Litewska perspektywa. Rozmowa z prof. Andrzejem Pukszto (05.09.2014)

Mateusz Ciołkowski: Panie Profesorze, jak na Litwie ocenia się wybór Donalda Tuska na stanowisko prezydenta Rady Europejskiej? Czy dostrzega się szansę na mocniejszą artykulację interesów państw Europy Środkowo-Wschodniej, czy raczej zwraca się uwagę na administracyjny, choć istotny, charakter tej pracy?

 

Prof. Andrzej Pukszto: Dziś jeszcze za wcześnie na dokładną ocenę stanowisk poszczególnych środowisk na Litwie. Z tego co zauważyłem, są już pozytywne sygnały od premiera Algirdasa Butkevičiusa oraz ministra spraw zagranicznych Linasa Linkevičiusa. Prezydent Dalia Grybauskaite niejednokrotnie podkreślała, że poparła w Brukseli kandydaturę Donalda Tuska. Oczekuję jednak większego optymizmu: trudno przecież o lepszego polityka, który by rozumiał sprawy bezpieczeństwa, polityki zagranicznej, jak i wewnętrznej, krajów postsocjalistycznych.   Ale cóż tu dużo ukrywać – relacje między Polską i Litwą już od kilku lat nie rozwijają się w takiej dynamice, jakiej byśmy życzyli, jakiej wymaga sytuacja w Europie.

Nową szefową dyplomacji europejskiej będzie Federica Mogherini, dotychczas minister spraw zagranicznych Włoch. Nieoficjalne informacje mówiły o głębokim sceptycyzmie liderów państw nadbałtyckich. Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite miała w ogóle nie zabrać głosu podczas omawiania kandydatury Włoszki.

 

Pani prezydent Grybauskaite już przed kilkoma tygodniami, kiedy pojawiły się pierwsze wiadomości, że pani Mogherini może zostać szefową unijnej dyplomacji opowiedziała się jednoznacznie przeciwko tej kandydaturze, i z tego, co wiem, to była jedyną, która wstrzymała się od głosu. Ale warto też zwrócić uwagę, że premier Butkevičius w sierpniu pospieszył z oświadczeniem neutralizującym ocenę pani prezydent.

 

Czy należy liczyć się z tym, że prorosyjski kierunek polityki, obrany przez Mogherini od czasu, kiedy została ministrem spraw zagranicznych Włoch, będzie w dalszym przez nią forsowany – tym razem na forum europejskim?

 

W moim głębokim przekonaniu chyba zbyt wiele uwagi koncentruje się wokół pani Mogherini. Powinniśmy przede wszystkim mówić o status quo polityki zagranicznej Unii. Nie jest wielką tajemnicą, że postawy poszczególnych państw wspólnoty, zarówno wobec Rosji, jak i wobec konfliktu zbrojnego na Ukrainie, znacznie się różnią. I dlatego należy postawić problem nieco inaczej, to znaczy nie „kto będzie kierował unijną dyplomacją?”, ale „jak sama UE będzie w stanie wypracować jedno wyraźne, konkretne stanowisko?”. Wobec polityki bezpieczeństwa oraz głównych kierunków polityki zewnętrznej. I czy będzie potrafiła mówić jednym głosem? Nie chodzi tylko o kontakty z Rosją, ale na przykład o umowę o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Drugie pytanie, które się nasuwa, to czy poszczególne państwa będą skłonne do delegowania swoich kompetencji na rzecz instytucji europejskich, czy nie?

 

Zwróćmy się teraz ku litewskiej perspektywie patrzenia na wojnę Ukrainy z Rosją. Niedawno dotarła do nas tragiczna wiadomość o śmierci Mykoly Zelenca, konsula honorowego Republiki Litewskiej w Ługańsku. Czy ta informacja wpłynęła na stanowisko rządu litewskiego wobec rosnącej agresji państwa rządzonego przez Władimira Putina? Czy też jest ono zasadniczo od początku tego konfliktu niezmiennie stanowcze?

 

To wydarzenie, choć tragiczne, w żaden sposób nie zaostrzyło stanowiska Litwy w tej sprawie, dlatego, że w kontekście innych krajów unijnych, jest ono od samego początku najbardziej antyrosyjskie i stanowcze. Pani prezydent, pan premier czy minister spraw zagranicznych niejednokrotnie w ciągu całego lata dawali temu wyraz. Podczas ostatniego szczytu pani Grybauskaite zachęcała innych przywódców do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków w trakcie trwania ostatniego szczytu unijnego w Brukseli.

 

W tym kontekście chciałbym zapytać o ocenę sankcji wprowadzanych przez Unię wobec Rosji. Jak Pan Profesor ocenia ich skuteczność? Jak na Litwie przyjmuje się taką taktykę przyjętą wobec prezydenta Putina?

 

Zarówno przedstawiciele opozycji, jak i koalicji rządzącej, są zgodni co do tego, że sankcje należy utrzymywać, a nawet pogłębiać. Mówię to w kontekście zaostrzenia konfliktu ukraińsko-rosyjskiego w ostatnich dniach sierpnia. Opinia publiczna w większości także popiera te działania, mając świadomość, że jest to jedno z niewielu skutecznych narzędzi, którymi dysponuje Unia, by wpływać na prezydenta Putina. Ale na przykład, od czasu do czasu, ze strony przedsiębiorców czy ekonomistów pojawiają się wątpliwości, czy litewska gospodarka, która dopiero niedawno okiełznała kryzys gospodarczy, będzie potrafiła poradzić sobie z ograniczeniem handlu z Rosją. Dochód z eksportu litewskiej żywności do Unii stanowi dla budżetu krajowego bardzo duży zysk – relatywnie największy odsetek w całej Europie. Jeśli w Polsce stanowi on 0,3% PKB, to na Litwie jest to około 3%.Warto zwrócić uwagę, że litewscy przedsiębiorcy nie pierwszy raz spotykają się z taką sytuacją. Dlatego w ostatnich latach nastąpiła znacząca dywersyfikacja. Jeśli jeszcze dziesięć lat temu ich głównym odbiorcą była Rosja, o tyle dziś starają się handlować z innymi państwami.

 

Z kolei szef litewskiego MSZ Linas Linkevičius stwierdził kilka dni temu, że „Ukraina potrzebuje pomocy humanitarnej, której również udzielamy. Potrzebuje też pomocy gospodarczej. Sądzę, że pomoc wojskowa powinna być brana pod uwagę”. Jak Pan Profesor ocenia realność takiego rozwoju sytuacji? Co obecny rząd stara się zrobić, by przekonać inne państwa do militarnego zaangażowania w wojnę ukraińsko-rosyjską?

 

Powiedziałbym, że większą aktywność przejawia pani prezydent niż rząd. Tutaj pojawia się wielki dylemat, jeśli mówimy o współpracy wojskowej, bo najpierw rząd litewski musi przekonać swoich obywateli, by powiększyć środki budżetowe na rozbudowę armii. Trzeba także pamiętać, że rola Litwy, jednego z najmniejszych krajów UE, jest tutaj niewielka. Na pewno nie kluczowa. Litwa nieustannie przypomina przywódcom światowym o wadze kwestii obronności. ku temu dogodna okazja w Tallinie, gdzie prezydent Obama spotkał się z politykami krajów nadbałtyckich.

 

Skoro wspomniał Pan Profesor o szczycie w Tallinnie, to czy dostrzegł Pan jakieś istotne sygnały ze strony polityków, przede wszystkim prezydenta Baracka Obamy? Czy zapowiedzi o wzmocnieniu militarnym państw naszego regionu znacząco zmieniają podejście Ameryki do wojny na Ukrainie?

 

Sam fakt, że Barack Obama,przed szczytem przywódców Sojuszu Transatlantyckiego w walijskim Newport, przybył do Tallinna na spotkanie z prezydentami Krajów Bałtyckich, ilustruje niezwykle wyraźnie jego troskę o bezpieczeństwo tych państw. Jego przemówienie było przygotowane na bardzo wysokim poziomie. Nie pozostawiało dwuznaczności, wystarczy przypomnieć jego słowa, że „bezpieczeństwo Tallinna, Rygi i Wilna, jest tak samo ważne w Europie jak bezpieczeństwo Berlina, Paryża i Londynu”. Bardzo oczekiwaliśmy na te słowa, głównie w kontekście marzeń obecnej rosyjskiej elity politycznej o wskrzeszeniu Związku Sowieckiego. 

 

A jak na Litwie ocenia się zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w konflikt ukraińsko-rosyjski? Dr Burakowski w ostatnim wywiadzie  udzielanym nam na temat stosunku Rumunii do tych wydarzeń wyraźnie podkreślał mocne akcentowanie sojuszu tego państwa z Ameryką – jest on wręcz traktowany jako gwarancja suwerenności. Czy podobnie myślą politycy litewscy?

 

Oczywiście, że Litwa wiąże swoje bezpieczeństwo przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi. W ostatnich latach ta ocena nie ulegała zmianie, a po rozpoczęciu konfliktu na Ukrainie, wzmożonych działaniach Rosji, negatywnie ocenianej wizycie kanclerz Angeli Merkel w Kijowie, nawet się umocniła. Co do priorytetowej pozycji Stanów Zjednoczonych, to tutaj nie ma postawy dwuznacznej. Ciągle jest też otwarta, zachęca Amerykanów do większej obecności wojskowej w krajach bałtyckich.

 

Jak ocenia Pan Profesor ideę wspólnego ukraińsko-polsko-litewskiego batalionu? Czy może stanowić on istotny bodziec w budowaniu solidnych wzajemnych stosunków? Nie tyle militarnych, ale może politycznych?

 

Idea tego batalionu pojawiła się znacznie wcześniej niż konflikt na Ukrainie. Po raz pierwszy zaczęto o tym mówić przed dwoma, trzema laty. Oczywiście nie ma on większego znaczenia w sensie militarnym. Nasza sytuacja ekonomiczna, gospodarcza nie pozwoli na przekazanie większych środków na rozbudowę tej jednostki. Chodzi bardziej o efekt polityczny. Trzeba pamiętać, że jest to jedna spośród kilku inicjatyw, mających na celu konsolidację państw w naszym regionie. Na przykład, pomoc humanitarna jest bardzo mocno popierana na Litwie przez zwykłych obywateli. Także dążenia Ukraińców do uzyskania pełnej podmiotowości i możliwości głębszej integracji z Europą.

 

Na koniec chciałbym zapytać, jak Pan Profesor w obecnej sytuacji ocenia perspektywę rozbudowy gazociągu łączącego Litwę, Polskę, Łotwę, Estonię oraz Finlandię, która pojawiła się po ukończeniu gazoportu w Kłajpedzie?

 

Obecnie o tym projekcie pojawia się niewiele konkretnych informacji czy planów. Jest na to zdecydowanie za wcześnie. Dopiero pod koniec obecnego roku budowa gazoportu zostanie sfinalizowana i rozpocznie swą pracę. Myślę, że tutaj najważniejsze jest jeszcze przed nami. Mówiąc o bezpieczeństwie energetycznym, należy pamiętać, że nie tylko kwestia gazoportu jest na wokandzie litewskich polityków. Równolegle toczą się prace nad siecią elektryczną, połączoną ze Skandynawią. W przypadku Szwecji projekt został realizowany. Jest jeszcze sporo do zrobienia na odcinku polsko-litewskim. Trzeba poczekać na rozpoczęcie nowego sezonu politycznego, z pewnością wówczas kwestie te będą szeroko dyskutowane oraz zapadną znaczące decyzje. Wypada ubolewać, że stosunki między Polską a Litwą nie są aż tak intensywne, jak wymaga tego potrzeba chwili. Wydaje się, że relacje polsko-litewskie między prezydentami i szefami rządów musiałyby być jak najbliższe, a współpraca jak najprężniejsza.