Partnerstwo Wschodnie – sukces czy porażka Unii Europejskiej. Rozmowa z dr. Stanisławem Górką (03.12.2013)

Sebastian Górka: Jak należy ocenić przebieg szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie? Jakie wnioski można z niego wyciągnąć?

 

Stanisław Górka: Polskie media, jak i większość komentatorów, skoncentrowały się na sprawie Ukrainy i słusznie, niemniej przez to ginie w tych doniesieniach szerszy horyzont. Po pierwsze, trzeba pochwalić Litwinów za organizację szczytu. Zabrali się za to dość pragmatycznie i miedzy innymi udało im się zapewnić to, że na szczyt przyjechała większość decydentów unijnych i szefów państw i rządów Partnerstwa. Zatem pod względem reprezentacji ten szczyt jest bardziej udany od szczytu warszawskiego i o wiele bardziej od praskiego, który pod tym względem był pewną porażką.

Czy możemy zatem mówić o sukcesie?

 

Media co prawda skupiły się na tym, że decyzją władz ukraińskich nie podpisano parafowanej wcześniej umowy stowarzyszeniowej między Unią Europejską a Ukrainą. To jest wielka medialna porażka tego szczytu, bo w ostatniej chwili Rosji i ukraińskim przeciwnikom tego porozumienia udało się to zrobić, wręcz w teatralnym stylu. Ten suspens pojawił się na sam koniec. Z drugiej strony szczyt nie jest absolutnym fiaskiem, gdyż podpisano kilka dokumentów, w tym m.in. parafowano umowy stowarzyszeniowe z Mołdawią i Gruzją. Można się więc spodziewać, że te kraje znajdą się teraz na celowniku działań rosyjskich. Dodatkowo z Ukrainą parafowano porozumie dotyczące lotnictwa cywilnego i jeśli ono wejdzie w życie, to od lata 2015 r. między Ukrainą a Unią będą mogły latać wszelkie tanie linie lotnicze. Każdy przewoźnik, który zechce tam latać, będzie mógł to zrobić z dowolnego portu lotniczego i to jest olbrzymia różnica, o niebagatelnym znaczeniu dla kontaktów międzyludzkich. To jest olbrzymi plus. Podpisano także porozumienie o liberalizacji ruchu wizowego z Azerbejdżanem, podobne do tego jakie Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Armenia a nawet Rosja mają od wielu lat. Jest to też niewielki krok do przodu. Podpisano umowę ramową w sprawie uczestnictwa Gruzji w unijnych misjach zarządzania kryzysowego. Podpisano również wspólną deklarację wszystkich uczestników szczytu. Widać zatem, że klęska starań o podpisanie umowy z Ukrainą nie oznacza całkowitej klęski szczytu. Jest to raczej taki dotkliwy policzek, ale nie znaczy on, że nic innego na szczycie się nie działo i nie udało. Poza tym szczytowi towarzyszył szereg innych przedsięwzięć: spotkanie parlamentarzystów w litewskim Sejmie, Forum Biznesu Partnerstwa Wschodniego, Zgromadzenie Małych i Średnich Przedsiębiorców, konferencja organizacji pozarządowych, wydarzenia kulturalne. Te formy współpracy zbliżają ludzi niezależnie od aktualnych dokonań polityków.

 

Czy to nie oznacza jednak, że jest to tylko „nagroda pocieszenia”? Sam szczyt będzie postrzegany właśnie z perspektywy braku porozumienia z Ukrainą, a nie umów z Gruzją i Mołdawią.

 

Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą miało być ukoronowaniem szczytu i niejako ukoronowaniem tych kilku lat funkcjonowania Partnerstwa Wschodniego. I to jest niewątpliwie policzek dla wszystkich. Z drugiej strony, czy podkreślając teraz ten wymiar ukraiński sami nie wpychamy się w ten kanał, w którym już nie będziemy mogli inaczej myśleć o tym szczycie i go oceniać, jak tylko przez pryzmat klęski z Ukrainą? Tak jak mówię, do tego idea szczytu i idea Partnerstwa Wschodniego się nie sprowadzała. To miał być sukces, ale jak go nie ma, to nie znaczy że wszystko jest zmarnowane. Żeby nie okazało się, że nie tylko Rosja tryumfując, ale my we własnej percepcji nie stworzymy sobie czegoś takiego jak „syndrom Wietnamu” w Stanach Zjednoczonych, tzn. coś co nie było klęską w pewnym momencie zaczęło być postrzegane jako klęska i tak się przyjęło. Ja bym przed czymś takim przestrzegał i podkreślał, że po pierwsze, świat się nie kończy na tym niepowodzeniu z Ukrainą. Po drugie, że należy wyciągnąć z tego wnioski. Oczywiście będzie to trudne, bo to, co się teraz dzieje na Ukrainie, na ulicach, tym bardziej składnia nas do skupiania się na tym kraju. Z perspektywy Polski Ukraina jest rzeczywiście kluczowa w przeciwieństwie do Gruzji czy Mołdawii. Ale spróbujmy na to spojrzeć również inaczej.

 

Co dalej zatem z ideą Partnerstwa Wschodniego?

 

Nie sądzę, aby eurobiurokraci od idei Partnerstwa Wschodniego się odwrócili, żeby to jakoś zlikwidowano, czy zepchnięto na jakiś drugorzędny, marginalny tor. Być może posłuży to jako pretekst do przemyślenia nie tylko samej idei PW ale sposobu, działania Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych i reagowania przez Brukselę na bodźce zewnętrzne. Nie może być tak, że my uważamy, iż mamy jakiś tam plan, który jest najlepszy na świecie i niezależnie od tego, co się na tym świecie dzieje, tzn. niezależnie od tego, jaka jest sytuacja gospodarcza Ukrainy, niezależnie od tego jak wyglądają wewnętrzne tarcia polityczne na Ukrainie, niezależnie od tego, czy ktoś na tę Ukrainę naciska z zewnątrz, jak Rosja w tym wypadku, my udajemy, że tak naprawdę liczy się tylko nasz plan, który sobie przyjęliśmy i który stopniowo jest realizowany. Tak nie jest. Świat ma charakter dynamiczny i musimy reagować na nowe wyzwania, a nie tylko poprzestawać na tym, co kiedyś sobie zaplanowaliśmy. Ta klęska ukraińska powinna być przyczynkiem do przemyślenia sposobu działania UE na arenie międzynarodowej.

 

Jak powinna zachować się UE, czy skupić się na Ukrainie, która wymaga dużych nakładów czasu i pieniędzy, ale stanowić będzie olbrzymi sukces polityczny i prestiżowy, czy raczej skoncentrować się na Mołdawii i Gruzji, gdzie możliwość osiągnięcia sukcesu politycznego jest łatwiejsza, nawet jeśli będzie on mniejszy? Czy takie postawienie sprawy ma swoje uzasadnienie?

 

Zapewne większość głosów w Polsce opowie się za pomocą dla Gruzji i Mołdawii, narażonym na gniew Rosji, niemniej będzie się nadal podkreślać, że to Ukraina, jako nasz sąsiad, powinna pozostać pierwszoplanowa, bo tu leży nas geopolityczny obowiązek i interes. Nie negując tego w pełni rozłożyłbym akcenty inaczej. Jeśli udałoby się przekonać unijnych decydentów, jeśli chciano by rzeczywiście zrewidować dotychczasowy sposób uprawiania polityki zagranicznej, w tym polityki wschodniej, uczynić ją bardziej dynamiczną i skoncentrować się na tych państwach, to moim zdaniem koncentracja w tym momencie na Mołdawii jest rzeczą pierwszoplanową.

 

Dlaczego nie na Gruzji?

 

Ponieważ w Gruzji mamy obecnie wygodnego dla Rosji prezydenta, wygodny rząd oraz prorosyjskiego oligarchę, który za tym wszystkim stoi i to wszystko finansuje. W rezultacie walka o Gruzję nie będzie tak mocna. Dodatkowo, jeśli UE zdecyduje skupić się na Gruzji to da niejako Rosji pretekst żeby tych umiarkowanie prorosyjskich polityków gruzińskich popchnąć w stronę jakichś wypowiedzi skierowanych przeciwko integracji z UE. Dlatego ja bym Gruzinów nie ruszał, skupiłbym się raczej na cichej pracy u podstaw, polegającej na współpracy z Gruzją. Większość mediów i społeczeństwa, a nawet elit jest prozachodnia, więc jeśli nie będziemy prowokować otwartego starcia, to może się go uda uniknąć, a władze gruzińskiego będą musiały nadal uwzględniać prozachodnie dążenia.

Mołdawia jest natomiast w krytycznej sytuacji i wymaga natychmiastowych działań i to takich łatwo zauważalnych społecznie. Pod wpływem nie do końca udanej polityki wewnętrznej władz mołdawskich, które nawet na poziomie nazwy koalicji identyfikują się z integracją europejską, społeczeństwo mołdawskie zniechęcając się do rządzących, zniechęca się także do głównej idei, pod sztandarami której występują. W tym przypadku jest to idea integracji europejskiej. Mołdawia potrzebuje w krótkim okresie czasu widocznych znaków unijnej pomocy, które pozwoliłyby przeciągnąć opinię publiczną z powrotem na stronę europejską. Jeszcze kilka lat temu około 80% Mołdawian było proeuropejskich, dzisiaj jest to już tylko około 50%. Reszta opowiada się za unią celną z Rosją.

 

A jak w takim razie postrzegać unijną reakcję na rosyjskie embargo na mołdawskie wino? Czy to nie była wymierna korzyść?

 

Pytanie jest takie, jaki realny efekt dało szersze dopuszczenie mołdawskich trunków do rynku europejskiego? Preferencje konsumenckie nie idą w ślad za decyzjami politycznymi i to, że pozwolono Mołdawianom sprzedawać więcej wyrobów alkoholowych w UE, to wcale nie oznacza, że konsumenci zaczęli w większej ilości te trunki kupować. W UE mamy mnóstwo rozmaitych win. Poza tym producenci muszą się dostosować do wymagań nowych rynków. Jest to jednak dobry przykład na to, że z reakcją UE czasem nie jest tak źle. Żeby tylko nie skończyło się na nawoływaniach polityków. Co gorsza, Rosjanie dopiero przymierzają się do większej akcji anty-mołdawskiej. Jeśli zadziałają w większej skali, to pod pretekstem sanitarnym są w stanie zamknąć swój rynek nie tylko na wina mołdawskie. Byłoby to uciążliwe, ale w dużo większym stopniu dotkliwe będzie embargo na mołdawskie owoce i warzywa. Jeszcze poważniejsza kwestia to problem surowców energetycznych, głównie gazu ziemnego, gdyż tu Mołdawia jest całkowicie uzależniona od dostaw z Rosji. Mołdawianie starają się szybko zbudować łącznik z siecią rumuńską, ale to może się nie przydać, ponieważ mołdawska sieć gazowa została już dawno temu sprzedała Rosjanom. A zatem będzie to kwestia zmuszenia Rosjan do dopuszczenia alternatywnego gazu do swojej rury, do czego Rosjanie nie są zobligowani. Pomoc dla Mołdawii wymaga zatem zmiany myślenie, podjęcia strategicznej decyzji w UE i jej zdecydowanej realizacji. Dla przykładu, jeśliby w latach 1948-1949. Stany Zjednoczone i inne państwa Europy Zachodniej tylko mówiły o pomocy dla Berlina Zachodniego i tylko mówiły, że się solidaryzują z berlińczykami, to Berlin by upadł. Trzeba było się sprężyć i zorganizować bezprecedensowy most powietrzny.

 

Czy UE stać na taką pomoc?

 

Obawiam się, że nie. I to nie pieniądze są problemem. To jest mój osobisty pesymizm wynikający z długookresowych obserwacji, jak decydenci unijny działają i do czego są przyzwyczajeni. Przede wszystkim są bardzo samozadowoleni, co nie pozwala im dostrzegać perspektywy innych państw. To jest oczywiście bardzo przykre.

 

Jeżeli UE nie jest w stanie przelicytować Rosji w kontekście tak małego i geopolitycznie niewiele znaczącego państwa, jakim jest Mołdawia, to czy w ogóle ma sens dyskusja na temat Ukrainy?

 

To jest jak najbardziej zasadne pytanie i ja zgadzam się z tą troską. Jeśli nie mamy realnej oferty, która jest w stanie zbalansować działania rosyjskie lub stanowić alternatywę dla rosyjskiej oferty, jeśli nie mamy tego dla małej i biednej Mołdawii gdzie mieszkają raptem 4 miliony ludzi, czyli mniej niż w dużej aglomeracji europejskiej, jeśli nie jesteśmy w stanie pomóc ludziom w najbiedniejszym państwie Europy, to jest to tylko zawracanie głowy. Pomoc dla Mołdawii nie jest tym samym, czym byłaby pomoc, przykładowo, dla Luksemburga. Stopa zwrotu w porównaniu do zainwestowanego kapitału jest olbrzymia, bo baza, od której wychodzimy, jest niezwykle niska. Co więcej, jeśli nie będziemy w stanie tego zrobić, to oznacza, że Ukraina przerasta nie tylko polskie siły, ale także przerasta i europejskie możliwości. Nie dlatego, że Unia ich nie ma, ale dlatego że nie ma woli politycznej, aby coś z tym zrobić. Jeśli UE jest w stanie grube miliardy euro wydawać na pomoc rozwojową dla krajów Trzeciego Świata, jeśli UE jest w stanie przekazywać duże środki pomocowe dla krajów Bałkanów Zachodnich przewidzianych do członkostwa kiedyś w przyszłości, nawet dla takich słabo zaawansowanych jak Bośnia i Hercegowina czy Kosowo, to czym dla Unii jest Mołdawia. Czym jest ona gorsza od tych państw? Moim zdaniem, nie jest gorsza ani trudniejsza. Po prostu nikt jej nie dostrzega.

 

Czy UE powinna zatem swoją atencję skierować właśnie w stronę Mołdawii? Pokazać tym samym, że jeśli tylko dany kraj chce integracji, w przeciwieństwie np. do niezdecydowania Ukrainy, to jest ona możliwa. Czy można tym przykryć problemy związane z brakiem umowy z Ukrainą?

 

W pełni się z tym zgadzam. Wydaje mi się, że jeśli tylko zapadłaby taka decyzja, dodatkowe środki powinny zostać skoncentrowane na Mołdawii. I to zanim Rosja zwróci się przeciwko temu krajowi.

 

Czy można zakładać, że Rosja będzie w stanie zrezygnować z Mołdawii na rzecz Ukrainy? Czy to jest szansa dla UE?

 

Rosja jest w stanie pogodzić się niejako z utratą Mołdawii i jest tu pewna nadzieja. Z drugiej strony musimy jednak pamiętać, że po stronie rosyjskiej są dwaj aktorzy, którzy są bardzo zainteresowani kwestią mołdawską. Pierwszym jest Naddniestrze, region, który oderwał się od Mołdawii i istnieje tylko dzięki pomocy rosyjskiej. Drugim jest rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin, dla którego Mołdawia i Naddniestrze są takim konikiem. Jest to polityk bardzo pro-naddniestrzański i nawet jeśli on sam nie decyduje, a prezydent Putin, to jest w stanie lobbować, aby nie odpuszczać nawet Mołdawii. W Rosji ponadto może dojść do wybuchu tryumfalizmu, niezależnie czy jest on oparty na prawdziwych przesłankach, czy nie: wygraliśmy ze Stanami Zjednoczonymi w Syrii, wygraliśmy z Unią Europejską na Ukrainie, to możemy wygrać wszędzie i zawsze. W związku z czym nie musimy iść na żadne kompromisy, ale podążać śmiało do przodu, jak nasi ojcowie w 1945.