O wojnie krymskiej

Wojciech Dzieduszycki

Wojciech Dzieduszycki

Wojciech Dzieduszycki

(1848-1909), konserwatywny myśliciel polityczny, polityk, filozof.

O wojnie krymskiej wspomina tylko Stanisław Koźmian1. Opowiada nam, jak młody Ludwik Wodzicki2, bawiąc w Paryżu z gronem przyjaciół i towarzyszy, nie mógł tego pojąć, że się wojna toczy z Rosją, i że przy tym nie ma mowy o Polsce, jak starszy a doświadczeńszy Klaczko3 pocieszał młodych patriotów, napominając ich do cierpliwości, a przepowiadając, że sprawa polska z wojny krymskiej wypłynie. I nie tylko młodzież spodziewała się po wojnie krymskiej odbudowania Polski w dawnych granicach; wielu starszych w narodzie spodziewało się tego samego.

Wojciech Dzieduszycki

Wojciech Dzieduszycki

(1848-1909), konserwatywny myśliciel polityczny, polityk, filozof.

Byłem podówczas małym dzieckiem, a jednak słowa: Alma, Bałakława, Inkerman, Malaków, Sewastopol odbijały się głośnym echem o moje uszy, i pamiętałbym przebieg wojny krymskiej, gdybym o niej nigdy nie był później czytał. O wojnie wszystkie toczyły się rozmowy. Nie było wówczas owej nienawiści szczególniejszej do Rosji, jaka później w polskim zapanowała społeczeństwie; drżano przed Mikołajem4, mniemano, że to mocarz niepokonany, a wspomnienie pogromu wielkiej armii przez pożar Moskwy5 i przez mrozy moskiewskie było wówczas jeszcze świeże i wróżyło zagładę wojskom, które wkroczą w granice bezbrzeżnego carstwa: więc nie wierzono w zwycięstwo sprzymierzonych i dowiadywano się z pewnym zadziwieniem o następujących po sobie klęskach rosyjskiego oręża. Po każdej z nich wołano: to tymczasem tylko – teraz dopiero ciągną jakieś nieprzezwyciężone zastępy, jakieś pułki bajeczne, które Francuzów i Anglików zepchną do morza; przychodziły te sławione pułki i legały trupem na błoniach Krymu; ekspedycyjny korpus mocarstw zachodnich coraz silniejszą obręczą otaczał twierdzę moskiewską, ale póki w ich ręce nie wpadła, nikt wierzyć nie mógł w pokonanie kolosa Północy. Wiedziano przy tym, że rząd Mikołaja I jest taki mocny i nieubłagany, jak mróz owej Syberii, z której podówczas nikt nie powracał; wierzono, że szpieg każde podsłucha słowo, drżano na wspomnienie moskiewskich więzień i sybirskich kopalni. Despotyzm cara siadł na piersi Polski tak ciężką zmorą, że nic się w granicach państwa rosyjskiego ruszyć nie śmiało. Obok brzęku kajdan i świstu knutów słychać było opowieści o zdobyciu Warszawy, o zniweczeniu powstania węgierskiego pod Világos6, a niańki opowiadały dzieciom polskim o trzech synach zamordowanego niegdyś Pawła7 jako o wrogich, ale nadludzkich olbrzymach, których podziwiano w trwodze pokonanych. Opowiadano sobie przy tym po dworach, że tam pod Moskalem przecie lepiej jak pod Austriakiem; nie było tam rzezi tarnowskiej8, urzędnik nie rozniecał waśni społecznej, nie występował wobec obywatelstwa z natrętną butą cywilizatora; można było cały rok nie widzieć kapitana sprawnika, jeśli kto go widzieć nie chciał; istniały instytucje pewne samorządne, których śladu w ówczesnej nie było Galicji, a obierani przez szlachtę powiatowi i gubernialni marszałkowie wcale malowanymi tylko nie byli figurami: a co najważniejsza przeciwstawiano dobrobyt ziemian pod rządem rosyjskim, książęce dwory wielkich panów, zbytki wyszukane półpanków, swawolną swobodę, którą posiadał zresztą szlachcic, byle się polityki strzegł tak, jak się diabeł strzeże święconej wody, nędzy galicyjskiej i naciskowi germanizacyjnemu, jaki się wówczas już w Poznańskiem dawał we znaki. Więc w czasie wojny krymskiej nic nie drgnęło w Polsce pozostającej pod berłem Mikołaja I.

A jednak przekradały się cichcem po całej Polsce, od dworu do leśniczówki, a od leśniczówki do plebanii, podawane z rąk do rąk, brudne, podarte, ledwo czytelne broszurki, mieszczące w sobie przepowiednie Wernyhory9, o tym, jak kiedyś Turek konie w Wiśle spławi, jak Francuz i Anglik wedrą się w dawne granice Rzeczypospolitej jako oswobodziciele, jak odbędą się wielkie boje pod Perepiatychą, na stepie Pańczalichy, pod siedmioma mogiłami, a wreszcie między Rzeszczowem i Orszą, i że po tych bojach zwycięskich Polska w dawnej zmartwychwstanie potędze. Wielu wierzyło, że te przepowiednie, umyślnie przez Sadyka baszę Czajkowskiego10 ułożone i wydrukowane, ziszczą się niezawodnie z powodu wojny krymskiej, a kto wie, czy podobne przepowiednie ustnie roznoszone pomiędzy lud ukraiński nie sprawiły tego, że przychodzili włościanie tamtejsi gdzieniegdzie do dworów, pytając się, czy nie czas porwać za kosy i dawną kozacką odzyskać swobodę? Potężniej na Polaków działała inna, przez Towiańskiego11 i przez wielkich poetów emigracyjnych szerzona, wiara mistyczna, kult napoleoński. Już wówczas dopatrywało się wielu Polaków w Napoleonie III12 mesjasza politycznego. Mickiewicz13 rozpalał nadzieje; pisał łaciński poemat ad captum Bomarsundum14, a potem jechał do Konstantynopola do tworzącego się tam legionu polskiego, a śmiercią swoją w tureckiej stolicy ostatecznie mistycznym nadziejom nadawał święcenie. Więc choć w kraju cicho było, burzyła się emigracja około podniesienia sprawy polskiej, a oczekiwania narodu całego były naprężone, oczy wszystkich były zwrócone na Zachód, ku wielkim stolicom sprzymierzonych mocarstw.

Emigracja nasza miała w tych dawnych już czasach swego króla; był to król emigracyjnej mniejszości, któremu większość w niegodny czasem sposób złorzeczyła, któremu w kraju zarzucano, że jest samozwańcem; był to jednak książę Adam Czartoryski15, któremu nie tylko nazwisko rodowe, ale także niepospolite osobiste zasługi pierwszorzędne dawały stanowisko.

Rzec można, że opinia publiczna Europy brała tę królewskość na serio. Nie było to wcale rzeczą śmieszną, było to owszem rzeczą poważną, kiedy sędziwy książę raz na rok przemawiał do narodu swego i do świata „od tronu”16, a kiedy się dyplomacja z Polską chciała rozmówić, udawała się do Hotelu Lambert. Podsunięto tedy księciu Adamowi z francuskiej strony w sposób półurzędowy myśl, aby jego syn Władysław17 stanął w Krymie na czele polskich legionów, do których by młodzież spieszyła podobnie jak niegdyś pod chorągwie Dąbrowskiego18. Znakomitości emigracyjne sprosiły tedy do Ostendy na naradę znakomitszych obywateli z Galicji i Poznańskiego; sejmikowano, ścierały się zdania; postanowiono wreszcie przystać na propozycję francuską pod tym jedynie warunkiem, jeśli się mocarstwa zobowiążą odbudować Polskę. Zagadnięty o to lord Palmerston19 dał niedwuznacznie odmowną odpowiedź; książę Władysław nie pojechał zatem do Krymu, legionów nie tworzono, a jedynym skutkiem całej roboty było powstanie osady polskiej na azjatyckim brzegu Bosforu, zwanej po księciu Czartoryskim Adamki. Tym razem postąpili sobie Polacy roztropnie, krwi dla cudzej sprawy nie przelewali dobrowolnie.

Oczekiwania czegoś nadzwyczajnego trwały w kraju. Widocznym się wreszcie stało, że Rosja Mikołajowska zachodnim mocarstwom nie sprosta. Opinia polska zapomniała o Anglikach i Turkach, widziała w Krymie zwycięskie tylko wojska nowego Napoleona, przenosiła na siostrzeńca kult legendowy, oddawany pamięci stryja. Mówiono sobie: kto Mikołaja pokonał, ten chyba musi być nieprzezwyciężony; nowy Napoleon pomści się na wszystkich trzech mocarstwach rozbiorowych za klęskę pierwszego Napoleona, a nie ponowi jego błędów i z pewnością odbuduje dawną Polskę na gruzach trzech mocarstw Północy. Kiedy Mikołaj I, świadek jeszcze wielkiej moskiewskiej wyprawy, umarł prawie nagle, opowiadano sobie, wierzono na pewno, że sam sobie odebrał życie, że się otruł, nie chcąc przeżyć upokorzenia i klęski. Witano pierwszego trupa, który padł u stóp tronu nowego Napoleona. Ale pokój paryski przerwał marzenia. Prawiono coś na kongresie o Polsce, przedstawiciele Rosji przyrzekali, że Europa będzie się dziwić temu, co Rosja sama dla Polski uczyni. Ale to wcale nie zadowoliło Polaków – bo oczekiwali spełnienia proroctw Wernyhory i księdza Marka20, a nie jakichś tam koncesji, a nie tylko przyszli stańczycy, wszyscy młodzi patrioci polscy wyobrażali sobie patriotyzm tylko w postaci ułana z Księstwa Warszawskiego albo z powstania listopadowego.

Tak wyglądała wojna krymska widziana oczyma Polaków. Ale rzeczą ciekawszą i bardziej nierównie pouczającą jest wiedzieć, czym była naprawdę w dziejach Europy. Trzeba to sobie, choćby w najogólniejszym zarysie, przypomnieć – bo się przyda!

Ład Europy istniejący od kongresu wiedeńskiego prawie niewzruszenie był ugruntowany na rozbiorach Polski i na naturalnym, koniecznym prawie przymierzu trzech wspólników rozbioru. Na czele wysuwały się Austria i Rosja cesarską koroną przystrojone, niby spadkobiercy średniowiecznych cesarstw Zachodu i Wschodu, a Prusy skromniejszą grały rolę satelity. Ta potęga potrójna, wzmożona siłami Rzeszy Niemieckiej i przewagą austriacką we Włoszech, była tak wielką, że nikt w Europie z nią się zmierzyć nie mógł, a rozsądniejszymi prawie były zresztą ze wszystkim fantastyczne plany owych demokratów polskich, którzy się spodziewali odbudowania ojczyzny po powszechnej rewolucji i po obaleniu wszystkich tronów – jak konserwatywniejszych patriotów dyplomatyczne rachuby przypuszczające, że Francja, a nawet Anglia należąca do twórców i stróżów nowego w Europie porządku, zechcą wydać wojnę trzem mocarstwom Północy i zmierzyć się z ich sprzymierzoną potęgą, na to tylko, aby odbudować Polskę, a kiedy powtarzano sobie w Polsce, że póty w Europie pokoju nie będzie, póki ktoś Polski nie wskrzesi, zamykano sobie samochcąc oczy przed oczywistością, bo nigdy wpierw tak długiego pokoju nie było w Europie, jak pokój, który nastał po upadku Wielkiego Napoleona, a ten pokój nie opierał się na niczym innym, jak na wspólnictwie trzech mocarstw w dziele rozbiorowym, na wspólnym ich interesie utrzymania stworzonego w Polsce stanu terytorialnego.

Rewolucja europejska usiłowała od czasu do czasu wstrząsnąć podstawami europejskiego ładu, a patrioci polscy, choć przeważnie szlachcice i choć obrońcy sprawy odwołującej się do dawnego prawowitego porządku rzeczy, jaki był przed rewolucją francuską, sprzyjali rewolucjonistom niedbającym o historię, złorzeczącym przeszłości: gwoli przymierza z przeciwnikami wspólnego nieprzyjaciela, świętego przymierza, wypierali się nieraz klejnotu szlacheckiego, powtarzali hasła najskrajniejszej demokracji, złorzeczyli nawet papiestwu, mimo to, że mieli się za katolików, że wiedzieli, iż wiara katolicka jest potężną ochroną dla narodowości naszej pod innowierczymi rządami. Wszelkie jednak nadzieje odbudowania Polski za pomocą rewolucji europejskiej zawodziły i musiały zawieść. Potęga trzech mocarstw rozbiorowych, poparta przez Anglię nieżyczącą sobie zmian terytorialnych, które by mogły wyjść na korzyść Francji, przemogła wszystkie burze rewolucyjne, zwyciężyła w latach 1830 i 1831, zgniatając nasze listopadowe powstanie, któremu Ludwik Filip21 nie śmiał pospieszyć z pomocą, przemogła także o wiele straszliwszą burzę lat 1848 i 1849, podczas której Polacy walczyli w szeregach nie tylko węgierskich, ale także włoskich i niemieckich rewolucjonistów. Tylko we Francji udało się rewolucji ledwie obalić dynastię, ale Francja znaczyła w Europie za tę tylko cenę, iż zawsze nową zakładała monarchię, a monarchia Napoleona III była nawet monarchią absolutną – konstytucjonalizm zaś zaprowadzony pozornie w różnych innych państwach na lądzie stałym był szczerym chyba tylko w Niderlandach i w Skandynawii. Na naszych sympatiach z rewolucją zarobiliśmy tylko tyle, że szlachta i legitymiści całego świata uważali nas za ludzi niebezpiecznych i potępienia godnych, że przeciwnie wołano „Niech żyje Polska!” po zgromadzeniach ludowych i na każdej niemal barykadzie, że postępowi i rewolucyjni pisarze i poeci wychwalali Polskę, której ani nie znali, ani nie rozumieli, że mogło nam się zdawać, że mogliśmy się tym łudzić – jakoby się tylko rządy odbudowaniu Polski w dawnych granicach sprzeciwiały, jakoby wszystkie narody, nie wyjąwszy Niemców i Moskali, niczego więcej, niczego goręcej nie pragnęły; żeśmy mogli myśleć, iż skoro Niemcy na przykład zdobędą jedność narodową i udział w rządach wielkiej ojczyzny, nic pilniejszego mieć nie będą, jak odpokutować za wielką winę, naprawić wielką krzywdę, dawną Polskę odbudować.

Mikołaj był bohaterem ostatniego pogromu rewolucji europejskiej; interwencją na Węgrzech rozstrzygnął sprawę na rzecz rządów monarchicznych, a równocześnie zgniótł rewolucję w księstwach naddunajskich i zajął te kraje, pozostające zresztą już od dawna pod zwierzchnictwem Rosji. Pod Világos oddał niezmierną przysługę Austrii, a sądziło wielu, że po prostu monarchię Habsburgów ochronił od zagłady; niebawem drugą wielką przysługę oddał Austrii, upokorzywszy Prusy, marzące już podówczas o przodownictwie w Niemczech, i zmusiwszy szwagra swego, szlachetnego, ale słabego Fryderyka Wilhelma IV22 do zawarcia w Ołomuńcu niekorzystnego dla siebie układu23: liczył tedy na wdzięczność Austrii i wierzył, że nie stanie, jak niegdyś, na przeszkodzie opanowaniu Konstantynopola przez Rosję, tym bardziej że Turcy dali u siebie przytułek węgierskim i polskim rewolucjonistom i tym samym zasłużyli na niełaskę u dworów rozbiorowych. Wszechwładny car okazał się naiwnym, licząc na wdzięczność, jako na czynnik mogący wpłynąć na politykę gabinetów. Wdzięcznością, przywiązaniem powodują się niekiedy, lubo bynajmniej nie zawsze narody wobec jakiegoś monarchy i jakiejś dynastii albo jakiegoś bohatera, lubo i tu zawiedzie się ten, kto w złej godzinie na polityczną wdzięczność liczy; gabinety zwykły się tylko liczyć z dobrze albo źle zrozumianym interesem; a jeśli jakie, to mniej szlachetne uczucia zwykły powodować ich postępowaniem – jako to trwoga lub zawiść, pycha i zawrót głowy spowodowany powodzeniem, a przede wszystkim nienawiść i chęć zemsty lub odwetu – najgorsi podobno doradcy, których jednak i dwory i narody nieraz słuchają, sprowadzając na siebie zgubę, a co najmniej srogie klęski i zawody. Toteż nie dziw, że kiedy Mikołaj na wdzięczność liczył, mąż stanu wiedeński oświadczał z pewnym poczuciem intelektualnej wyższości, że Austria świat niewdzięcznością swoją zdziwi.

Na samą jednak wdzięczność nie liczył Mikołaj – naiwność jego nie sięgała tak daleko, aby nie dodał przynęty nowych jeszcze korzyści dla Austrii i to tym razem nabytków terytorialnych; ofiarował jej przy rozbiorze Turcji posiadanie dawno pożądanych ziemi: Bośni, Hercegowiny i Albanii. Germanizowano podówczas zawzięcie; okazywano południowym Słowianom, a mianowicie Chorwatom, wdzięczność za pomoc daną w niedawnej walce z Węgrami tym, że ich germanizowano gruntownie, że ich pozbawiono dawnych praw i swobód, całkiem tak, jak gdyby byli brali udział w rewolucji: wiedziano przeto, że wszyscy Słowianie w Austrii wrzeli nienawiścią do rządu, że ich lojalność względem państwa mogła być bardzo wątpliwą, że wszyscy prócz Polaków płonęli gorącą miłością do Rosji „oswobodzicielki”. To już było rzeczą niedogodną, że Rosja będąc w posiadaniu Multan i Wołoszy, dotykała się Serbii, Austrię z dwóch stron obejmowała zbyt przyjacielskim uściskiem. A cóż by to dopiero było, gdyby ta sama przyjaciółka przemożna opanowała Bułgarię i Rumelię, Bosfor i Dardanele, gdyby jej floty miały wolny przejazd na Morze Śródziemne i oczywiście także na Adriatyk? Jakżeby wtedy przemożny wpływ za pomocą Słowian na Austrię wywierała? Czyżby Austria pozostała jeszcze wtedy państwem naprawdę niepodległym? To pytanie, które sobie mimo woli w Wiedniu stawiano. Zachciewało się wprawdzie obiecanych krajów, ale cena za ich nabycie wydawała się zbyt wielką, a wiedziano, że podbój tych ziem nie pójdzie łatwo, że Albania mianowicie może się latami bronić przeciw najeźdźcy, mogła się dla Austrii stać tym, czym był Kaukaz dla Rosji. Na każdy sposób warto było się namyślić, warto było trochę poczekać. Nie wypadało czynnie dopomagać Rosji przy zamierzonym opanowaniu Konstantynopola; po wyrzuceniu Turków z Europy musiałby wreszcie kongres europejski rozstrzygać o losach Półwyspu Bałkańskiego. Na kongresie mogła Austria tańszym kosztem do swoich dojść nabytków, a Rosję okrojono by trochę – o to postarałaby się już Anglia, a także Francja. Więc nie chciano się na razie do niczego zobowiązać.

O Anglii i Francji pamiętał także car Mikołaj, ale postąpił sobie znowu bardzo naiwnie. Obie zwierzyny usiłował jedną pozyskać przynętą: bojąc się kosza od jednej panny, oświadczył się o dwie równocześnie, zapominając, że w takich razach panny bywają bardzo skłonne do zwierzeń. Francji osobno, Anglii osobno, a obydwóm potajemnie ofiarował jedno i to samo, nie mniej, nie więcej, tylko Egipt i Syrię, kraje, o których posiadanie byłyby się musiały pobić o życie lub śmierć. Nie wiadomo, co by się było stało, gdyby obie były przyjęły oświadczyny; zanim się zdecydowały, zwierzyły się sobie nawzajem, i na razie obie panny dały kosza nieostrożnemu konkurentowi – jak w takich razach bywa, zaprzysięgły sobie przyjaźń wieczystą, która zaledwie kilka lat przetrwała: na razie postanowiły się tylko nadal zwierzać i przeczekać, co konkurent zrobi.

Nie wiadomo, co by się było stało, gdyby kozak był zaniósł krzyż prawosławny na kopułę Świętej Zofii; Austria byłaby pewno poszła do Bośni, a może do Albanii, kto wie, czy Anglia i Francja nie byłyby się, mimo zaprzysiężonej świeżo przyjaźni, pobiły na dobre o Egipt i Syrię. Ale zaszła niespodzianka. Poseł rosyjski Mendżykow zmusił sułtana swoim nieprzyzwoicie prowokacyjnym wystąpieniem do tego, że kazał posła za drzwi wyprowadzić; flota rosyjska, podobnie jak tego roku japońska24, napadła pod Synopą na tureckie okręty, a nie wydawszy wpierw wojny; armia nieprzezwyciężona cara Północy, wiedziona przez pogromcę Polski i Węgier Paskiewicza25, poszła buńczucznie na chorego człowieka i przeszła Dunaj; ziemia się trzęsła, świat miał się zapaść przed potęgą Mikołaja I. Ale trudno sobie wyobrazić, co taki nieprzyzwoity Bisurmanin zrobić może! Turcy pod wodzą Omera Paszy26, chorwackiego renegata – bo w owych zamierzchłych czasach bywali jeszcze i znaczyli renegaci – przykuli Rosjan do miejsca, zaraz nad brzegami Dunaju, pod murami Silistry: nie dali się, wszystkie szturmy odparli, wreszcie wojska Paskiewicza wyrzucili za Dunaj i nawet za Prut, a sami księstwa naddunajskie zajęli. Pokazało się, że miano powszechnie mylne wyobrażenie o potędze Rosji i o słabości Turcji, że choć car miał co najmniej trzy razy tyle poddanych, nie od razu mógł sułtana z nóg powalić.

Teraz w zimie z 1854 na 1855 rok zmieniła się postać rzeczy w świecie dyplomatycznym; o rozbiorze Turcji nie mogło już być mowy – bo przy takim rozbiorze musiałyby się Francja z Anglią pobić, kto wie, czy by się Prusy nie pobiły z Austrią, a Turcja zaważyłaby potężnie po stronie, która by jej całości broniła. Inne zgoła widmo zjawiło się przed przestraszoną Europą; przelękła się fanatyzmu muzułmańskiego rozżarzonego tureckimi zwycięstwami, który by się odezwał potężnie aż w Algierii i w Indiach, gdyby wpadło sułtanowi na myśl zabawić się w kalifa, gdyby chorągiew Proroka ze starego wyciągnął seraju i wywiesił nad Bosforem. A ci Turcy byli w stanie większej jeszcze narobić biedy; walczyło w ich szeregach także coś polskich i węgierskich emigrantów; gotowi byli się przedrzeć przez Prut i Dniestr i polskie rozniecić powstanie, rzucić do Węgier żagwie rewolucyjnego ognia, znaleźć poparcie u wszystkich rewolucjonistów Europy, sprawę panislamizmu połączyć ze sprawą rewolucji i zatrząść światem, tym groźniej, że aspekty wielkich korzyści mogłyby niejedną koronowaną głowę przeciągnąć na ich stronę, że nikt po starych dworach nie mógł ufać owemu marzycielowi rewolucyjnemu, który na francuskiej zasiadł stolicy. Nie! Jeśli było rzeczą nazbyt niebezpieczną myśleć o rozbiorze Turcji, niepodobna było pozwolić, aby się Turcja dalej z Rosją sama borykała; nawet gdyby się tylko zdołała sama Rosji oprzeć, musiałaby potem wzrosnąć w potęgę, a dogmatem polityki europejskiej była słabość Turcji. Trzeba było stanąć rozjemcą, trzeba było udawać, że się Turcję ratuje, ratując istotnie honor Rosji, prestige Rosji, bez którego źle było dworom monarchicznym, trzeba było rozłączywszy zapastników, nie dopuścić do podniesienia poważnego sprawy polskiej. Zrozumiano to od razu w Wiedniu i w Londynie, rozumiano także w Berlinie – zebrała się więc europejska konferencja w Wiedniu, mająca dalszą wojnę zażegnać, status quo na Wschodzie utrzymać.

Na tej konferencji zjawiła się także i musiała się zjawić Francja napoleońska, a pokazało się zaraz, że dwory miały słuszność, nie ufając koronowanemu idealiście, prawiącemu ciągle o idei narodowości w swoich proklamacjach do narodu francuskiego. Francja zjawiła się na konferencji z myślą przerobienia mapy Europy; nakłaniała Austrię, aby zrobiła wraz z Francją w imię ładu europejskiego to, na co nie można było barbarzyńskiej pozwolić Turcji, aby Rosję wyparła za Dniepr i Dźwinę, dawne państwo polskie odbudowała. I faktem jest, że nie odepchnięto tej myśli w Wiedniu, że się zastanawiano, czy by się nie dało wziąć lepszego kęsa od Bośni i Albanii, czy by się nie dało zaokrąglić granic monarchii Królestwem i Podolem? Stary Metternich27 doradzał nawet stworzenie mocarstwa polskiego pomiędzy Austrią i Rosją, a przestrzegał tylko, że to mocarstwo przyda się na coś wtedy tylko, jeśli będzie potężne, że słaba Polska stałaby się bezsilnym gniazdem propagandy rewolucyjnej. Książę Schwarzenberg28, ówczesny austriacki minister spraw zagranicznych, występował przeciw Rosji z największą zaciekłością. Poszedł mimo to do rosyjskiego ambasadora, księcia Gorczakowa29, na herbatę i umarł tej samej nocy. Legenda utrzymuje, że Gorczakow temu przypadkowi swoją późniejszą, świetną karierę zawdzięczał, a poeci polityczni dodają, że gdyby Schwarzenberg był pożył dłużej, byłaby Austria odbudowała Polskę od Karpat po Bałtyk i po stepy Nogajca: inaczej sądzą jednak zwolennicy trzeźwej prozy.

Propozycja francuska miała właściwie na celu odbudowanie niepodległej Polski, a nie powiększenie Austrii; zawierała w sobie perspektywę wojny z Rosją i z Prusami i w dodatku utraty Galicji. Aby tę wojnę móc szczęśliwie przeprowadzić, trzeba było zerwać z wewnętrzną polityką germanizacyjną, przynajmniej co do Węgier, trzeba było stanowczo zerwać z dawnymi tradycjami dworu i rządu austriackiego, zbratać się z rewolucją; a to znów było możliwym tylko za cenę odstąpienia Lombardii i Wenecji, a zatem utraty jednej jeszcze prowincji: chcąc postąpić sobie w myśl propozycji czy też sugestii napoleońskiej, trzeba było dach zapalić sobie nad głową i pożar po całej roznieść Europie, z perspektywą, że przymierze z umiarkowaną, monarchiczną rewolucją sprowadzi także wewnątrz wybuchy rewolucji radykalnej, że Czesi i Chorwaci trzymać będą z Rosją, wielu Niemców z Prusami. Trzeba się było puścić na szaloną awanturę, aby dwie piękne i duże prowincje w końcu utracić, w najlepszym razie zamienić za Rumunię i Śląsk. Na to chyba nie mógł się puścić mąż stanu austriacki. Zabór Królestwa i Podola był już racjonalniejszym projektem, ale Francja na tę myśl nie godziła się chętnie – jeśli się na nią zgodzić mogła, to znowu chyba za ustąpienie z Włoch; i znów Prusy na to zezwolić nie mogły, zgodziłyby się co najwięcej na powrót do granic trzeciego rozbioru, przy czym byłyby więcej od Austrii zyskały, a niczego nie lękano się w Wiedniu bardziej i z większą słusznością, jak wzrostu potęgi pruskiej, przeprowadzając zaś swoje zamiary przeciw Prusom, trzeba się było znów uciec do przymierza z rewolucją, najzupełniej przeciwnego tradycjom i naturze monarchii rakuskiej. Chodziło o straszliwą, a bardzo wątpliwą awanturę, zmieniającą z gruntu posady porządku europejskiego, z którym było dobrze Austrii. Na każdy sposób trzeba się było spytać Anglii o zdanie, a odpowiedź nie mogła być wątpliwą; Anglia oświadczyła, że nie chce obalenia porządku europejskiego, że jeśli jest gotową chwycić za oręż, to tylko celem utrzymania tego, co jest. Więc myśli napoleońskiej musiano zaniechać i nikt już nie myślał o zmianie granic w Polsce.

Chodziło już tylko o to, aby się wojna, niefortunnie przez Rosję rozpoczęta, zakończyła utrzymaniem dotychczasowego stanu Europy. Turcja przystawała na to chętnie, car Mikołaj wiedział, że na to przystać musi w końcu, ale zaraz tego zrobić nie mógł, bo byłby się uznał zwyciężonym przez Turcję; był w impasie, a z tego impasu mogła go tylko wyprowadzić wojna z mocarstwami europejskimi. Zdecydowano się tedy na wojnę krymską jako na krwawą komedię, na farsę, która miała kosztować życie tysięcy ludzi, przedsięwziętą w celu powstrzymania zapędów Turcji, ratowania honoru Rosji, ochronienia Europy przed większym pożarem, wzniesionym czy to przez fanatyzm muzułmański, czy to przez postawienie kwestii polskiej na porządku dziennym historii powszechnej. Anglia tedy, Francja – i ku zadziwieniu świata także mały Piemont – zawarły przymierze z Turkiem i wydały wojnę Rosji, podpisując równocześnie i każąc Turcji podpisać „protokół bezinteresowności”, poręczający, że wojna będzie prowadzona daremnie, że wszystko pozostanie po wojnie tak, jak było pierwej. Aby zaś usunąć wszelkie niebezpieczeństwo wtargnięcia Turków na Podole i na Ukrainę, zajęła Austria Multany i Wołoszę, rozdzielając neutralnością swoją zapaśników w miejscu, w którym się naprawdę zetrzeć mogli, gwarantując tym sposobem utrzymanie rozbiorów Polski, owej podwaliny systematu europejskiego.

Wojnę prowadzono wedle skryptu, tak ażeby ludzie cierpieli i ginęli na serio, ale ażeby rezultatu serio z całego ludzkiego nieszczęścia nie było. Na Morzu Bałtyckim nic nie przedsięwzięto na serio; nie atakowano Odessy nawet, aby coś Rosji nie zabolało; Turków pozostawiono w Małej Azji bez pomocy; wzięto byka za rogi; lądowano na Krymie i oblegano Sewastopol przez rok cały. Car Mikołaj wojował, wiedząc doskonale, że nic na tej wojnie nie zarobi, że gdyby mu się nawet udało jakieś militarne w Krymie zwycięstwa odnieść, musiałby się wszelkich korzyści terytorialnych wyrzec – choćby pod naciskiem Austrii, która ustawiła armię nie tylko wzdłuż Prutu, ale wzdłuż całej galicyjskiej granicy; wiedział także, że w tej wojnie nic nie straci oprócz ludzi i pieniędzy, a że tych na każdy sposób straci co niemiara; ale wojował uparcie, bo pragnął wyratowania tego, co się zowie honorem oręża, jakiegoś militarnego sukcesu, którym by się mógł przed swoimi i obcymi pochwalić. A tymczasem wiadomości o zwycięstwie nie mogły jakoś żadną miarą do Petersburga zawitać, a do straty w ludziach i pieniądzach przybywała strata jeszcze dotkliwsza – groza, którą imię Mikołaja było otoczone, już się ostać dłużej nie mogła; niegdyś mawiano, że kiedy car Mikołaj kichnie w Zimowym Dworcu, kury w Portugalii idą spać o pół godziny wcześniej; a teraz ten car Mikołaj był w obliczu całego świata pobity i upokorzony. Bratankowi Napoleona Wielkiego chodziło także jak o życie, o wojenną chwałę, więc wodzowie francuscy bili się dobrze; Anglikom chodziło o swoje prestigium w Azji; prowadzono wojnę dla komedii, ale w ciągu tej komedii jedna i druga strona chciała bitwy wygrywać, a Mikołaj przegrywał ciągle. Upokorzenia przeżyć nie mógł. Syn jego Aleksander II30 mógł się tym przynajmniej pochwalić, że gdzie się Moskale sam na sam z Turkami bili, zwyciężyli, że w Małej Azji zdobyli Kars31. Więc wyprawił posłów na kongres pokojowy do Paryża, a jak się Henryk Rzewuski32 dowcipnie wyraził: „Europa dostała pokój malowany, a Rosja z obiciem”.

Mądrze zrobili Polacy, że się w czasie wojny do żadnych czynów porywczych skusić nie dali. Wynik wojny prowadzonej dla komedii przyniósł jednak Polsce natychmiastowe korzyści, mógł przynieść większe, trwałe – gdyby – gdyby nie – ale „gdyby” nic w historii nie znaczy.

 

znaczy.

 

 

 

  • Stanisław Koźmian (1836-1922) – publicysta, polityk galicyjski, krytyk i reżyser teatralny, współtwórca konserwatywnego środowiska Stańczyków. Był posłem do Sejmu Krajowego i Rady Państwa (1869–1870),zasiadał także w wiedeńskiej Izbie Panów (1917–1918). W latach 1871-1885 był dyrektorem teatru w Krakowie. Był wieloletnim współpracownikiem i redaktorem naczelnym konserwatywnego dziennika „Czas”, współtworzył także „Przegląd Polski”, którego był jednym z najważniejszych autorów. Najgłośniejszą pracą Koźmiana, kontrowersyjną i szeroko dyskutowaną, była Rzecz o roku 1863, wydana w 1895 r. krytyka powstania styczniowego. Uznanie zyskała także wielostronna analiza polityki twórcy zjednoczonych Niemiec: O działaniach i dziełach Bismarcka (1902). Prezentowany fragment pochodzi z artykułu, który Wojciech Dzieduszycki ogłosił w „Przeglądzie Polskim” po ukazaniu się wyboru pism politycznych Koźmiana, przedstawiając własne obserwacje dotyczące zagadnień, o których w owych pismach pisał jeden z liderów Stańczyków.
  • Ludwik Wodzicki (1834-1894) – hrabia, polityk galicyjski, jeden z twórców i liderów środowiska Stańczyków, współzałożyciel „Przeglądu Polskiego”, zasiadał w wiedeńskiej Radzie Państwa i w lwowskim Sejmie Krajowym (w latach 1877-1881 był jego marszałkiem).
  • Julian Klaczko (1825-1906) – polski publicysta, krytyk literacki, polityk, historyk sztuki. Ogólnoeuropejską sławę zyskał publikując na łamach wpływowego „Revue des Deux Mondes”. Głośne stały się zwłaszcza jego artykuły krytykujące politykę brytyjską, panslawizm, a przede wszystkim działalność kanclerza Bismarcka. Był też wybitnym znawcą historii i kultury włoskiej. Główne prace (daty wydań polskich): Poeta bezimienny (1862), Aneksja w dawnej Polsce (1901), Studia dyplomatyczne. Sprawa polska – sprawa duńska (1903), Dwaj kanclerze (1905), Wieczory florenckie (1881), Rzym, i Odrodzenie. Juliusz II (1900).
  • Mikołaj I Romanow (1796-1855) – car rosyjski od 1825 r., w latach 1825-1831 król Polski (Królestwa Kongresowego). Na początku panowania stłumił powstanie dekabrystów (1825). Po uporaniu się z powstaniem listopadowym prowadził politykę represji wobec Polaków, m.in. zniósł konstytucję Królestwa Polskiego i zamknął uniwersytety w Warszawie i Wilnie. W 1846 r. posłał wojska do stłumienia powstania krakowskiego, zaś w 1849 r. – na prośbę Austrii – do zdławienia powstania węgierskiego. Umocnił pozycję Rosji na Bałkanach. W ostatnich latach życia uwikłał Rosję w wojnę krymską.
  • Autor przywołuje pożar, który strawił Moskwę od 14 do 18 września 1812 r. Przyjmuje się, że mogli ją podpalić sami Rosjanie, po podjęciu decyzji o oddaniu bez walki miasta Napoleonowi I Bonaparte.
  • 13 sierpnia 1849 r. w Világos powstańcy węgierscy podpisali kapitulację, kończącą ich zryw przeciw rządom austriackim, do którego stłumienia w dużej mierze przyczyniła się interwencja rosyjska.
  • Paweł I Piotrowicz (1754-1801) – cesarz Rosji w latach 1796-1801, syn Katarzyny II, włączył Rosję do koalicji antynapoleońskiej, został zamordowany.
  • Do rzezi galicyjskiej, znanej też jako rabacja, doszło na przełomie lutego i marca 1846 r. Chłopi dokonali wówczas wielu napaści na dwory i morderstw. Ich głównym przywódcą był Jakub Szela (1787-1866), choć o inspirowanie zaburzeń obwiniano władze austriackie.
  • Wernyhora – starzec kozacki, który w XVIII wieku miał przepowiadać przyszłość Polski. Badacze nie są zgodni, czy jest to postać autentyczna. Wernyhora stał się bohaterem cenionych dzieł artystycznych (np. Stanisław Wyspiański uwiecznił go w Weselu).
  • Michał Czajkowski (1804-1886) – działacz niepodległościowy, poeta i pisarz romantyczny. Po powstaniu listopadowym udał się na emigrację. Współpracował z Hotelem Lambert, będąc jego przedstawicielem w Turcji. W latach 50-tych przeszedł na islam i przyjął imię Sadyk Pasza. Walczył po stronie Turcji w wojnie krymskiej. Pod koniec życia bliskie mu były idee panslawizmu.
  • Andrzej Towiański (1799-1878) – filozof, przedstawiciel mesjanizmu, z wykształcenia prawnik. Po studiach na Uniwersytecie Wileńskim był asesorem Sądu Głównego w Wilnie. W 1828 r. w wileńskim kościele oo. Bernardynów miał doznać objawienia religijnego. Po wyjeździe w 1840 r. do Paryża, zyskał sławę w środowiskach emigracji polskiej. Dla swych idei pozyskiwał m.in. Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Krytyczni wobec niego byli natomiast konserwatyści. Po wydaleniu go z Francji przez tamtejsze władze, zarzucające mu szpiegostwo na rzecz Rosji, przeniósł się w 1842 r. do Szwajcarii.
  • Napoleon III (1808-1873) – bratanek Napoleona I. W 1848 został wybrany prezydentem Republiki. W 1851 r. dokonał zamachu stanu, zaś w kolejnym przeprowadził plebiscyt i ogłosił się cesarzem. Wielkie nadzieje z jego panowaniem wiązali Polacy, sądzący, że może on czynnie i skutecznie wystąpić w sprawie polskiej, do przywrócenia jej niepodległości włącznie – iluzje te rozwiały się w czasie powstania styczniowego. Opinię o politycznej i militarnej potędze Napoleona III ostatecznie zweryfikowała klęska Francji w wojnie z Prusami (1870-1871). Cesarz dostał się wówczas do pruskiej niewoli i jego panowanie zakończyło się detronizacją (formalnie w 1871, choć władzę stracił już w 1870 r.). Po uwolnieniu resztę życia spędził w Anglii.
  • Adam Mickiewicz (1798-1855) – polski poeta, więzień carski i zesłaniec za działalność spiskową, wykładowca Collège de France, twórca Legionu Polskiego w czasie Wiosny Ludów, współzałożyciel i redaktor „Trybuny Ludu”.
  • Ad Napoleonem III, caesarem Augustum, ad captum Bomarsundum captum [Do Napoleona III, cezara Augusta, oda na wzięcie Bomarsundu].
  • Adam Jerzy Czartoryski (1770-1861) – polski arystokrata, książę, dyplomata, myśliciel polityczny o poglądach konserwatywno-liberalnych; w młodości przyjaciel cara Aleksandra I i rosyjski minister spraw zagranicznych, w trakcie powstania listopadowego prezes Rządu Narodowego, po klęsce insurekcji twórca na emigracji w Paryżu prężnego ośrodka politycznego i kulturalnego zajmującego się sprawą polską (Hotel Lambert) m.in. poprzez akcje propagandowe i misje dyplomatyczne.
  • Czartoryski przemawiał w rocznicę Nocy Listopadowej.
  • Władysław Czartoryski (1828-1894) – polski polityk, książę, syn Adama Jerzego Czartoryskiego, po jego śmierci stanął na czele Hotelu Lambert, był prezesem Towarzystwa Historyczno-Literackiego. Współtworzył, a następnie kontynuował zabiegi ojca, by sprawa polska była obecna w grze dyplomatycznej mocarstw europejskich.
  • Jan Henryk Dąbrowski (1755-1818) – polski wojskowy, żołnierz armii saskiej i wojska polskiego, uczestnik powstania kościuszkowskiego, twórca Legionów Polskich we Włoszech i żołnierz wojen napoleońskich.
  • Henry John Temple, wicehrabia Palmerston (1784-1865) – angielski polityk, premier Wielkiej Brytanii (1855-1858, 1859-1865), wielokrotny minister (m.in. spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych), związany początkowo z torysami, następnie z wigami.
  • Marek Jandołowicz (1713-1799) – karmelita, kaznodzieja, jeden z duchowych przywódców konfederacji barskiej, znany jako ksiądz Marek. Po upadku konfederacji został na sześć lat osadzony w ciężkim więzieniu. Jego postać zainspirowała m.in. Juliusza Słowackiego, który napisał dramat Ksiądz Marek (1843).
  • Ludwik Filip I (1773-1850) – książę Chartres. Po wybuchu rewolucji francuskiej związał się z klubem jakobinów, ale w 1793 r. wyemigrował do Anglii. Do ojczyzny powrócił w 1814 r. W 1830 r. – po wybuchu rewolucji lipcowej i abdykacji Karola X i jego starszego syna Ludwika Antoniego, wbrew woli zwolenników Burbonów chcących koronacji Henryka, księcia Chambord (młodszego syna ustępującego władcy) – Ludwik Filip został obrany przez Zgromadzenie Narodowe królem Francuzów. Panował do 1848 r., gdy wskutek rewolucji lutowej abdykował i uciekł do Anglii.
  • Fryderyk Wilhelm IV (1795-1861) – król pruski od 1840 r., z dynastii Hohenzollernów. Za jego panowania Prusy przekształciły się w monarchię konstytucyjną, choć zmiana ustrojowa została wymuszona sytuacją polityczną – zaburzeniami Wiosny Ludów – nie zaś przekonaniami króla. Przysięgę na nową konstytucję złożył w 1850 r. Choć był zwolennikiem zjednoczenia  Niemiec, w 1849 r. odrzucił koronę cesarską zaoferowaną mu przez parlament frankfurcki, uznając, że nie powinien przyjmować jej od przedstawicieli ludu (miał rzec, że „nie będzie podnosił korony z błota”). Pod koniec życia borykał się z chorobą psychiczną, dlatego władzę sprawował wówczas jego brat i następca Wilhelm I.
  • 29 listopada 1850 r. w Ołomuńcu został zawarty traktat między Prusami i Austrią. W myśl jego postanowień Prusy wystąpiły z powstałej wiosną tego roku unii erfurckiej (pieczętując jej los). Sankcjonowano odrodzenie Związku Niemieckiego, który powstał w 1815 r. na mocy decyzji kongresu wiedeńskiego, z wiodącą rolą Austrii, co uważano za upokorzenie Prus, wynikłe z woli wspierającego wtedy Austrię Mikołaja I.
  • Dzieduszycki pisał swój tekst w 1904 r., gdy wybuchła wojna rosyjsko-japońska, rozpoczęta 9 lutego atakiem floty japońskiej na bazę morską Rosji Port Artur – następnego dnia Mikołaj II wypowiedział wojnę Japonii.
  • Iwan Paskiewicz (1782-1856) – rosyjski wojskowy, generał, od 1832 do 1856 r. namiestnik Królestwa Polskiego, stłumił powstania listopadowe i węgierskie.
  • Omer Pasza (1806-1871) – Serb pochodzący z Chorwacji, wojskowy w służbie tureckiej, marszałek od 1864 r. Tłumił antytureckie powstania w Albanii, Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze oraz na Krecie, walczył z Rosją w czasie wojny krymskiej, m.in. dowodził armią nad Dunajem.
  • Klemens Lothar von Metternich (1773-1859) – austriacki polityk, dyplomata, minister spraw zagranicznych (1809-1848)
    i kanclerz Austrii (1821-1848), przeciwnik ruchów rewolucyjnych. W 1848 r. w czasie Wiosny Ludów musiał uciekać z Wiednia, wyjechał do Londynu, skąd powrócił w 1851 r.
  • Felix Schwarzenberg (1800-1852) – książę, polityk austriacki, minister spraw zagranicznych i premier od 1848 r. do śmierci. Odegrał ważną rolę w tłumieniu Wiosny Ludów i zapewnieniu Austrii przewagi w krajach niemieckich.
  • Aleksander Gorczakow (1798-1883) – rosyjski dyplomata i polityk. Od 1856 r. minister spraw zagranicznych Rosji – przestał kierować rosyjską dyplomacją w 1879 r. (formalnie zdymisjonowany w 1882 r.). Za jego sprawą w czasie wojny krymskiej nie doszło do przyłączenia się Prus i Austrii do koalicji antyrosyjskiej. Torpedował też działania na rzecz sprawy polskiej podejmowane przez Napoleona III w przededniu i w czasie powstania styczniowego.
  • Aleksander II Romanow (1818-1881) – syn Mikołaja I, po jego śmierci od 1855 r. cesarz rosyjski. W początkach panowania podjął próbę zreformowania cesarstwa (m.in. przeprowadził uwłaszczenie chłopów w 1861 r.). Stłumił powstanie styczniowe, doprowadził do rozszerzenia granic Rosji na Kaukazie, w Azji Środkowej i na Dalekim Wschodzie. Zginął w zamachu, którego dokonał członek „Narodnej Woli”, Polak Ignacy Hryniewicki.
  • Walki o Kars w czasie wojny rosyjsko-tureckiej w latach 1877-1878 r., zakończone jego zajęciem przez Rosję, były kolejną odsłoną zmagań o to położone w pobliżu granicy z Armenią miasto. Rosjanie w XIX w. parokrotnie próbowali je zająć. Udało się to im w 1828 r. i w czasie wojny krymskiej (gdy stacjonował w nim brytyjski garnizon borykający się z problemami z epidemią cholery i zaopatrzeniem, zmuszony do poddania się), ale oddawali je Turkom na drodze dyplomatycznej. Zdobycz z czasów panowania Aleksandra II okazała się bardziej trwała – Kars wrócił do Turcji dopiero po I wojnie światowej.
  • Henryk Rzewuski (1791-1866) – polski prozaik i konserwatywny publicysta polityczny. Współtworzył grupę literacko-polityczną zwaną „petersburską koterią” (lub „pentarchią”), skupiającą się wokół „Tygodnika Petersburskiego”. Był urzędnikiem do specjalnych poruczeń przy namiestniku Królestwa Polskiego Iwanie Paskiewiczu. Założył „Dziennik Warszawski”, który po kilku latach przestał redagować, powrócił na Wołyń i odsunął od życia publicznego. Napisał m.in. Pamiątki Pana Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego (1839), Mieszaniny obyczajowe, wydane pod pseudonimem Jarosz Bejła (1841-1843) i Wędrówki umysłowe przez autora Zamku Kaniowskiego (1851).

 

***

Wojciech Dzieduszycki (1848-1909), konserwatywny myśliciel polityczny, polityk, filozof. Urodził się 13 lipca 1848 r. w Jezupolu, studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie Wiedeńskim. Stopień doktora filozofii otrzymał w 1871 roku, zaś prawo ukończył rok później. Po studiach wrócił do rodzinnych majątków na Podolu. Aktywnie uczestniczył w życiu publicznym, szybko zyskując sławę jednej z najbarwniejszych postaci w Polsce tej epoki. W 1876 r. zasiadł w Sejmie Krajowym we Lwowie, stając się jednym z czołowych reprezentantów nurtu konserwatywnego, tzw. środowiska „Podolaków”. W latach 1879-1885 i 1895-1909 był posłem w wiedeńskiej Radzie Państwa, odgrywając doniosłą rolę w funkcjonowaniu Koła Polskiego (był m.in. jego wiceprezesem 1900-1904 i 1907-1909 oraz prezesem 1904-1906). Ceniony przez cesarza Franciszka Józefa I, który mianował go tajnym radcą dworu w 1898 r., pełnił funkcję ministra dla Galicji w latach 1906-1907, a w 1907 r. odznaczony został Orderem Żelaznej Korony I klasy. Ostatnie lata życia spędził w Wiedniu. Mimo zaangażowania w życie polityczne wiele pisał, dowodząc niepospolitej wszechstronności: pozostawił po sobie powieści (m.in. Aurelian, 1879; Święty Ptak, 1895), dramaty (np. Bohdan Chmielnicki, 1873), tłumaczenia Sofoklesa i Szekspira, prace z dziedziny historii sztuki (Historia malarstwa we Włoszech, 1892), historii kultury (Ateny, 1878), filozofii i myśli politycznej (Roztrząsania filozoficzne o podstawach pewności ludzkiej, 1893; Historia filozofii, 1894; Mesjanizm polski a prawda dziejów, 1902; Dokąd nam iść wypada?, 1910). Publikował wiele artykułów w prasie codziennej, m.in. „Gazecie Narodowej” (część z nich została zebrana w dwóch seriach Listów ze wsi, 1889 i 1890). Zaangażowany był także w prace instytucji kulturalnych i społecznych Galicji. Wykładał na Uniwersytecie we Lwowie, gdzie uzyskał tytuł docenta historii filozofii, etyki i estetyki (1894), zaś w 1896 r. został profesorem nadzwyczajnym estetyki. Jego wykłady i odczyty publiczne cieszyły się wielką popularnością. Zmarł w Wiedniu 23 marca 1909 r. W 2017 r. Ośrodek Myśli Politycznej wydał Wybór pism Dzieduszyckiego. W serii Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej zostały też wznowione w jednym tomie książki Dokąd nam iść wypada? oraz Mesjanizm polski a prawda dziejów.

Prezentowany fragment pochodzi z tekstu Pisma polityczne Stanisława Koźmiana 1904, „Przegląd Polski” 1904, t. 153 (lipiec), s. 33-46.

 

*  *  *

Tekst opracowany w ramach projektu: Geopolityka i niepodległość – zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosownej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2018.