sojusznikami w naszym oporze wobec ekscesów anglosaskiej ideologii woke.

 

Czy czeska gospodarka jest w stanie sprostać wymaganiom zielonej polityki? Historycznie rzecz biorąc, bazujemy na silnym przemyśle, mamy minimum zasobów odnawialnych.

Tak, nasza wyjściowa pozycja jest niekorzystna. Do tej pory nasze położenie geograficzne było raczej zaletą (centrum Europy, zasoby surowców naturalnych, tradycja przemysłowa). Gdybyśmy nie wpadli w sferę sowieckiego komunizmu, moglibyśmy być w lepszej pozycji ze względu na te przewagi komparatywne. Teraz jesteśmy co prawda częścią Zachodu, ale wymogi dekarbonizacji w połączeniu z niskim potencjałem odnawialnych źródeł energii (słońca i wiatru) stawiają nas w niekorzystnej sytuacji. Duńczycy, Szwedzi, a nawet Hiszpanie są w lepszej sytuacji. Ale nie możemy z tego powodu płakać. Musimy przestać mówić o zielonej transformacji i w końcu zacząć działać. Potrzebujemy wszystkich źródeł energii, nie tylko odnawialnych. Musimy zacząć budować elektrownie jądrowe, inwestować w system przesyłowy. Warunkiem wstępnym jest zasadnicze przyspieszenie wszystkich niezbędnych procesów wydawania pozwoleń i aktywne zaangażowanie biznesu w transformację.

 

Jest pan teraz członkiem Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności PE (ENVI). Czy praca tam spełniła pańskie oczekiwania?

Staram się być tam, gdzie coś się dzieje. W tamtym czasie było już oczywiste, że ENVI będzie miejscem, gdzie trafi największy pakiet legislacyjny, że będziemy  najbardziej zapracowaną komisją. W PE są komisje, których głównym urobkiem są na przykład rezolucje w sprawie praw osób homoseksualnych w Ugandzie. Nie chcę kpić z niczyjego cierpienia, ale w praktyce sprowadza się do virtue signalling, ponieważ nasze możliwości wpływania na prawo Ugandy lub, na przykład, Bahrajnu są minimalne. My, jako parlament, nie mamy tu na nic wpływu, a Europa może co prawda zacząć zawstydzać i ignorować te kraje, ale w ten sposób zrobi tylko miejsce dla Chin i Rosji, które będą zachowywać się bardziej pragmatycznie. Nie byłem  więc zbytnio zainteresowany tego rodzaju pracą. W przypadku ENVI byłem pewien, że będzie dużo pracy, klasycznej pracy legislacyjnej, a jednocześnie postrzegałem to jako okazję do zrobienia czegoś dla Republiki Czeskiej, do obrony czeskich interesów.

Niedawno, jako jedyny członek klubu parlamentarnego ODS, poparł pan rozporządzenie w sprawie restytucji zniszczonych ekosystemów. Czy pańskim zdaniem jest to kierunek, w którym powinna zmierzać polityka ekologiczna?

Tak, chociaż rozumiem powściągliwość moich kolegów, ponieważ ostateczny dokument jest zawsze wynikiem kompromisem i, biorąc pod uwagę obecną zielono-czerwoną koalicję wyborczą, nieuchronnie będzie zawierał różne punkty sporne. Ale dla mnie najważniejszą motywacją było to, że chodzi dokładnie o ten kierunek, w którym moim zdaniem powinna podążać zielona polityka, że chodzi o konkretne rzeczy o wpływie lokalnym, których skutki zobaczymy wokół nas jeszcze za naszego życia. Zmiana powstrzyma wyjałowienie krajobrazu, pomoże zagrożonym ptakom i pszczołom, przyniesie korzyści ludziom. Warto więc coś poświęcić dla tego celu. Natomiast poświęcanie naszego standardu życia w globalnej walce z emisją dwutlenku węgla, którego UE emituje mniej niż 10%, jest raczej bez sensu. Na ten zarzut słyszymy całkowicie absurdalną odpowiedź, że Europa musi dawać przykład wszystkim i że patrzy na nas cały świat. Ale to tylko egocentryczne alibi, dla innych raczej powód do śmiechu. Myślenie życzeniowe przedstawia się jako rzeczywistość. Powiem jednak jasno – nie kwestionuję problemu globalnego ocieplenia. Wskazuję tylko, że jest to problem globalny, którego nie da się rozwiązać za pomocą lokalnych poświęceń.

 

Zbliża się koniec cyklu wyborczego. Czy dokonał już pan osobistego lub „instytucjonalnego” rachunku sumienia? Co okazało się sukcesem, a co nie?

Z pewnością jestem dumny z mojej pracy na rzecz odtabuizowania tematu energii jądrowej. Udało nam się utworzyć grupę ds. energii jądrowej w Parlamencie Europejskim, zyskaliśmy poparcie posłów do PE z różnych krajów i frakcji. Odwiedziliśmy już wspólnie ITER w Cadarache i odbyliśmy udaną „pielgrzymkę” do czeskich obiektów jądrowych, gdzie członkowie grupy przekonali się, że możemy pracować z energią jądrową w całym zakresie, od badań po jej praktyczne, bezpieczne zastosowania. Powstrzymaliśmy próbę niekorzystnej taksjonomizacji energii atomowej i udało nam się wskazać atom jako jedno z preferowanych narzędzi dekarbonizacji. Staramy się, jak możemy. Walczymy z bezsensownymi regulacjami, takimi jak EURO 7 czy zakaz stosowania silników spalinowych po 2035 r., proponujemy poprawki, szukamy sojuszników z całego spektrum politycznego. Nie twierdzę, że jest to łatwe przy obecnym składzie Parlamentu Europejskiego. Jesteśmy mniejszością i często przegrywamy. Wierzę jednak, że nadchodzą lepsze dni, że kolejny Parlament będzie bardziej racjonalny. Obecny kierunek jest nie do utrzymania, a ludzie już zaczynają odczuwać tego konsekwencje i zgodnie z tym będą głosować. Czeka nas bardzo burzliwa dekada.

Rozmawiała Kateřina Hloušková

Tekst powstał w ramach projektu Ośrodka Myśli Politycznej pt. Jaka polityka, jakie idee? Polska i Czechy wobec wyzwań współczesności.

Zadanie publiczne finansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Forum Polsko-Czeskie 2023”. Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.