Europa zaczyna się martwić
Andrew A. Michta, profesor Bezpieczeństwa Narodowego na U.S. Naval War College, na łamach portalu the-american-interest.com stawia tezę, że niezależnie od tego, kto wygra październikowe wybory prezydenckie w USA, bezpieczeństwo Europy, a także relacje transatlantyckie, nie wrócą na priorytetowe miejsce w polityce zagranicznej USA.
Po „super wtorku” najbliżej nominacji z ramienia swoich partii są Donald Trump i Hilary Clinton. Na tym etapie warto się zastanowić co ewentualne zwycięstwo tych kandydatów przyniesie dla relacji transatlantyckich. Autor zauważa zaniepokojenie ze strony europejskich partnerów, którzy przyglądają się prawyborom z uwagą.
Za pięć miesięcy członkowie pakt północnoatlantyckiego będą debatować w Warszawie nad tym, jak odpowiedzieć na zagrożenie ze strony Rosji, a także jak reagować na wydarzenia, które mają miejsce na Bliskim Wschodzie. Wszystkie te problemy przypadają na czas przeciążenia instytucjonalnego wspólnoty europejskiej w obliczu debaty nad Grexitem, grożącym Brexitem, kryzysem eurostrefy i masowej imigracji, która na tę skalę nie była widziana od czasów II wojny światowej. Europejskie elity zdają się do granic absurdu wypierać ten problem ze swojej świadomości.
Ekspert podkreśla, że Stany Zjednoczone i Europa potrzebują odnowy gwarancji swojego obustronnego bezpieczeństwa bardziej niż kiedykolwiek od zakończenia Zimnej Wojny. Będzie to wymagało od elit Unii Europejskiej przede wszystkim zaprzestania podtrzymywania iluzji nieistnienia problemu bezpieczeństwa na kontynencie. Amerykanie ze swojej strony powinni potwierdzić gwarancje NATO.
Jeśli Hilary Clinton zwycięży w wyborach prezydenckich, ocenia Michta, to zaangażowanie USA w sprawy europejskie nie ulegnie zasadniczej zmianie, a administracja Waszyngtonu może kontynuować linię resetu z czasów Obamy. Jeśli trendy ostatnich ośmiu lat się utrzymają, to liczba osób popierających demokratów zacznie spadać. Polityka Amerykanów, którzy zapominają jak istotne było zaangażowanie USA w Europie dla wygrania Zimnej Wojny jest groźna.
Powiedzenie, że ostatnie osiem lat współpracy USA-UE, współpracy na linii Obama-Merkel, były trudne, byłoby zdaniem Michty znacznym uproszczeniem problemu. Europejscy partnerzy oczekują, że w razie zwycięstwa Clinton, Stany Zjednoczone zaangażują się w większym stopniu, niż ma to miejsce teraz. Optymizmem nie napawa fakt, podkreśla autor, że jako sekretarz stanu była ona orędowniczką interwencji w innych rejonach świata. Wydaje się że poza nieznaczną korektą linii Obamy głównym obszarem działań Amerykanów pozostaną państwa MENA (Bliski i Środkowy Wschód, Afryka Północna).
Michta zauważa, że perspektywa wygrania wyścigu prezydenckiego przez Trumpa wydaje się wywoływać niepewność wśród komentatorów tak ze „starej”, jak i z „nowej” Europy. Sugeruje, że europejscy analitycy nie doceniają społecznego buntu, zmęczenia partyjnymi elitami, w które doskonale wpisuje się kontrowersyjny biznesmen. Pierwotna protekcjonalność i lekceważenie, jakie w stosunku do kandydata republikanów wykazywali Europejczycy, ustępują miejsca głębokiemu zaniepokojeniu, gdyż zdają oni sobie sprawę, że Trump rzeczywiście może być nowym lokatorem Białego Domu. Michta stwierdza, że jego program nie ma wiele wspólnego z obecną polityką USA. Jego obietnice uczynienia Ameryki znów wielką wydają się zwyczajną formułką. Powodem niepokojów w Europie są natomiast zapowiedzi, że chciałby ułożyć sobie przyjacielskie stosunki z Putinem.
Ekspert stwierdza, że elity europejskie przyzwyczaiły się do niechętnej ingerencji USA w sprawy Starego kontynentu za ery Obamy. Podczas gdy prezydentura Clinton zapowiada więcej liberalnej współpracy, to polityka zagraniczna anonsowana przez Trumpa uderza w podejście do spraw międzynarodowych Europejczyków. Z punktu widzenia Paryża, Berlina czy Warszawy najważniejszym elementem, wynikającym z wizji polityki zagranicznej zapowiadanej przez biznesmena, jest to, że będzie wymagała od Europy większego zaangażowania się w proces decyzyjny. Na Starym Kontynencie panuje głęboka obawa, że jego ewentualny wybór pozostawi NATO bez wspólnego celu i wzmocnienia wschodniej, a także południowej, flanki.
Michta konkluduje, że zdaje się, że europejscy przywódcy zdali sobie sprawę, że w przypadku zwycięstwa któregokolwiek z kandydatów w nadchodzących wyborach sprawy europejskie nie staną się priorytetem dla przyszłej administracji Białego Domu.
Opracowanie: Sławomir Wójs
Źródło: http://www.the-american-interest.com/2016/03/05/europe-begins-to-worry/
14.03.2016