Katarzyna Korzeniewska
Historyk, socjolog i tłumacz, niezależny obserwator spraw litewskich. Stale współpracuje z „Polskim Przeglądem Dyplomatycznym” i litewskim czasopismem „Naujasis Židinys – Aidai”.
Odchodzący od władzy Związek Chłopów i Zielonych zajmie w sejmie 32 miejsca, można więc mówić o jego przegranej, ale w żadnym wypadku – nie o druzgocącej porażce. Taka dotknęła Akcję Wyborczą Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin, przewodzoną przez europosła – Waldemara Tomaszewskiego. Akcja nie wprowadziła posłów w wyborach z list ogólnokrajowych, ale troje – z okręgów jednomandatowych. Dotychczas miała ośmiu i była uczestnikiem koalicji rządzącej.
Za prawdziwych zwycięzców mogą się uważać Partia Wolności i Partia Pracy. Pierwsza, powstała w wyniku odejścia części działaczy z Ruchu Liberałów w 2019 r., a teraz dostała od wyborców premię za nowość, ale w jej szeregach są doświadczeni politycy, aktywni np. w samorządach (np. mer Wilna – Remigijus Šimašius czy Ewelina Dobrowolska). Wygląda na to, że z partii, która walczyła o zaistnienie Partia Wolności stanie się koalicjantem.
Od ostatnich wyborów swoją reprezentację w sejmie podwoiła Partia Pracy Wiktora Uspaskicha (także europosła) i wprowadziła teraz 10 posłów.
Ingrida Šimonytė nie spieszy się z rozdawaniem teczek ministerialnych, ale nie czeka z rządzeniem, zapowiadając już teraz korektę uchwalonego niedawno budżetu i zmianę strategii walki z koronawirusem. Wśród kandydatów i pretendentów do foteli ministerialnych o szefie dyplomacji – na razie cisza. Dotychczasowy minister – Linas Linkevičius, o którym czasem żartowano, że ministrem spraw zagranicznych jest z zawodu, przegrał w okręgu jednomandatowym z liderką Partii Wolności. Linkevičius był architektem zaangażowania Litwy jako ambasadora demokratycznej Białorusi w UE. Jego przegrana jest jednak kwestią partyjną (startował jako kandydat Litewskiej Socjaldemokratycznej partii Pracy) i nie ma podstaw, by sądzić, że konserwatyści z liberałami zmienią w tym względzie kurs.
Zmiana na Litwie może przynieść pogorszenie wizerunku stosunków polsko-litewskich: raczej nie będzie już wylewnych przywitań premierów na granicy i ich zaproszeń do wspólnego oglądania meczu koszykówki. Nietrudno sobie wyobrazić, że stronę ceremonialno-wizerunkową relacji z Polską premier i szef dyplomacji chętnie zostawią prezydentowi. Ktokolwiek będzie ministrem spraw zagranicznych, będzie rozumiał, że z Polakami, którzy nie mają teraz w Europie dobrej prasy, źle się wychodzi na zdjęciach, ale nie można z nimi nie współpracować, bo są za miedzą. To pozwala przewidywać nie tyle realne pogorszenia wzajemnych relacji, co obniżenia dawki politycznej uwagi, poświęcanej relacjom z Polską, a przez to pośrednio – celowemu umniejszeniu ich znaczenia. Nie tylko w wyniku pragmatycznego wyboru nowej koalicji. Odchodzący premier Saulius Skvernelis, którego niektórzy obserwatorzy w Polsce określają jako „najbardziej propolskiego litewskiego premiera”, czuł polski kontekst i specjalnie nie ukrywał, że w wielu aspektach polskie rozwiązania mu imponują i chciałby je kopiować. Ze strony aspirującego do miana nowoczesnej, europejskiej chadecji Związku Ojczyźnianego, a tym bardziej – ich koalicjantów, na tego rodzaju „chemię“ trudno liczyć.