Epoka międzypowstaniowa jest specyficznym okresem dla rozważań na wskazany temat. Jej cezury chronologiczne pokrywają się niemal z tymi, które wyznaczają także pewien etap w dziejach kontynentu. Jej początek wiąże się z rewolucją lipcową 1830 r. we Francji, która wyrwała ten kraj z systemu Świętego Przymierza i usytuowała w pozycji odrębnego i najczęściej skonfliktowanego z tzw. mocarstwami północnymi (Rosją, Austrią i Prusami), gracza politycznego, będącego jednocześnie największą, obok imperium rosyjskiego, potęgą militarną Europy. Koniec zaś – w przypadku dziejów powszechnych musielibyśmy o parę lat wydłużyć – do 1870/1871 r. – a zatem klęski tejże Francji w wojnie z Prusami i zjednoczenia Niemiec, które to wydarzenia odbierały materialne podstawy wszelkim rachubom na wsparcie kolejnej polskiej irredenty przez spodziewaną dotychczas w całym omawianym okresie interwencję mocarstw zachodnich – Francji i Anglii – na jej rzecz. Po roku 1870 dla wszystkich (może poza romantycznymi marzycielami podobnymi do subiekta Ignacego Rzeckiego z „Lalki” Bolesława Prusa) stało się oczywiste, że żadna pomoc dla kolejnego powstania w Polsce z nad Sekwany nie nadejdzie.
W tak zarysowanym przedziale chronologicznym sprawa polska przewijała się w rachubach politycznych głównych aktorów sceny europejskiej ze zmienną, ale w istocie dość dużą intensywnością. Jej ponowne pojawienie się w 1830 r. w agendzie kwestii poruszających życie polityczne kontynentu po piętnastoletniej przerwie, kiedy to wydawało się, iż znalazła swoje stabilne rozwiązanie zgodne z decyzjami kongresu wiedeńskiego z 1815 r.[1] w pewnym tylko stopniu zaskoczyło ówczesne elity rządzące mocarstw, które po epoce napoleońskiej szczególnie się problemem polskim nie zajmowały, ale też całkiem o nim nie zapomniały, uznając wszakże, że nie jest on bieżącym wyzwaniem dla polityki europejskiej. Działo się tak aż do chwili gdy wybuch powstania listopadowego ukazał całą ostrość i stopień skomplikowania tej kwestii jako ważącej na stabilności politycznej kontynentu i ważnej dla zachowania równowagi sił między mocarstwami.
Przyjrzyjmy się zatem funkcjonowaniu sprawy polskiej widzianej poprzez optykę polityczną ówczesnych mocarstw. One to bowiem były głównymi aktorami na scenie międzynarodowej dyplomacji – ich interesy i wypływające z nich poczynania w pierwszym rzędzie kształtowały skalę zainteresowania owym problemem dyplomacji europejskiej i możliwości jego aktywnego podnoszenia na forum międzynarodowym przez samych Polaków.
Dla części z nich – trzech państw zaborczych sprawa polska miała wymiar strategiczny i dotykała ich żywotnych a nawet fundamentalnych interesów. To ważna konstatacja w kontekście dyskusji o znaczeniu sprawy polskiej w polityce europejskiej w owym okresie. Wypływa z niej wniosek, że w popierane przez siebie rozwiązanie kwestii polskiej Petersburg, Berlin czy w nieco mniejszym stopniu Wiedeń były gotowe zaangażować znacznie więcej niż skłonne byłyby to uczynić Paryż czy Londyn. Panowanie nad ziemiami polskimi – a zatem zakonserwowanie (co najwyżej modyfikowanego) status quo rozwiązań przyjętych po upadku powstania listopadowego było warunkiem utrzymania przemożnego wpływu na politykę europejską przez Rosję, decydowało o jej możliwościach dalszej ekspansji na Bałkany, pozycji arbitra czy niemal protektora w kwestiach niemieckich oraz mocarstwowym statusie w koncercie europejskim dającym jej liczący się głos we wszystkich kwestiach zajmujących ówczesną dyplomację. Utrata ziem dawnej Rzeczypospolitej wchodzących w skład zaboru rosyjskiego byłaby dla Petersburga równoznaczna z poważną degradacją jego pozycji międzynarodowej i znaczącym ograniczeniem możliwości oddziaływania przezeń na kraje Europy Środkowej i Południowej. Nie może być wątpliwości, że Rosja gotowa była ryzykować wojnę by obronić swój stan posiadania w Polsce – i to wojnę nie tylko z polskimi insurgentami, ale nawet z koalicją innych mocarstw europejskich. Ten, kto chciałby pozbawić jej tej zdobyczy, musiałby być zatem gotowy przynajmniej do podobnego co ona zaangażowania swoich sił państwowych w osiągnięcie celu przeciwnego do jej zamierzeń.
Podobnie fundamentalny wymiar dla realizacji własnych interesów państwowych miało posiadanie zagarniętych w rozbiorach ziem polskich przez Prusy. Odbudowa niepodległej Polski musiała oznaczać dla Berlina nie tylko utratę poważnej części terytorium, ale także podział obszaru państwa na dwie odrębne części przedzielone polskim Pomorzem, znaczące osłabienie potencjału a zatem i pozycji politycznej w rywalizacji z Austrią o prymat w Niemczech, wreszcie wysoce niekorzystną zmianę położenia geopolitycznego plasującego Prusy w nowym porządku europejskim pomiędzy Francją a zapewne sojuszniczą dla niej Polską, co mogłoby oznaczać trwałe ich podporządkowanie systemowi przyjętemu przez przeważających nad nimi pod każdym względem sąsiadów. W tej sytuacji i pruska elita polityczna uznała ideę odbudowy niepodległej Polski za nie do przyjęcia i gotowa była siłą przeciwstawiać się próbom jej realizacji. Dowodem na to jest postawa władz pruskich tak wobec powstania listopadowego jak i styczniowego. Nie biorąc czynnego udziału w zwalczaniu insurekcji polskiej w 1831 r., zaprzeczały one jednak aby kiedykolwiek deklarowały neutralność wobec tego konfliktu wskazując jedynie, że pozostają „bezczynne”[2]. Znany jest też fakt rozległego wsparcia udzielonego feldmarszałkowi Iwanowi Paskiewiczowi przez władze pruskie przy organizowaniu przeprawy armii rosyjskiej przez Wisłę. Konwencja Alvenslebena z 8 lutego 1863 r. jeszcze wyraźniej określała wrogi stosunek Prus do kolejnej polskiej insurekcji, a oświadczenia kanclerza Otto von Bismarcka z tej epoki nie pozostawiają wątpliwości, iż uważał on, że Prusy powinny zaangażować się zbrojnie w zwalczenie ruchu polskiego gdyby Rosjanie z jakiś względów nie byli w stanie go zdławić[3].
Trzeci z zaborców – Austria teoretycznie mogła co prawda obyć się bez ziem polskich i nadal zachować status mocarstwowy, ale pod warunkiem, że nie zostałaby zachwiana równowaga pomiędzy nią a pozostałymi uczestnikami rozbiorów – tj. i oni utraciliby swoje zdobycze. Na jej politykę w sprawie polskiej wpływały jednak przemożnie i inne czynniki także nie pozbawione znaczenia. Wśród nich ważną rolę odgrywały względy ideologiczne – tj. wrogość wobec powstań i rewolucji wszelkiej proweniencji dominująca w epoce gdy jej polityką zagraniczną kierował kanclerz Klemens von Metternich. Niebagatelna była też obawa o inne prowincje wielonarodowej monarchii – zwłaszcza włoskie i węgierskie, które zachęcone polskim przykładem mogłyby pójść tą samą drogą – tj. wyzwolenia się spod władzy Wiednia. Poparcie idei narodowej jako podstawy i legitymacji dla odzyskiwania własnego państwa przez Polaków mogłoby okazać się dla wielonarodowego imperium Habsburgów działaniem samobójczym. Z drugiej strony Wiedeń patrzył na polską irredentę w zaborze rosyjskim znacznie przychylniej niż Berlin i gotów był do czasu tolerować napływ ochotników z Galicji do wojsk powstańczych w okresie powstania styczniowego zdając sobie sprawę, że kłopoty Rosji w Polsce osłabiają jej nacisk na Bałkany będące polem rywalizacji obu mocarstw[4]. We własnym zaborze Austria potrafiła jednak dławić polski ruch konspiracyjny i powstańczy z całą bezwzględnością – zarówno odnośnie do spisków lat 30-tych, jak i powstania krakowskiego z 1846 r.[5]. Trzeba też pamiętać, że w epoce konstytucyjnego Królestwa Polskiego – tj. przed 1830 r. to Metternich był tym, który z obawą patrzył na liberalne zapędy cara Aleksandra I wobec Polaków i starał się go zniechęcić do podążania w tym kierunku. Zauważalna czasem satysfakcja Wiednia z problemów, na jakie napotyka Rosja w Polsce nie może być w żadnym wypadku interpretowana jako gotowość Habsburgów do zaangażowania się w sprawę popierania idei przywrócenia niepodległej Polski.
Z tego pobieżnego przeglądu uwarunkowań, jakie kształtowały zasadniczą linię polityki mocarstw zaborczych wobec sprawy polskiej w omawianym okresie jasno wynika, że wszystkie one zajmowały względem niej wrogą postawę i były gotowe siłą przeciwstawiać się każdej próbie przywrócenia niepodległej państwowości polskiej, która pozbawiałaby je ich polskich prowincji.
Co do pozostałych uczestników ówczesnego koncertu mocarstw – Francji i Wielkiej Brytanii – słusznie możemy twierdzić, że sprawa polska miała dla obu tych państw znaczenie drugo, czy nawet trzeciorzędne gdyż żadne fundamentalne powody związane z ich bezpieczeństwem militarnym, czy pomyślnością ekonomiczną nie skłaniały Paryża czy Londynu do poszukiwania strategicznego rozwiązania kwestii polskiej i wypracowywania narzędzi osiągnięcia tego celu. Niepodległa Polska nie była bowiem konieczna dla żadnego z nich do zrealizowania na całkowicie satysfakcjonującym poziomie ich podstawowych interesów narodowych, a w pewnych okolicznościach mogła być, zwłaszcza przez Londyn, postrzegana jako czynnik niepożądany w polityce europejskiej, bowiem w oczywisty sposób związany z Francją a zatem wzmacniający szansę Paryża na zbudowanie swej hegemonii na kontynencie. Co więcej – tak nad Sekwaną, jak i nad Tamiza zdawano sobie sprawę, że pozytywne rozwiązanie kwestii polskiej – tj. odbudowę niepodległej Rzeczypospolitej można by osiągnąć jedynie w wyniku wojny – i to wojny między mocarstwami – a zatem konfliktu na skalę przynajmniej kontynentalną, który wstrząsnąłby fundamentami istniejącego porządku, pogrążyłby Europę w pożogę o trudnych do przewidzenia konsekwencjach i wymagałby od zaangażowanych w nią państw olbrzymich ofiar tak ludzkich jak i finansowych przy braku usprawiedliwiających je dostatecznie powodów, dla których Francja czy Wielka Brytania miałyby się na nie decydować. Nie znaczy to jednak, że oba mocarstwa liberalne sprawą polską w ogóle się nie interesowały. Było wręcz przeciwnie. Stąd pojawia się potrzeba wyjaśnienia motywów, które mimo braku strategicznych związków francuskiej, czy brytyjskiej racji stanu ze sprawą polską skłaniały jednak Paryż i Londyn do zabierania głosu w tej kwestii i udzielania Polakom ograniczonego wsparcia.
Otóż pierwszą konstatacją musi być stwierdzenie, iż sprawa polska w grze międzynarodowej mocarstw była (zresztą jak każda inna) tylko jedną z wielu spraw (obok szeroko rozumianej kwestii wschodniej obejmującej rywalizację na obszarze imperium osmańskiego, na Kaukazie i w Azji Środkowej, kwestii włoskiej, sporu belgijsko-holenderskiego, wojen domowych na Półwyspie Iberyjskim, rywalizacji austriacko-pruskiej w Niemczech, kwestii duńskiej, węgierskiej itd.) angażujących uwagę ówczesnej dyplomacji, wzajemnie na siebie oddziałujących i warunkujących poczynania graczy w każdej z tych kwestii. Zaostrzenie rywalizacji w jednej z nich mogło wywoływać ożywienie innej, a dążenie do porozumienia w jakiejś sprawie łagodziło – przynajmniej czasowo – napięcia w pozostałych, tak, aby osiąganie pożądanego w danej chwili przez umawiające się strony konsensusu było możliwe. Być może uprawnione byłoby porównanie owych kwestii do różnych kart w talii, których wartości są przecież odmienne, ale w pewnych układach wymaganych dla osiągnięcia pożądanego rezultatu konieczne jest posiadanie nie tylko asów, ale i dwójek. Żadna karta – jak i żadna kwestia polityczna samodzielnie nie rozstrzyga o grze. Wszystkie z różną wagą na siebie oddziałują i w różnych konfiguracjach okazują się przydatne dla osiągania przez gracza pożądanego rezultatu. Polityczna gra jest w tym porównaniu jeszcze bardziej skomplikowana, bowiem niektóre kwestie mogą mieć zmienną w czasie wartość, ich waga rośnie lub maleje w zależności od rozwoju wydarzeń politycznych, czy nagłych zwrotów sytuacji zapadłych w wyniku wydarzeń wojennych lub innych okoliczności zmieniających układ sił między graczami i dezaktualizujących lub tworzących kolejne kwestie eliminowane, lub wprowadzane do gry. W takim to gąszczu sprzecznych i zmiennych interesów w sferze stosunków międzynarodowych funkcjonowała w omawianym okresie sprawa polska.
Wybuch powstania listopadowego oznaczał w tej międzynarodowej układance przede wszystkim zablokowanie możliwości zbrojnej interwencji Rosji w rozstrzyganie sporu belgijsko-holenderskiego[6]. Tym samym waga głosu Petersburga na konferencji ambasadorów w Londynie, która zajmowała się tym problemem gwałtownie spadła. Wielka Brytania mogła śmielej forsować własne rozwiązanie tego problemu, patrząc jednak uważnie i nieufnie na poczynania Francji w obawie, iż ta dąży nie koniecznie do utrwalenia niepodległości Belgii, ale być może myśli o jej inkorporacji – zwłaszcza, że walońska część nowopowstającego państwa mówiła przecież po francusku. To rozwiązanie z punktu widzenia Londynu było równie nie do przyjęcia jak myśl o interwencji rosyjskiej na rzecz Holandii, co groziłoby wojną europejską, gdyż było niemal pewne, że w takim wypadku Francja wystąpiłaby w obronie Belgii. Fakt, że zaangażowana w Polsce armia rosyjska, dopóki trwało tam powstanie, nie była w stanie maszerować na zachód przeciwko Belgom był zatem postrzegany w Londynie jako okoliczność korzystna dla osiągania pożądanego rozstrzygnięcia sporu belgijsko-holenderskiego. Z drugiej jednak strony trwałe osłabienie Rosji i odebranie jej możliwości użycia przynajmniej potencjalnej groźby wysłania armii nad Ren mogłoby ośmielić Francję do zrealizowania jej planów oparcia swej wschodniej granicy na naturalnej barierze Renu czy wchłonięcia Belgii, czemu Brytyjczycy także byli zdeterminowani się przeciwstawić, a w czym – z punktu widzenia Londynu zdolna do interwencji i szachująca nią Francję, ale nie interweniująca Rosja byłaby niezwykle pomocna[7].
Dla Francji powstanie w Polsce przynosiło same korzyści i jedno tylko niebezpieczeństwo. Korzyści wynikały z wzmocnienia własnej pozycji na konferencji ambasadorów w Londynie wobec zaniku groźby interwencji rosyjskiej oraz uchylenia niebezpieczeństwa wybuchu wojny z koalicją mocarstw północnych, do której stworzenia jeszcze w listopadzie 1830 r. dążył Mikołaj I. Niebezpieczeństwo zaś mogło się pojawić dopiero wtedy, gdyby niezwykle silnie propolskie nastroje paryskiej ulicy zmusiły rząd do jakiś śmielszych poczynań na rzecz Polski – co było jednak trudno wyobrażalne, lub też zdestabilizowały sytuację wewnętrzną obniżając autorytet świeżo wyłonionej z chaosu rewolucyjnego monarchii lipcowej, skoro nie spełniałaby, albo przynajmniej nie udawałaby, że chce spełnić oczekiwania własnej opinii publicznej w tym względzie. Był to zresztą trudny do rozwiązania dylemat w polityce zagranicznej Ludwika Filipa. Z jednej strony bowiem oczekując akceptacji monarchicznej Europy dla swej władzy, w oczach władców państw Świętego Przymierza, zdobytej wszakże nielegalnie – dzięki lipcowym barykadom na paryskich ulicach – powinien odżegnywać się od wszelkich podejrzeń o wspieranie rewolucji w innych państwach europejskich i unikać posądzeń, iż Francja pod jego rządami może się stać zarzewiem nowych zaburzeń i pożogi przypominającej czasy Wielkiej Rewolucji Francuskiej, z którymi wciąż była kojarzona. Z drugiej jednak strony, poparcia dla siostrzanych ruchów rewolucyjnych w Belgii, we Włoszech czy w Polsce – niosących na sztandarach te same hasła wolności liberalnych, swobód konstytucyjnych, demokratyzacji ustroju politycznego, czy niepodległości narodowej, które przyświecały rewolucji lipcowej, domagała się od niego francuska opinia publiczna. Realizując jej żądanie narażał się na ostracyzm monarchów i polityczną izolację Francji w Europie, a może nawet ryzykowałby konflikt zbrojny z koalicją mocarstw. Odrzuciwszy je w imię pozyskania akceptacji dla swej korony ze strony innych monarchów czynił jednak krok w kierunku wywołania oburzenia własnego społeczeństwa, które właśnie udowodniło, że potrafi obalać władców, którzy mu nie odpowiadają. W tej sytuacji wybrał drogę pośrednią. Wspomógł najbliższych Francji Belgów, ale porzucił Włochów i Polaków[8].
Miejsce sprawy polskiej w toczonej wtedy rozgrywce międzynarodowej najwyraźniej uwidoczniło się w sierpniu 1831 r., gdy pod wrażeniem interwencji Paryża w obronie Belgii, do której to wkroczyły wojska francuskie by powstrzymać inwazję armii holenderskiej, rysujące się możliwości podjęcia wspólnej francusko-brytyjskiej interwencji dyplomatycznej w Petersburgu na rzecz sprawy polskiej zostały w jednej chwili zrujnowane. O ile po uzgodnieniu stanowiska obu mocarstw w sprawie belgijskiej, które nota bene ułatwiła dyplomacja powstańcza wysyłając do Brukseli w czerwcu 1831 r. misję hrabiego Romana Załuskiego[9], zgodne współdziałanie Paryża i Londynu na rzecz walczącej Polski wydawało się kwestią najbliższej przyszłości, o tyle w ponad miesiąc później wkroczenie wojsk francuskich do Belgii, bez względu na usprawiedliwiony cel tego działania – wolę odparcia ataku holenderskiego – uznano w Londynie za zapowiedź inkorporacji oderwanych od Holandii prowincji Niderlandów do Francji[10]. W tej sytuacji jakiekolwiek współdziałanie francusko-brytyjskie w kwestii polskiej, do czasu ponownego wyjaśnienia stanowisk obu mocarstw w sprawie belgijskiej było niemożliwe. Wobec zaś rychłego upadku Warszawy (6 września 1831 r.) owego czasu już po prostu miało nie być.
Upadek powstania listopadowego nie spowodował jednak zniknięcia sprawy polskiej z agendy kwestii zajmujących dyplomację europejską. Duża w tym zasługa samych Polaków i aktywności politycznej Wielkiej Emigracji – w tym zwłaszcza „dyplomacji” Hotelu Lambert. Wysiłki te mogłyby się jednak okazać znacznie mniej owocne, gdyby owa kwestia nie była użytecznym narzędziem szermierki dyplomatycznej w grze między mocarstwami o różne cele związane z szeregiem innych spraw. Jeszcze w 1832 r. za zgodą i z poparciem rządu brytyjskiego udało się sprowokować potężne debaty w kwestii polskiej w parlamencie brytyjskim[11]. Dla Polaków miały one znaczenie przede wszystkim jako akty pozwalające utrzymać zainteresowanie sprawą polską wśród europejskiej opinii publicznej. Dla rządu brytyjskiego jednak, były w pierwszym rzędzie narzędziem mającym skłonić Petersburg do zaakceptowania rozwiązań przyjętych w sporze belgijsko-holenderskim, pokazując Mikołajowi I, że jeśli będzie nadal blokował przyjęty przez pozostałe mocarstwa kompromis i uniemożliwiał tym samym zamknięcie tejże sprawy, Brytyjczycy są w stanie ożywić kwestię polską i także nie dopuścić do jej ustabilizowania na warunkach, które chciałby podyktować Petersburg.
Drugim znamiennym przykładem takiego funkcjonowania sprawy polskiej w okresie międzypowstaniowym są jej powiązania z kwestią wschodnią[12]. Zaostrzenie rywalizacji brytyjsko-rosyjskiej o wpływy w imperium osmańskim, na Kaukazie, czy w Azji Środkowej skutkowało ożywieniem poparcia Foreign Office dla antyrosyjskich inicjatyw polskich. W omawianym okresie mamy na to liczne dowody w postaci poparcia w 1835 r. publicystyczno-propagandowej inicjatywy wydawania przez Dawida Urquharta we współpracy z Polakami słynnego „The Portfolio” kompromitującego dyplomację rosyjską i mobilizującego zachodnią opinię publiczną przeciwko Rosji[13], nieoficjalne zezwolenia na zorganizowanie prowokacyjnej wyprawy statku „Vixen” do wybrzeży Czerkiesji w 1836 r., co otwierało możliwość wywołania konfliktu z Rosją, gdyby na takie rozwiązanie ostatecznie Londyn się zdecydował, korzystanie przez Foreign Office z pomocy polskich oficerów wysyłanych do imperium osmańskiego w celu modernizacji armii sułtańskiej[14], czy wreszcie formowanie z poparciem Londynu całej dywizji polskiej w czasie wojny krymskiej[15]. Wszystkie te inicjatywy były jednakże posunięciami mającymi szachować Rosję w prowadzonej z nią grze a nie krokami wiodącymi do rozstrzygnięcia sprawy polskiej. Osiągnięte porozumienie co do rozwiązania kryzysu egipsko-tureckiego w wyniku podpisania konwencji londyńskiej w lipcu 1840 r. spowodowało szybkie zbliżenie brytyjsko-rosyjskie, natychmiastowe wygaszenie propolskich inicjatyw brytyjskich a w dodatku jeszcze izolację polityczną Francji, co ponownie uniemożliwiało współdziałanie obu mocarstw konstytucyjnych w sprawie polskiej. Podobnie formowanie dywizji polskiej w 1855 r. nie było przygotowaniem do postawienia na forum międzynarodowym sprawy polskiej jako jednego z celów wojennych koalicji walczącej z Rosją w wojnie krymskiej, ale zaledwie narzędziem nacisku na Petersburg mającym skłonić go do szybszego zawarcia pokoju, pod groźbą, iż zwłoka w tej kwestii będzie oznaczała podniesienie przez Londyn i Paryż kwestii polskiej. W tej optyce polska dywizja nie była organizowana do walki z Rosją na polu bitwy, ale miała stanowić oręż dyplomatyczny służący wymuszeniu na niej decyzji o pogodzeniu się z porażką w wojnie krymskiej – kończącej się wszakże pokojem paryskim, w którym oficjalnie w żaden sposób do sprawy polskiej się nie odnoszono. Celem wojny nie było bowiem rozwiązanie kwestii polskiej, ale złamanie wpływów rosyjskich w imperium tureckim.
Nie do pominięcia w wyliczaniu tego typu sytuacji towarzyszących funkcjonowaniu owej kwestii na arenie międzynarodowej jest też ostry spór dyplomatyczny, do którego doszło między mocarstwami na tle sprawy Rzeczypospolitej Krakowskiej i jej ostatecznej inkorporacji do Austrii. Żadne z mocarstw zachodnioeuropejskich nie było gotowe przeciwstawić się zbrojnie temu rozstrzygnięciu. Ich protesty i ostre deklaracje były w istocie motywowane dwoma czynnikami – względami na oczekiwania własnej opinii publicznej oraz oburzeniem elit władzy obu państw na praktykę pominięcia Paryża i Londynu w rozstrzyganiu kwestii polityki międzynarodowej, co podważało ich status mocarstwowy i uderzało w fundamenty porządku europejskiego opartego o zasadę obowiązywania zawieranych między mocarstwami traktatów, która w tym wypadku została brutalnie złamana, tworząc niebezpieczny precedens na przyszłość. I w tym wypadku na przebieg kryzysu oddziaływały i inne spory w tym zwłaszcza konflikt brytyjsko-francuski związany z tzw. małżeństwami hiszpańskimi, który okazał się tak ostry, iż uniemożliwił im koordynację akcji w sprawie Krakowa. Co więcej, poszukując poparcia Austrii dla ambicji Orleanów marzących o tronie Hiszpanii, monarchia lipcowa była gotowa unikać zaostrzenia sporu z Wiedniem wokół sprawy nadwiślańskiej republiki. W całej tej rozgrywce losy samej Rzeczypospolitej Krakowskiej, ze względu na jej znikomy potencjał i takież znaczenie dla zachowania równowagi europejskiej nie były wcale najważniejsze. Stanowiły one raczej pole bitwy dyplomatycznej niż sedno sporu.
Podobnie w okresie powstania styczniowego mocarstwa podejmujące w Petersburgu (i to trzykrotnie) interwencje dyplomatyczne na rzecz walczącej Polski w istocie realizowały swoje własne cele polityczne różne od tego jakim oficjalnie wydawał się być powód tych działań[16]. Napoleon III próbował bowiem skierować początkowo ostrze całej akcji przeciwko Prusom – a zatem nie głównemu sprawcy opresji Polski, ale pomocnikowi Rosji. Wszakże tylko na nich mógł zdobyć upragnioną granicę na Renie i to występując w roli obrońcy uciemiężonych Polaków a nie chciwego cudzej ziemi agresora. Wielka Brytania popierając idę interwencji na rzecz sprawy polskiej z sukcesem usiłowała skierować ją przeciw Petersburgowi i pociągnąć za sobą Francję, co ostatecznie zdruzgotało utrzymujące się od zjazdu w Stuttgarcie w 1857 r. zbliżenie francusko-rosyjskie, dzięki któremu oba mocarstwa działając w porozumieniu rozstrzygnęły w 1859 r. kwestię włoską czyniąc to bez konsultacji z Londynem. Dalsze trwanie politycznego tandemu rosyjsko-francuskiego groziło eliminacją wpływu Wielkiej Brytanii na rozwiązywanie spraw europejskich, co mogło być groźne dla interesów brytyjskich zwłaszcza, gdyby Petersburg i Paryż porozumiały się co do kwestii bałkańskich[17]. Te z kolei interesowały także Wiedeń zadowolony, iż Rosjanie znów mają kłopoty w Polsce, co osłabiało ich możliwości ekspansji na tym kierunku. Na Bałkanach rysowały się za to całkiem solidne podstawy współdziałania brytyjsko-austriackiego w dążeniu do przeciwstawienia się tejże ekspansji. Z drugiej strony Wiedeń nie chciał zrażać sobie Francji usiłującej po zerwaniu z Petersburgiem zmontować antyrosyjską koalicję mocarstw, ani ostatecznie psuć sobie relacji z Rosją, a przede wszystkim przegrawszy wojnę z Francją i Włochami w 1859 r. pragnął uniknąć jakiegokolwiek nowego konfliktu, czując, że udział w nim mógłby okazać się grą ponad siły osłabionej także kłopotami wewnętrznymi monarchii habsburskiej. Obserwowane z perspektywy wiedzy dostępnej szerokiej opinii publicznej interwencje dyplomatyczne Wielkiej Brytanii, Francji i Austrii na rzecz sprawy polskiej podejmowane w 1863 r. mogły wydawać się dowodem na wolę owych mocarstw zajęcia się w końcu tą kwestią i wymuszenia jakiegoś jej pozytywnego rozwiązania. W istocie jednak każdemu z nich chodziło o osiągnięcie całkiem innych celów, stąd poniósłszy fiasko dyplomatyczne, cofnęły się od wymuszenia siłą proponowanych przez siebie rozwiązań, zwłaszcza, że część z nich faktyczne zadania realizowane w toku podejmowanej akcji wykonała. Tak całą rozgrywkę można by ocenić z punktu widzenia Londynu. Tandem rosyjsko-francuski przestał bowiem istnieć, co spełniało główne oczekiwania brytyjskie. Wkrótce zaś uwagę mocarstw zaczęły pochłaniać inne kwestie – zbliżający się konflikt niemiecko-duński o księstwa nadłabskie i trwająca za Oceanem wojna secesyjna w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Opisując grę mocarstw wokół sprawy polskiej w omawianym okresie należy jeszcze zwrócić uwagę na pojawiające się od czasu do czasu pomysły wydobycia z obozu mocarstw północnych jednego z nich – Austrii lub Prus (co do Rosji będącej podstawą systemu północnego nikt sobie złudzeń nie czynił) i związania go z liberalnymi monarchiami Zachodu – Francją i Wielką Brytanią. Takie idee suflowali politykom obu mocarstw konstytucyjnych polscy emigranci, jednakże perspektywy pozyskania Wiednia na rzecz odbudowy niepodległej Polski zawsze rodziły poważny sceptycyzm w gabinetach rządowych nad Sekwaną i Tamizą, a rok 1846 zdawał się być gwoździem do trumny dla tej idei. Liberalizujące na początku lat 40. – po objęciu tronu przez Fryderyka Wilhelma IV Prusy, w których także chciano widzieć kandydata na zerwanie z Petersburgiem okazały się jednak ściśle związane z polityką rosyjską, co potwierdziła zarówno Wiosna Ludów, jak i powstanie styczniowe. Zatem w okresie międzypowstaniowym nie doczekano się koniunktury dla sprawy polskiej, która mogłaby zostać wytworzona poprzez konflikt miedzy zaborcami. Taka sytuacja miała się pojawić dopiero w okresie I wojny światowej i wtedy też została z sukcesem wykorzystana.
To jednak dalece nie wszystkie okoliczności, które rozstrzygały o zainteresowaniu sprawą polską obcych podmiotów politycznych, pobudzały jej popularność czy też wpływały na jej osłabienie. Trzeba bowiem uwzględnić jeszcze czynniki i uwarunkowania związane z sytuacją wewnętrzną poszczególnych państw, które bezpośrednio lub pośrednio w istotnym stopniu oddziaływały na postrzeganie sprawy polskiej przez opinię publiczną w danym kraju i sprawiały, że stawała się ona elementem nie tylko rozgrywki międzynarodowej, ale także wewnętrznej gry politycznej między różnymi ugrupowaniami funkcjonującymi na danej scenie politycznej czy też między rządami a opozycją w danym państwie.
Najwyraźniej kwestia ta daje się zaobserwować w odniesieniu do Francji. W całej epoce międzypowstaniowej, każdy rząd francuski, czy to w okresie monarchii lipcowej, II Republiki czy II Cesarstwa musiał w swych poczynaniach na arenie międzynarodowej brać pod uwagę rzeczywiste, silne poparcie i sympatie własnej opinii publicznej dla sprawy polskiej oraz jej oczekiwania co do poczynań władz francuskich odnośnie do tej kwestii. Ograniczało to w pewnym stopniu swobodę decyzji francuskich ministrów, którzy nierzadko, nawet wbrew swym politycznym skłonnościom, musieli przynajmniej werbalnie popierać sprawę polską, aby uczynić zadość pragnieniom rzesz swych współobywateli. Kwestia ta stawała się także w pewnych okolicznościach polem bitwy pomiędzy rządem a opozycją. Widać to szczególnie jaskrawo przy okazji debat wokół inkorporacji Krakowa do Austrii w latach 1846-1847, gdzie republikańska opozycja atakując ministrów Ludwika Filipa za ich niemrawe poczynania w obronie zagrożonego bytu nadwiślańskiej republiki używała tego tematu do podważenia autorytetu rządu i zniechęcenia do niego francuskiej opinii publicznej, zdając sobie wszakże sprawę, że los Krakowa został już rozstrzygnięty i niczego w tej sprawie nie da się zmienić. Podobnie sprawa polska została uwikłana w rozgrywki na wewnątrzpolitycznej scenie francuskiej w okresie Wiosny Ludów – wielka 150 tysięczna propolska manifestacja w Paryżu z 15 maja 1848 r., do której pretekstu dostarczyły wieści o upadku powstania wielkopolskiego, nie negując autentyczności propolskich sympatii paryskiej ulicy, w istocie przekształciła się w próbę zawładnięcia Zgromadzeniem Konstytucyjnym, obalenia Komisji Wykonawczej i radykalizacji rewolucji we Francji[18].
Tego typu przykładów nie brak i w dziejach wewnątrzpolitycznych innych krajów. Nie przypadkiem bezpośrednio po upadku powstania listopadowego sprawa polska budziła sympatie tej części brytyjskiej sceny politycznej (wigów i radykałów), która była zaangażowana w przeprowadzenie wielkiej parlamentarnej reformy ustrojowej w Zjednoczonym Królestwie. Polacy i ich walka o wolność stanowili dla zwolenników reformy pożądany punkt odniesienia dla popierania postulatów liberalizacji i demokratyzacji systemu parlamentarnego w Wielkiej Brytanii, zaś car – ich ciemiężyciel – z ochotą był obsadzany w roli czarnego charakteru – antywzorca będącego jednocześnie znamiennym mementum, swego rodzaju ostrzeżeniem do czego prowadzi brak reform, który powinien być w odbiorze powszechnym kojarzony przez Brytyjczyków z tyranią i upadkiem cywilizacji – niczym w barbarzyńskiej Rosji. Trudno też za przypadkowe uznać manifestacyjnie propolskie wystąpienia przywódców irlandzkiego ruchu narodowego – zwłaszcza Daniela O’Connela, gotowych zawsze popierać prawa narodowe Polaków do samostanowienia i uwolnienia swego kraju od obcego panowania. W tym wypadku jednak propolskie gesty Irlandczyków, jakkolwiek przyjmowane z sympatią, rodziły jednocześnie pewne wahanie i rezerwę strony polskiej przed wchodzeniem w bliższą współpracę z narodowym ruchem irlandzkim. Skoro wszak przede wszystkim od rządu brytyjskiego oczekiwano poparcia dla sprawy polskiej, trudno było manifestować przyjaźń dla tych, którzy dążyli do podważenia jego panowania w Irlandii, nawet jeśli po cichu doskonale rozumiano ich motywacje i sympatyzowano z ich sprawą.
Podobne zależności obserwujemy w stosunku niemieckiej opinii publicznej do Polaków zwłaszcza w okresie, gdy fale naszych emigrantów przechodziły przez Niemcy w początkach lat 30. w drodze do Francji. Fetowanie żołnierzy polskich będących dla niemieckiej opinii publicznej „rycerzami wolności”, walczącymi o pożądane także w Niemczech swobody liberalne i wolności konstytucyjne, dawało zwolennikom tych idei w państwach niemieckich doskonały pretekst do formułowania żądań reform w ich własnych krajach i manifestowania poparcia dla ich przeprowadzenia. Koronnym tego przykładem jest zjazd w Humbach z 1832 r. z udziałem szczególnie tam honorowanych polskich oficerów, będący w istocie wielką manifestacją niemieckich demokratów na rzecz zmian w samych Niemczech zmierzających do liberalizacji i zjednoczenia kraju[19]. Bardzo podobnie można ocenić też motywy poparcia belgijskiej opinii publicznej dla polskich emigrantów. Propolskie manifestacje Belgów w okresie po powstaniu listopadowym służyły jednocześnie konsolidacji środowisk patriotycznych świeżo utworzonego królestwa i w istocie realizowały potrzebę belgijskiej klasy politycznej, dążącej do mobilizacji własnego społeczeństwa dla osiągnięcia własnych celów — dokończenia budowy niepodległego państwa[20]. Przykłady tego typu uwarunkowań można by mnożyć, z tą może odmianą, że dla części narodów darzących sprawę polską sympatią współpraca z Polakami miała wymiar promocji własnych kwestii narodowych przed europejską opinią publiczną a nawet poszukiwania możliwości zainteresowania nimi za pośrednictwem Polaków gabinetów francuskiego, czy brytyjskiego. Takie m.in. cele realizowały relacje działaczy serbskich, chorwackich czy rumuńskich z emisariuszami Hotelu Lambert.
Trzeba jednakże zwrócić uwagę także na fakt, iż mniej więcej od 1848 r. – od rewolucji okresu Wiosny Ludów, będącej początkiem odrodzenia narodowego w wielu krajach zaczęły pojawiać się sytuacje, które wskazywały, że narody postrzegane dotąd jako sojusznicy na drodze do demokratyzacji kontynentu w walce z tyranią monarchów mogą mieć sprzeczne interesy a zatem walczyć ze sobą nie z poduszczenia i nakazu reakcyjnych władców, ale z powodu znacznie głębszych konfliktów sięgających fundamentalnych kwestii związanych z warunkami ich bytu narodowego. Był to na przykład przypadek konfliktu polsko-niemieckiego w Wielkopolsce, czy polsko-ruskiego (ukraińskiego) w Galicji. Ujawnienie tych uwarunkowań międzynarodowych nie było zresztą specyfiką sprawy polskiej. Równie wyraźnie wystąpiły one w relacjach węgiersko-rumuńskich, węgiersko-serbskich, węgiersko-chorwackich, chorwacko-serbskich, słowacko-węgierskich czy czesko-niemieckich. Po prostu rodziła się nowa Europa szukająca swej tożsamości w ideach narodowych poszczególnych zamieszkujących je ludów i odkrywająca, że potrafią być one ze sobą sprzeczne, czy nawet wykluczające się i mogą wieść do konfliktów międzynarodowych równie dobrze jak ambicje absolutnych monarchów rządzących dotąd owymi narodami. Procesy te kształtowały także i środowisko międzynarodowe, w którym w kolejnych dziesięcioleciach miała egzystować kwestia polska.
Dokonawszy powyższego przeglądu uwarunkowań w jakich funkcjonowała ona w sferze stosunków międzynarodowych w epoce międzypowstaniowej nadal nie możemy udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o to, czy były uzasadnione nadzieje, jakie wówczas żywili Polacy, iż z gry dyplomatycznej mocarstw i z konfliktów zbrojnych między nimi może wyniknąć poprawa warunków egzystencji narodu polskiego, lub nawet mogą one doprowadzić do odzyskania przez Polskę niepodległości. Najprostszym stwierdzeniem byłoby wskazanie, że to co było możliwe okazało się w praktyce prowadząc do takich a nie innych rozstrzygnięć w tej kwestii. Cała reszta przewidywań miałaby charakter spekulacji w ramach tzw. alternatywnego widzenia historii i z definicji byłaby nieweryfikowalna w oparciu o wydarzenia, które faktycznie miały miejsce. Możemy jednak zwrócić uwagę, że owa gra mocarstw wokół sprawy polskiej przyniosła dla niej pewne pozytywne rezultaty. Bodajże najważniejszym z nich było to, że nigdy nie stała się ona problemem należącym do przeszłości – wspomnieniem odnoszącym się jedynie do historii kontynentu europejskiego. Przeciwnie w epoce międzypowstaniowej z całą intensywnością była przypominana międzynarodowej opinii publicznej i stawiana przed nią jako zadanie być może niezwykle trudne do rozwiązania, ale mimo to wciąż i nieprzerwanie tego rozwiązania oczekujące. Postrzegana w tej epoce jako czynnik przede wszystkim antyrosyjski w polityce europejskiej, jako taki była uwzględniana w dyplomatycznych kalkulacjach i gdy zaszła tego potrzeba używana przez zainteresowanych w takim jej wykorzystaniu graczy. Aktualność kwestii polskiej przez samą częstotliwość pojawiania się jej w grze międzynarodowej nie pozwalała zapomnieć o niej nie tylko europejskiej publiczności, ale i ministrom w gabinetach wszystkich mocarstw kontynentu. To z kolei przynosiło pewien efekt pośmiertnego życia państwa, które na mapach politycznych Europy od kilkudziesięciu już lat nie istniało, a mimo to wciąż pojawiały się gdzieś jakieś polskie formacje legionowe, komitety polityczne, polska prasa a nawet paradyplomatyczna służba z licznymi hierarchicznie zorganizowanymi, nieoficjalnymi placówkami dyplomatycznymi, wspierana materialnie i organizacyjnie głównie przez Paryż i Londyn aż po kres II Cesarstwa. Wreszcie, jakkolwiek były to efekty dalekie od polskich oczekiwań, to jednak nie sposób zaprzeczyć, że to właśnie w wyniku największego w tej epoce starcia militarnego między mocarstwami – wojny krymskiej – nastąpiła liberalizacja polityki rosyjskiej wobec Polaków w Królestwie Polskim i choć prawda, że była ona czasowa, potwierdza opinię, iż z owej międzynarodowej gry jakiejś poprawy losu zniewolonego narodu można było jednak zasadnie oczekiwać.
Zresztą dla rachub, iż dla sprawy polskiej coś pozytywnego w końcu wyniknie z rozwoju sytuacji międzynarodowej nie było przecież alternatywy, poza zupełną kapitulacją i porzuceniem myśli o odzyskaniu niepodległości. Sądzę, że twierdzenie, iż przywrócenie niepodległej Rzeczypospolitej jest warunkiem zbudowania trwałej politycznej równowagi na kontynencie zniszczonej aktem rozbiorów, tak często formułowane w wielu wystąpieniach publicznych i tajnych memoriałach przedkładanych wówczas przez Polaków obcym ministrom, nie miało w sobie nic z megalomanii i odpowiadało rzeczywistości. Zakładając istnienie w XIX w. niepodległej Polski w granicach zbliżonych do przedrozbiorowych, o stabilnym – zapewne konstytucyjnym – porządku wewnętrznym i wadze w polityce międzynarodowej odpowiadającej jej potencjałowi, moglibyśmy zasadnie przypuszczać, iż Europa uniknęłaby wielu konfliktów i zawirowań, które stały się jej udziałem w omawianej epoce. Wpływ Rosji na sprawy europejskie byłby znacznie mniejszy. Jej ekspansja na Bałkany – a zatem i rywalizacja na tym obszarze z Austrią znacznie mniej prawdopodobna. Prusy nie mogłyby odegrać tej roli w zjednoczeniu Niemiec, jaką ostatecznie odegrały a sam proces jednoczenia – zapewne tak czy inaczej zrealizowany, nie musiałby prowadzić do wojen z Austrią i Francją. Trudno też przewidzieć skutki oddziaływania na kraje sąsiednie sprawnie funkcjonującego polskiego wzorca ustrojowego, który musiałby wywierać określone wrażenie na ościenne systemy absolutystyczne i być może szybciej skłaniać je do głębszych reform wewnętrznych wymuszanych oczekiwaniem ich własnej opinii publicznej. To oczywiście wszystko spekulacje możliwe jedynie przy popuszczeniu nieco wodzy fantazji. Trudno jednak nie zadawać sobie pytań w tym względzie i nie dostrzegać stabilizującej roli istnienia silnego państwa polskiego dla zachowania równowagi politycznej kontynentu wolnego w takim razie zarówno od groźby rozciągnięcia nad nim hegemonii rosyjskiej, jak i niemieckiej, a być może, ze względu na własną tradycje ustrojową, przyśpieszającego procesy demokratyzacji systemów politycznych innych państw europejskich.
Kończące omawiany okres powstanie styczniowe z pewnością stanowiło ważny czynnik zmiany w polityce międzynarodowej, ułatwiając Prusom przyszłe triumfy nad Austrią i Francją. Zawiązana wtedy ścisła współpraca rosyjsko-pruska w zwalczaniu ruchu polskiego stanowiła fundament zbliżenia Berlina i Petersburga. Skontrastowana z bardzo niejasnym w oczach Rosjan stanowiskiem Wiednia, który przyłączył się do dyplomatycznej interwencji mocarstw zachodnich na rzecz Polaków, sytuowała sympatie imperium Romanowych w zbliżającym się konflikcie prusko-austriackim zdecydowanie po stronie monarchii Hohenzollernów. Ułatwiło to im nie tylko wyeliminowanie w 1866 r. Austrii z rozgrywki o dominację w Niemczech[21], ale i zapewniło życzliwą neutralność podczas rozgramiania przez armie niemieckie wojsk II Cesarstwa w cztery lata później[22], co bezpośrednio wiodło do zjednoczenia Niemiec, niemożliwego w przypadku energicznego opowiedzenia się tejże Rosji po stronie Francji. Źródeł układu sił w grze międzynarodowej mocarstw wiodącej do opisanych powyżej wydarzeń upatrywałbym jednak nie tylko w powstaniu styczniowym, które wszakże pozostaje tak czy inaczej ważnym elementem kształtującym ówczesne relacje między mocarstwami, ale w sytuacji zaistniałej bezpośrednio po wojnie krymskiej i wojnie francusko-włosko-austriackiej z 1859 r.[23]. Z tych bowiem konfliktów wynikała późniejsza izolacja Austrii i niechęć do niej dworu petersburskiego, które zostały przez powstanie styczniowe jedynie pogłębione.
Trudno zatem utrzymywać zasadnie tezę, że to brak politycznej rozwagi Polaków pozwolił na pełne zapanowanie w Europie polityki symbolizowanej przez Bismarcka – a zatem rozstrzygania jej problemów politycznych przy pomocy brutalnej siły militarnej. Po pierwsze nie był to wcale nowy obyczaj, a po drugie wojny toczone wówczas przez jednoczące się Niemcy miały liczne uwarunkowania niezależne od kwestii polskiej i postawy Polaków. Nie ma zatem prostej zależności pozwalającej przypuszczać, że gdyby nie powstanie styczniowe, nie doszłoby do zjednoczenia Niemiec. Przeciwnie, można raczej twierdzić, że tak czy inaczej cel ten zostałby wkrótce przez Niemców osiągnięty.
Dziwiętnastowieczni Polacy, oskarżani o brak realizmu politycznego, nieodpowiedzialny romantyzm i skłonność do spiskowania i irredenty nie liczącej się z uwarunkowaniami politycznymi wynikającymi z układu sił międzynarodowych, okazali się ostatecznie większymi realistami niż ich ciemiężcy wyobrażający sobie, iż możliwe będzie trwałe wymazanie Polski z mapy politycznej świata i że takie rozwiązanie zostanie prędzej czy później przez Polaków zaakceptowane. Czynniki, które zadecydowały o takim a nie innym rozstrzygnięciu tej kwestii nie koniecznie były jednak obecne w myśleniu politycznym stron konfliktu biorących w nim udział w okresie międzypowstaniowym. Monarchie zaborcze nadal nie w pełni uświadamiały sobie rosnącą siłę czynnika narodowego, nieobecnego praktycznie w politycznym myśleniu rządów mocarstw w chwili dokonywania podziału ziem polskich w końcu XVIII w. a wpływającego przemożnie na kształt stosunków międzynarodowych pod koniec epoki zaborów. Polacy zaś nigdy nie doczekali się spodziewanej interwencji zbrojnej Francji czy Anglii na rzecz sprawy polskiej a szansę na odzyskanie niepodległości odnaleźli dopiero w konflikcie między zaborcami, w którym wszyscy oni ponieśli klęskę. Nie dezawuuje to jednak wysiłków podejmowanych przez polskich emigrantów na rzecz wywołania w epoce międzypowstaniowej wojny europejskiej, sprowokowania konfliktu czy to w kwestii wschodniej, belgijskiej, włoskiej czy jakiejkolwiek innej, prowadzącego do starcia między mocarstwami – najlepiej pomiędzy koalicją francusko-brytyjską a Rosją. Zresztą doprowadzenia do jakiejkolwiek wojny, która podważałaby istniejący porządek polityczny w Europie. Tylko bowiem wielka pożoga europejska tworzyła koniunkturę międzynarodową dla odzyskania przez Polskę niepodległości. Tylko w jej wyniku można było myśleć o skutecznej zmianie układu sił w Europie na korzyść Polski. Pech chciał, że wielka wojna pozostawała w owej epoce właśnie tym, czego główne mocarstwa starały się za wszelką cenę uniknąć. Stąd bezowocność polskich wysiłków. Brak sukcesu tych usiłowań nie podważa jednak przekonania o ich zasadności. Koronnym tego dowodem są okoliczności, w których faktycznie nastąpiło odzyskanie w końcu utraconej niepodległości, co wszak stało się w rezultacie Wielkiej Wojny, sprowokowanej tym razem bez udziału Polaków. Wojny na którą od ponad stu lat czekali, modlili się o nią i do niej się przygotowywali. Tej wojny bez której nie mogliby się oni obejść dążąc do zrealizowania swego marzenia o Niepodległej.
***
Tekst powstał w ramach projektu Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.
[1] M. Baczkowski, Sprawa polska na kongresie wiedeńskim (1814-1815), [w:] Wolne Miasto Kraków 1815-1846. Ludzie – wydarzenia – tradycja, red. P. Hapanowicz, M. Jabłoński, Kraków 2015, s. 8-16; W. Zajewski, Europejskie konflikty dyplomatyczne. Wiek XIX, Kraków 2012, s. 108-121.
[2] H. Kocój, Władze Pruskie wobec powstania listopadowego, [w:] Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne. Militaria. Europa wobec powstania, red. W. Zajewski, Warszawa 1990, s. 496 (całość s. 482-502). Szerzej: idem, Prusy wobec powstania listopadowego, Warszawa 1980.
[3] J. Feldman, Bismarck a Polska, Warszawa 1980, s. 229.
[4] Szerzej: H. Wereszycki, Austria a powstanie styczniowe, Lwów 1930.
[5] Szerzej: S. Kieniewicz, Konspiracje galicyjskie (1831-1845), Warszawa 1950; R. P. Żurawski el Grajewski, Ostatnie polskie miasto. Rzeczpospolita Krakowska w „dyplomacji” Hotelu Lambert wobec Wielkiej Brytanii (1831-1845), Kraków-Łódź 2018. Idem, Ognisko permanentnej insurekcji. Powstanie 1846 r. i likwidacja Rzeczypospolitej Krakowskiej w „dyplomacji” Hotelu Lambert wobec mocarstw europejskich (1846-1847), Kraków-Łódź 2018.
[6] Szerzej: J. A. Betley, Belgium and Poland in International Relations 1830-1831, The Hague 1960; W. Zajewski, „Polski margines” londyńskiej konferencji pięciu mocarstw w 1830-1831, „Przegląd Historyczny” 1962, t. 53, s. 547-567.
[7] O polityce Londynu wobec powstania listopadowego patrz: J. Dutkiewicz, Anglia a sprawa polska w latach 1830-1831, Łódź 1967.
[8] Szerzej: J. Dutkiewicz, Francja a Polska w 1831 r., Łódź 1950.
[9] W. Zajewski, Europejskie konflikty dyplomatyczne…, s. 122-144.
[10] Szerzej: W. Zajewski, Belgia wobec Powstania Listopadowego, [w:] Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne. Militaria. Europa wobec powstania, pod red. tegoż, Warszawa 1990, s.465-481.
[11] Szerzej: R. P. Żurawski el Grajewski, Działalność księcia Adama Jerzego Czartoryskiego w Wielkiej Brytanii (1831-1832), Wydawnictwo Semper, Warszawa 1999, s. 45-99.
[12] Szerzej: Idem, Wielka Brytania w „dyplomacji” księcia Adama Jerzego Czartoryskiego wobec kryzysu wschodniego (1832-1841), Wydawnictwo Semper, Warszawa 1999.
[13] Idem, „The Portfolio”. Brytyjscy publicyści, polscy emigranci i tajna rosyjska korespondencja dyplomatyczna, „Rocznik Historii Prasy Polskiej” 2014, t. 17, z. 1 (33), s. 7-23.
[14] H. Graniewski, The Mission of General Chrzanowski to Turkey (1836-1840), „Antemurale” 12, Romae, Londinii 1968, s. 115-263.
[15] P. Wierzbicki, Dywizja Kozaków Sułtańskich. Polityczno-wojskowe koncepcje stronnictwa Czartoryskich w okresie wojny krymskiej (1853–1856), Kraków 2013.
[16] R. P. Żurawski el Grajewski, Powstanie Styczniowe jako czynnik w grze mocarstw europejskich, [w:] Powstanie styczniowe 1863-1864. Historie i analizy, pod red. J. Kloczkowskiego i R. Żurawskiego vel Grajewskiego, Kraków 2017, s. 15-61.
[17] Szerzej: H. Wereszycki, Anglia a Polska w latach 1860-1865, Lwów 1934.
[18] S. Kalembka, Wiosna Ludów w Europie, Warszawa 1991, s. 96-99.
[19] A. F. Grabski, Joachim Lelewel i demokracja niemiecka, Łódź 1987, s. 52-79.
[20] I. Goddeeris, La Grande Emigration polonaise en Belgique (1831–1870). Elites et masses en exil à l’époque romantique, Frankfurt am Main 2013, s. 209-233.
[21] G. Wawro, Wojna austriacko-pruska. Wojna Austrii z Prusami i Włochami w 1866 roku, Oświęcim 2014; Suchacki M., Od Custozzy do Loigny 1866-70. Z dziejów wojen o zjednoczenie Niemiec i Włoch, Zabrze–Tarnowskie Góry 2013.
[22] G. Wawro, Wojna francusko-pruska. Niemieckie zwycięstwo nad Francją w latach 1870-1871, Oświęcim 2015.
[23] O. Laskowski, S. Płoski, Kampania włoska 1859 roku, Warszawa 1928; T. Wituch, Zjednoczenie Włoch, Warszawa 1987.