O charakterze i wpływie politycznym narodu francuskiego

Joseph de Maistre

Joseph de Maistre

Joseph de Maistre

Joseph de Maistre (1753-1821) – francuski myśliciel polityczny. Zasłynął jako przeciwnik rewolucji francuskiej, stając się jednym z symboli konserwatyzmu. Był członkiem sabaudzkiego senatu, ambasadorem Królestwa Sardynii w Rosji (1803-1817) i ministrem stanu na dworze w Turynie (1817-1821). Napisał m.in. Étude sur la souveraineté (1794), Considérations sur la France (1796), Essai sur le Principe Générateur des Constitutions Politiques (1809), Du Pape (1819) i Les soirées de Saint Petersburg (1821). OMP wydał wybór jego pism pt. O rewolucji, suwerenności i konstytucji politycznej.

Narody, podobnie jak jednostki, mają swój charakter, a nawet swą misję. Jak w społeczeństwie jednostek każdy człowiek otrzymuje od natury rysy swej duchowej fizjonomii oraz pewną sferę działania, w której doskonali się, by osiągnąć jakikolwiek drugorzędny cel, do którego dąży, nie znając go, tak również w społeczeństwie narodów każdy z nich odkrywa przed obserwatorem swój niezatarty charakter, sumę charakterów jednostek, i podąża ku bardziej powszechnemu i nie mniej nieznanemu celowi. Jedne zdolne są jedynie do przeciętnego działania i ledwo zaznaczają swą obecność na przestrzeni dziejów. Niewiele się o nich mówi i niemal zawsze cieszą się raczej szczęściem, a nie splendorem. Inne, przeciwnie, odgrywają pierwszoplanowe role, lecz zawsze dla ukrytych celów. Te ostatnie przeznaczone są do tego, by podbijać, by jednoczyć pod swymi rządami wiele różnych narodów. Pierwsze zaś, z rozkazu natury, mają nie wykraczać poza swe granice. Są wielkie jedynie u siebie. Jedne brylują w sztukach, inne w naukach, a określona nauka należy w sposób szczególny do określonego narodu. Wszystkie, wreszcie, rodzą się, pną ku górze i umierają, by zrobić miejsce innym, a obserwujący te zmienne koleje losu, śledząc historię, uczy się, jak Sulpicjusz, znajdować pocieszenie dla swej śmiertelności, popadając w zadumę nad zgliszczami miast i konduktem żałobnym ludów.

Joseph de Maistre

Joseph de Maistre

Joseph de Maistre (1753-1821) – francuski myśliciel polityczny. Zasłynął jako przeciwnik rewolucji francuskiej, stając się jednym z symboli konserwatyzmu. Był członkiem sabaudzkiego senatu, ambasadorem Królestwa Sardynii w Rosji (1803-1817) i ministrem stanu na dworze w Turynie (1817-1821). Napisał m.in. Étude sur la souveraineté (1794), Considérations sur la France (1796), Essai sur le Principe Générateur des Constitutions Politiques (1809), Du Pape (1819) i Les soirées de Saint Petersburg (1821). OMP wydał wybór jego pism pt. O rewolucji, suwerenności i konstytucji politycznej.

Pośród narodów, które odegrały rolę we współczesnej historii, chyba żaden nie zasługuje bardziej niż naród francuski na to, by na chwilę skupić na sobie refleksję filozofa. Żaden nie otrzymał bardziej wyróżniającego się powołania oraz bardziej oczywistych przymiotów, by powołanie to wypełnić. Przeznaczeniem Francji, takiej, jaką była przed rewolucją (nikt nie wie, jaki los czeka ją w przyszłości), było sprawowanie nad wszystkimi częściami Europy takiego samego prymatu, jaki Europa sprawuje nad innymi zakątkami świata.

Wątpię, czy natura uczyniła tyle samo dla jakiegokolwiek narodu. Francji, usytuowanej w sercu Europy, jest równie łatwo zawiązywać sojusze ze wszystkimi ościennymi mocarstwami, co zrywać je. Położona pomiędzy dwoma morzami, mierzy się z handlem wszystkich narodów, a jej wojownicze floty mogą dojrzeć i uderzyć wszędzie z łatwością i prędkością, które nie mają sobie równych. Nie istnieje kraj, o którego bezpieczeństwo natura i sztuka zadbałyby tak pieczołowicie. Ocean, Morze Śródziemne, Alpy, Pireneje, Ren! Cóż za obwarowania! A za nimi potrójny rząd straszliwych cytadel, wzniesionych i odbudowanych przez geniusz Vaubana, którego posępny cień pokutuje za pracę dla Konwentu Narodowego.

Spróbujcie znaleźć na świecie drugie takie państwo, którego różne części byłyby tak ściśle związane i tworzyły bardziej imponującą całość. Francja posiada zarazem masę, jak i objętość. Nie istnieje w Europie liczniejsze i bardziej spójne ciało polityczne, ciało, które trudniej byłoby naruszyć i którego wstrząs byłby straszliwszy. Liczba jej ludności jest ogromna, jej wyroby nieskończenie liczne i nie mniej zróżnicowane. Jej bogactwa nie są związane ani z modą, ani z przekonaniami. Jej wino, oliwa, drewno, sól, konopie etc., czynią ją niezależną od innych narodów, które z kolei są zobowiązane płacić jej trybut. A jakby nie dość miała bogactw naturalnych, dzierży również berło w świecie mody, by panując również nad potrzebami i kaprysami, cieszyć się pełnią władzy.

Wspaniałe rzeki przecinają to rozległe królestwo i łączą się między sobą za pośrednictwem mnóstwa żeglownych i płynących we wszystkich kierunkach dopływów, których niezliczone rozgałęzienia wyglądają, jakby wyszły spod ręki inżyniera. Nie było wielkiej przesady w słowach Katarzyny Medycejskiej, kiedy stwierdziła, że sama Francja posiada tyle żeglownych rzek, co cała reszta Europy[1].

Naród ten, gdyby mógł być najeźdźcą, byłby przerażającym dla innych. Nie otrzymał jednak takiej misji. Jego wojska, niezwyciężone na swej ziemi, walcząc poza jej granicami, stają się ofiarami swych własnych zwycięstw i narodowych wad, topnieją i nikną w oczach ku zdziwieniu obserwatorów, niczym ulotna mgła[2].

Francuz nie został stworzony do podbojów. Sam jego charakter nie pozwala mu na nie. Ami des hommes stwierdza żartobliwie, że żołnierze, którym udaje się wygnać Francuzów z podbitego kraju, zasługują na pamięć, jaką otacza się kapitolińskie gęsi[3].

Jednak mimo że Francuzi nie są w stanie podporządkować sobie innych narodów za pomocą oręża, na przestrzeni dziejów sprawowali nad nimi inny rodzaj dominacji, chodzi o dominację w sferze poglądów. Od chwili, kiedy lud ten został zjednoczony w jeden naród, skupiał na sobie wzrok całego świata i zadziwiał swą znakomitością, której mu wciąż zazdroszczono. Karol Wielki to istny Sesostris średniowiecza. Jego paladyni wywarli takie wrażenie na wyobraźni narodów, że stali się bohaterami swego rodzaju mitologii, a bohaterowie jak Roland i Amadis byli dla naszych ojców tym, czym Tezeusz i Herkules dla starożytnych Greków.

By sprawować właściwą sobie dominację, Francja otrzy­mała władczy język, którego ukryty charakter wciąż pozostaje tajemnicą, pomimo wszystkiego, co mówi się na ten temat. Ci, którzy negują prymat języka francuskiego, dopuszczają niejako istnienie skutku bez przyczyny. Czyż jest coś, co mogłoby zaprzeczyć doświadczeniu? Zanim jeszcze wspaniałość tego języka potwierdziły arcydzieła różnych gatunków, Europa już czuła jego wyższość. Kochano go i jako honor poczytywano sobie posługiwanie się nim. Dziś jego panowanie, tak fatalne, jest bezsprzeczne. Powtarzano po tysiąckroć, że język francuski jest twardy i buntowniczy. Mówiono prawdę. W wielkim błędzie jest jednak ten, kto sądzi, że to krytyka tego języka. Podobny do stali, najtrudniejszej w obróbce ze wszystkich metali, lecz osiągalnej dla wszystkich, lśniącej najpiękniej, kiedy kunszt mistrza jest w stanie ją ujarzmić, język francuski, szlifowany i okiełznany przez prawdziwych artystów, zyskuje w ich rękach najtrwalsze i najznakomitsze formy. To, co zwie się sztuką słowa, jest wybitnym talentem Francuzów, a to właśnie za sprawą sztuki słowa zyskuje się panowanie nad ludźmi. Ktoś powiedział, że myśl nie rodzi się nigdy dla świata, nim genialny pisarz nie uchwyci jej i nie przyodzieje w trafne wyrażenie. Nie można było ująć tego lepiej. Oto źródło francuskich wpływów: utalentowani pisarze tego narodu wyrażają rzeczy lepiej niż pisarze innych narodowości i potrafią sprawić, że ich myśli obiegają całą Europę w krótszym czasie niż czas, który potrzebny jest pisarzowi z innego kraju, by dać poznać swe przemyślenia we własnej prowincji. To właśnie ten talent, ta cecha wyróżniająca, ten niezwykły dar, uczyniły Francuzów szafarzami sławy. Miłość własna, zmyślniejsza i silniejsza od dumy narodowej, odkryła tę prawdę przed sławnymi ludźmi wszystkich części świata, którzy, wszyscy, zabiegali, mniej lub bardziej otwarcie, o uznanie Francuzów, świadomi, że byliby skazani jedynie na lokalną sławę, gdyby Paryż nie docenił ich talentu. Nie wiem, czy stwierdzono, że literatura angielska zawdzięcza całą swą sławę Francuzom i że była zupełnie nieznana reszcie Europy, póki Francja nie dała się zaślepić literaturze swej rywalki. Język ten wznosząc swój tron między Północą a Południem, stał się z łatwością narzędziem dla innych narodów, powszechnym i niezbędnym wyrazicielem myśli.

Wraz z tym językiem dostępnym wszystkim, natura obdarzyła Francuzów innym analogicznym przywilejem: gustem, który odpowiada całemu światu. Bez wątpienia, odnajdziemy u cudzoziemskich pisarzy cechy podobne, a nawet przewyższające pięknem to, co Francja zrodziła najlepszego, lecz to nie pojedyncze cechy zwracają tutaj uwagę, lecz całokształt. Pisarze francuscy mogliby zresztą swobodnie wykształcić tego rodzaju cechy. Jeśli zaś spotykamy je u nich rzadziej, to dlatego, że pozwalają sobie na entuzjazm jedynie z nieśmiałą hardością, która pragnie być przekazywana, nigdy jednak gwałtowna. W tym właśnie tkwi wielki sekret smaku. To bowiem, co nie dosięga wzniosłości, może być wciąż pięknem, to jednak, co wynosi się ponad nią, jest z całą pewnością głupotą. Sztuka mówienia tego, co należy i kiedy należy, właściwa jest wyłącznie Francuzom. Metoda i porządek to jej cechy wyróżniające. Ci ludzie zaś, tak lekkomyślni, tak porywczy, tak popędliwi, są najmądrzejszymi, kiedy trzymają w ręku pióro. Nie znajdziecie u nich niczego szorstkiego ani przesadnego, niczego niejasnego ani niestosownego. Zawsze eleganccy i, kiedy trzeba, elokwentni. Żaden przymiot nie jest w stanie wynagrodzić u nich pospolitości, a żadna wzniosła myśl nie może odkupić niedomagań stylu. Słabo pisze, oto niewybaczalne uchybienie, śmiertelny zarzut tak dla filozofa, jak i dla poety czy powieściopisarza. Ganiono nieraz tę delikatność Francuzów, lecz to jeszcze jeden błąd. Owa delikatność winna przeniknąć charakter narodu powołanego do tego, by władać opinią publiczną za sprawą swych pism. W każdym rodzaju elokwencji Francuzi nie mają sobie równych. Sztuka oratorska, która zrodziła u nich największe arcydzieła, nie istnieje nigdzie indziej. Włochy, Hiszpania, tak bardzo religijne, władające dwoma jakże dźwięcznymi językami, nigdy nie zrodziły kazania, które Europa zechciałaby przeczytać. Hume, któremu nie można się sprzeciwiać, stwierdza w pew­nym miejscu, że ze wstydem przychodzi mu wyznać, że francuski adwokat występujący w sprawie zwrotu konia jest bardziej elokwentny niż mówcy Wielkiej Brytanii roztrząsający najpoważniejsze sprawy narodu w izbach parlamentu. Nieoceniony talent, o którym mówię, jest tak wyjątkowym przywilejem Francuzów, że nie opuszcza ich nigdy, nawet wówczas, gdy porzuca wszystkich innych ludzi. Najsmutniejsze nauki nie mają kolców, których nie potrafiłyby przyciąć: fizyka, historia naturalna, astronomia, metafizyka, erudycja, polityka wszystko wyjaśniły, wszystko upiększyły, wszystko udostępniły zwykłemu zdrowemu rozsądkowi. Być może nie znamy w Europie ani jednej rzeczy, której by Francuzi wcześniej nie wyjaśnili. Elokwencja w najbardziej poważnych kwestiach i sztuka objaśniania wszystkiego, to dwa wielkie talenty tego narodu. Rzesze ludzi, wypieranych bezustannie z sanktuarium nauk za sprawą ciężkiego i znienawidzonego języka dzieł naukowych tworzonych przez inne narody, nie mogą oprzeć się urokowi stylu i francuskiej metody. Wystarczy, że cudzoziemski geniusz spłodzi coś interesującego, a już sztuka francuska przejmuje to odkrycie, przeobraża na tysiące sposobów, zmuszając je, by przyjęło formy, które ją zaskakują i którymi się chełpi, i śle je na cały świat na skrzydłach swego uniwersalnego języka. Książki te poszukują zalążków talentu, rozproszonych po całym ziemskim globie, użyźniają je i prowadzą ku dojrzałości. Nie są w stanie nauczyć niczego nowego prawdziwych uczonych, ale, co bardziej wartościowe, rodzą ich.

Doświadczenie na przestrzeni dziejów nie pozostawia żadnej wątpliwości co do władzy, jaką Francja sprawowała od zawsze w sferze kształtowania opinii. Dziś jednak ów wpływ jest tak uderzający, a Europa płaci zań tak wysoką cenę, że jest to już kwestia bezdyskusyjna. Czyż nie jest to niewiarygodne, że ludzie absolutnie przeciętni, z których ten najzdolniejszy ma tysiące zwierzchników na świecie, że ludzie niewykształceni i bez doświadczenia, odsunięci ze względu na swój stan od wszelkich ważnych spraw, nagle zjednoczeni i silni za sprawą wzajemnego kontaktu, niczym magnesy, które czerpią całą swą siłę ze swego zjednoczenia, zdołali w pięć lat wywołać w Europie najstraszliwszy wstrząs? Niektórzy powiedzą, być może, że owi ludzie zawdzięczają swój sukces jedynie naturze dogmatów, które głoszą i które, ku naszemu nieszczęściu, szybko ujmują ludzkie serca. Ale czyż przed rewolucją francuską nie było nigdy na świecie rewolt ani obalanych tronów? Rewolucja, która kosztowała głowę Karola, była świadkiem rozkwitu tych samych poglądów, tych samych nadużyć i tych samych zapalczywości. Pamflety demokratyczne, które ukazały się w owym czasie, być może nie mogłyby pojawić się w sali obrad Pałacu Westminsterskiego, jednak ówcześni okrągłogłowi oraz lewellerzy nie cieszyli się takim wpływem, jak jakobini, a innym narodom, spokojnym obserwatorom tragedii rozgrywającej się w Londynie, nie mogła zostać podana trucizna fanatyzmu, który pustoszył Anglię.

Dziś przez Europę przetacza się nawałnica, ponieważ te same poglądy są głoszone przez Francuzów, a ponieważ głoszone są w języku francuskim, Europa słucha i pojmuje.

 

Część I Fragmentów o Francji, na podstawie: J. de Maistre, Fragments sur la France, [w:] Œuvres complètes de J. de Maistre, Nouvelle édition contenant ses œuvres posthumes et toute sa correspondance inédite, t. 1, Imprimerie Vitte & Perrussel, Lyon 1884.

Przekład Anna Węgrzyn

[1]     Unde Catharina Medicaea Regina Franciae solita erat dicere, in regno suo plura navigabilia flumina esse quam in reliqua Europa: quae hyperbole à rei veritate non multum abludit [„Dlatego też Katarzyna Medycejska zwykła była mawiać, iż w jej królestwie więcej jest rzek żeglownych niż w pozostałej części Europy – co nie odbiegało wiele od faktycznego stanu rzeczy”, tłum. A. Kuczkiewicz-Fraś] (zob. Galliae descriptio ex probatissimis quibusque scriptoribus collecta [„Opis Galii zebrany z [dzieł] najlepszych autorów”], Elzevir 1669).

[2]     Gens armis strenua… indomitae intra se molis; at ubi in exteros exundat, statim impetus sui oblita: eo modo nec diu externum imperium tenuit, et sola est in exitium sui potens… Longobardiam, Neapolim, Siciliam et plerasque alias per orbem terrarum provincias, frequentibus victoriis subegere, sed… per [haec] vitia cessere in praedam his ipsis de quibus triumphabant; laeta semper bellorum initia atroci exitu corrumpentes [„Skłonni do walki… pełni niepohamowanej siły; kiedy jednak atakują inny kraj, ich zapał i waleczna furia szybko mijają, w wyniku czego nie potrafią prowadzić długiej ekspansji i mogą działać jedynie na własną szkodę… Dzięki częstym zwycięstwom podbili Lombardię, Neapol, Sycylię i wiele innych prowincji na świecie, lecz… przez [te] błędy stają się ofiarami tych, których sami podbili; zawsze szczęśliwe wojny początki unicestwia ponury koniec”, tłum. A. Kuczkiewicz-Fraś] (Io. Barclaii Icon animorum [„Obraz charakterów”], Cap. 3 [Francofurti 1625, s. 32]).

Rozmyślając nad tymi jakże uderzającymi i wymownymi prawdami, przekonamy się, że wpływ polityczny Francji był bardzo pożyteczny dla Europy, ponieważ wystarczał do utrzymania powszechnego ładu, nie zaś do mącenia go w sposób odczuwalny. Nawet wady Francuzów pozbawiały ów wpływ tego, co mogło być w nim niebezpieczne. Gdyby Europa powróciła do swego poprzedniego stanu, przegrałaby z kretesem, pozwalając zastąpić ten wpływ wpływem innych narodów, narodów spokojniejszych, rozważniejszych, bardziej zawziętych i zdolnych do podbojów. Jednak w obecnym stanie rzeczy, mądrość polega na tym, by nie snuć żadnych spekulacji.

[3]     [V. R. de Mirabeau, L’]Ami des hommes [ou Traité de la population], tom III [u de Maistre’a błędnie II], [Avignon 1756], rozdz. [VII, „De la paix & de la Guerre”, s. 431-432].