Znów zamieszki we Francji. Analiza Hélèny de Lauzun

Fala zamieszek we Francji wywołuje liczne komentarze. Jeden z nich na portalu The European Conservative zamieściła Hélèna de Lauzun. Przypomina, że poprzednia tego typu fala miała miejsce w 2005 r. Ta obecna nastąpiła po zastrzeleniu przez policjanta (27 czerwca) siedemnastolatka, który odmówił wykonywania rozkazów. W 2015 r. zaczynem zamieszek była śmierć dwóch nastolatków, którzy próbując uciec przed policją, schronienia szukali w podstacji elektrycznej. De Lauzun zwraca uwagę, że osiem lat temu zamieszki ograniczały się do przedmieść i tzw. trudnych dzielnic, obecnie zaś ich fala przelewa się przez cały kraj. Jej zdaniem rząd francuski popełnił błąd, gdyż nie zachował „rozsądnego dystansu” i zachęcił do protestów, czcząc pamięć nastolatka minutą ciszy w Zgromadzeniu Narodowym. Tym samym sprawił wrażenie, że władza jest winna tej sytuacji. Podważony został też autorytet policji. Pozostaje pytanie, jak reagować na obecną sytuację. Istnieje bowiem ryzyko jej eskalacji.

Zarazem, jak wynika z przytoczonych przez de Lauzun danych sondażowych, 70% Francuzów opowiada się za interwencją armii w celu zaprowadzenia porządku. Zdaniem autorki, choć ten pomysł wydaje się atrakcyjny, to wojsko nie jest do tego przeznaczone. Patrząc na problem z szerszej perspektywy, wskazuje ona, że zamieszki ukazują skalę rozłamu i podziałów we francuskim społeczeństwie, co unaoczniały już protesty tzw. żółtych kamizelek. Stawia mocną tezę, że „nie ma już narodu francuskiego” i dowodzi, że różne grupy żyjące na francuskiej ziemi są niezdolne do „życia razem”. Przyczyniają się do tego także politycy. De Lauzun uważa, że niebezpieczną grę prowadziła skrajna lewica, usprawiedliwiając przemoc protestów. Przypomina, że proszący teraz o wsparcie burmistrz Lyonu z partii zielonych, kilka tygodni temu ostro krytykował ministra spraw wewnętrznych i policję.

De Lauzun odnosi się też do źródła problemu. Wskazuje, że Francja przyjęła miliony migrantów, ale „uważała, aby nie nauczyć ich kochać swój kraj”. W systemie edukacji zaszczepiano „prawo do odmienności” i „szacunek dla kultur pochodzenia”. Zarazem w młodych ludziach, obywatelach francuskich niefrancuskiego pochodzenia, zasiane zostało ziarno nienawiści do kraju, którego są obywatelami. Uczestnicy zamieszek atakują wszystko, co „ucieleśnia ustalony porządek”, np. komisariaty policji, ratusze, ale też szkoły i biblioteki. De Lauzun przekonuje, że rząd francuski – ten obecny, ale tak samo było z poprzednimi – „nie ma zamiaru stawić czoła sednu problemu”, czyli nie chce dokonać zmiany polityki emigracyjnej i edukacyjnej oraz w zakresie sądownictwa. Zamiast tego, prognozuje autorka, po raz kolejny przeznaczy wielkie środki na potrzeby „cieszących się złą sławą dzielnic, które już otrzymują większość francuskiej pomocy społecznej” – to z kolei wywołuje poczucie niesprawiedliwości u tych Francuzów, którzy żyją zgodnie z prawem i pomocy nie dostają.

De Lauzun kończy swój tekst bardzo krytyczną oceną zachowania prezydenta Macrona, który – podobnie jak w przypadku protestów „żółtych kamizelek” – dba o to, by przywrócenie porządku dokonało się w sposób najbardziej mu dogodny politycznie.

https://europeanconservative.com/articles/analysis/french-riots-a-tale-of-the-riot-of-2023/ [lipiec 2023]